Porsche Arena w Stuttgarcie ma w sobie coś niezwykłego. Coś, co sprawia, że występujące pod jej dachem tenisistki regularnie wspinają się na wyżyny umiejętności, a najlepsze konfrontacje pamięta się jeszcze długo po zakończeniu turnieju.
Nie bez wpływu na taki obraz sytuacji jest specyficzna nawierzchnia stuttgarckiej hali. Twarde podłoże, przykryte cieniutką warstwą syntetycznej mączki, powoduje, że kort teoretycznie ziemny jest szybszy niż klasyczne korty twarde, na których przez większą część roku rywalizują tenisistki.
Nic więc dziwnego, że w Stuttgarcie triumfuje tenis ofensywny. Łatwość, z jaką można zagrać winnera owocuje przyjemnymi dla oka pojedynkami, w których jest znacznie więcej uderzeń kończących niż niewymuszonych błędów. Nie zawodzi także publiczność, która od pierwszych rund szczelnie wypełnia trybuny, głośno dopingując lokalne faworytki, ale także i największe gwiazdy, a głębokie kieszenie organizatorów corocznie zapewniają znakomitą obsadę imprezy.
W tegorocznej edycji na starcie pojawiła się praktycznie cała światowa czołówka (zabrakło jedynie Sereny Williams) i podobnie jak w minionych sezonach, kilka konfrontacji z niemieckiego turnieju śmiało mogło kandydować do miana "meczu roku". Na szczególne wyróżnienie zasługują dwa spotkania ćwierćfinałowe: niezwykła batalia Wiktorii Azarenki z Moną Barthel oraz wspaniały mecz Marii Szarapowej z Samanthą Stosur, choć ze względu na większą dramaturgię nieznanie wyżej można ocenić drugi z tych pojedynków.
Mentalne problemy Stosur zasłużyły już na opisanie w oddzielnym studium psychologicznym. Kolekcja przegranych półfinałów i finałów przez lata kariery zrobiła się imponująca, a wielkoszlemowy tytuł wywalczony w Nowym Jorku, zestawiony z dwoma triumfami w mniejszych imprezach wygląda wręcz komicznie. Nikogo nie dziwi, gdy pochodząca z Queensland tenisistka w jednym meczu imponuje skutecznością, a w następnym problemy sprawiają jej nawet najprostsze elementy tenisowego rzemiosła
Patrząc na bilans bezpośrednich konfrontacji między Rosjanką i Australijką, nasuwa się tylko jeden wniosek: Stosur z Szarapową grać nie umie i nie znosi. Niczego nie zmieniało jedno zwycięstwo w Stambule (Rosjanka grała z kontuzją kostki); przez lata dominowały porażki, często rozpaczliwe i bolesne. Tegoroczny pojedynek w Stuttgarcie był zaskakującą odmianą w tej jednostronnej rywalizacji, głównie za sprawą rewelacyjnie dysponowanej mistrzyni US Open, która sprostała oczekiwaniom i zdołała nawiązać wyrównaną walkę z niewygodną przeciwniczką.
Po pierwszych gemach pojedynku jasne było, że Stosur strach zostawiła w szatni. W jej poczynaniach nie było cienia nerwowości. Doskonale funkcjonował owiany sławą serwis, przy którym była niezagrożona, spustoszenie siał forhend, który w przeszłości do zgrzytania zębami doprowadzał samą Serenę Williams, a co najważniejsze, Australijka dysponowała żelaznym oparciem na stronie bekhendowej.
Kroku znakomicie dotrzymywała Szarapowa, która szybko zorientowała się, że droga do zwycięstwa będzie kręta i trudna. Caryca z Niagania przeciwstawiała się ofensywnie nastawionej rywalce fantastycznymi returnami, po raz kolejny dowodząc, że w tym aspekcie jest jedną z najlepszych tenisistek w zawodowym Tourze. Często grająca w kratkę, tym razem Rosjanka prezentowała się nadzwyczaj solidnie i wygrany przez Stosur tie break był godnym zwieńczeniem stojącego na niezwykle wysokim poziomie seta.
Zwycięstwo w pierwszej partii dodało tenisistce z Antypodów animuszu, choć rosyjska królowa motywacji nie spuściła z tonu. W siódmym gemie pojedynku doszło do pierwszego przełamania, a przy stanie 5:3 Australijkę dzielił od sukcesu jeden gem. Piłkę meczową przy własnym podaniu Szarapowa obroniła po mistrzowsku, potężnym bekhendem wymuszając błąd. Był to zarazem pierwszy naprawdę silny cios Rosjanki w tym spotkaniu, który dosięgnął Stosur i podciął jej szeroko rozpostarte skrzydła. Podając na mecz, australijska siłaczka oddała serwis.
Nie był to koniec emocji w partii, bowiem zwątpienie, które skrępowało jej ruchy, było chwilowe, a w tie breaku Stosur od zwycięstwa dzieliły dwa punkty. W napiętej końcówce triumfowała jednak zawsze chłodna głowa Szarapowej i to ona przystępowała do decydującej odsłony jako bardziej rozpędzona, choć opór rywalki złamała dopiero w 11. gemie. Po zakończeniu pojedynku przy własnym podaniu, Rosjanka wzniosła w górę ręce w geście triumfu, w pełni świadoma, jak wielki mecz rozegrała.
- Strasznie szkoda, że przegrałam, ale nie mogę mieć do siebie wielkich pretensji, bo grałam świetnie - mówiła po meczu Stosur. - To był znakomity pojedynek, obie prezentowałyśmy bardzo wysoki poziom. Pod koniec trzeciego seta Maria serwowała znacznie lepiej i wywierała na mnie presję. Dzięki temu wywalczyła jedynego break pointa w partii - analizowała Australijka.
- Moja rywalka postawiła dziś twarde warunki, więc niezmiernie cieszę się z tego zwycięstwa. Stosur miała swoje szanse w tym pojedynku - oceniła Szarapowa.
Kapitalne widowisko, które stworzyły obie tenisistki, było zwiastunem wielkiego powrotu Rosjanki. Dwa dni później pokonała w finale Wiktorię Azarenkę, rozpoczynając podbój czerwonej mączki; triumfalny marsz, zwieńczony wymarzonym tytułem na kortach imienia Rolanda Garrosa.