Bibliotenis: Najlepsza era tenisa

Christopher Clarey napisał o Stephenie Tignorze: "jeden z najbardziej spostrzegawczych i lirycznych pisarzy, zajmujących się globalną grą tenisa" i chyba już sam tytuł książki dowodzi, że miał rację.

Autor od razu stawia pytania, na które trudno wyczerpująco odpowiedzieć, nie uciekając się do środków poetyckich. "High Strung" - jak to przełożyć na polski: "Pod wysokim napięciem", "Naprężeni", a może "Naciągnięci"? A kolejny człon: "Bjorn Borg, John McEnroe i nieopowiedziana historia najzacieklejszej rywalizacji w tenisie"? Czy faktycznie rywalizacja Szweda z Amerykaninem była najzacieklejsza w historii białego sportu? A jeśli tak, to z jakiego powodu? Odpowiedzi oczywiście nie znajdzie się w pierwszym rozdziale, który zostawia czytelnika w oczekiwaniu na pierwszy serwis finału Wimbledonu w 1980 roku.

Od tego momentu narracja mogłaby potoczyć się chronologicznie. Mamy dwóch głównych bohaterów, scenę. Nic tylko czekać na detale. Tymczasem dzieje się coś zupełnie innego: z każdym kolejnym rozdziałem poznajemy nowe i niekoniecznie związane z samą grą aspekty życia obu rzekomo głównych bohaterów, pojawiają się coraz to nowe postaci, a krajobraz przepływa z zielonych gazonów SW19 na plac budowy na Flushing Meadows i z powrotem.

I wtedy do czytelnika trafia to, co wydawałoby się oczywiste: w 1978 roku minęło dziesięć lat od rozpoczęcia Ery Otwartej. Tenis przestawał dzielić graczy na amatorów-bon vivantów i ciułających w pocie czoła grosz zawodowców. Sukcesy święcił Jimmy Connors, dla którego uprzejmości na korcie nie wchodziły w skład istoty gry i który, aby kogoś pokonać, musiał go nienawidzić w całej rozciągłości. Harry Hopman nie szkolił już tych, którzy dla chwały Australii i sportu szesnastokrotnie zdobywali Puchar Davisa, a po wygranej szli gremialnie na piwo, a prowadził Akademię Tenisową Port Washington, gdzie szkolił się i Gerulaitis i McEnroe, a gdzie jeden z instruktorów nazywał się Nick Bollettieri. Jeden po drugim, tenisiści trafiali pod opiekę International Management Group (zresztą nie tylko tenisiści - także, jak zauważa autor, Jan Paweł II).

Symboliczne jest przywołanie przez Tignora rumuńskiego ślubu i wesela Borga - wydarzenia także zorganizowanego przez IMG. Szwed był u szczytu sławy i sukcesów. Kilka tygodni wcześniej pokonał w finale Wimbledonu McEnroe'a – gracza, dla którego walka z legendami i zastanym porządkiem była solą życia. Opis kończy się, kiedy państwo Borgowie udali się już do sypialni, a na parkiecie pozostał Ilie Nastase i dusza towarzystwa – Vitas Gerulaitis.

I Nastase i Gerulatisowi Tignor poświęca osobne rozdziały, podobnie jak Connorsowi i Lendlowi, którzy otwierają i zamykają ten pochód sław tenisowych. Jimmy "zdarł z tenisa nakrycie", czyniąc z niego tor wyścigu szczurów, a Ivan – nadał mu ramy w stu procentach profesjonalne. Dla Amerykanina liczyło się tylko zwycięstwo, w imię którego był zdolny do nawet oczywistych oszustw na korcie. Czech potrafił sukcesowi podporządkować absolutnie wszystko – na przykład, co rok kłaść w swojej rezydencji nową nawierzchnię na korcie tak, żeby w stu procentach miała właściwości kortów na US Open.

W książce obecni są nie tylko tenisiści, nie tylko działacze i dziennikarze. Dużą rolę odgrywa widownia: i księżna Diana Spencer i podpity, wielobarwny tłum w Nowym Jorku. Każdy kort leży pośród trybun, w dzielnicy, mieście i kraju. Grają na nim i otaczają go realni ludzie.

Opowieść zaczyna się na zielonej trawie All England Lawn Tennis and Croquet Club, a kończy – po finale roku 1981 na twardych, zalanych jupiterami kortach National Tennis Center. Żegnamy się z pierwotnymi protagonistami w ostatnim rozdziale, zatytułowanym "Rekwiem dla zabójcy" (aluzja do przydomku Borga - "Anielskiego zabójcy") - rekwiem nie tylko dla Borga, ale i dla całego pokolenia pionierów tenisa w pełni sprofesjonalizowanego. Narracja zatoczyła krąg, podobnie jak wiele pomniejszych kręgów zatoczyła już wcześniej. Patrząc na nią z perspektywy świeżo zamkniętych okładek, widzi się skomplikowany diagram Venna – wielu nakładających się na siebie zjawisk i biografii. Przypomina to tylko, jak rozległym i złożonym fenomenem jest tenis i jak wieloma ścieżkami prowadzi go historia. Dzięki Stephenowi Tignorowi historia ta staje się jednak nie tylko zbiorem faktów, ale i pejzażem – pejzażem wartym nie tylko chwili kontemplacji, ale i powrotów.

Stephen Tignor, High Strung: Bjorn Borg, John McEnroe, and the untold story of tennis's fiercest rivarly, język angielski, HarperCollins, Nowy Jork 2011 (dostępne jest również polskie wydanie, twarda okładka, wyd. Bukowy Las, Wrocław 2012, 256 stron).

Komentarze (25)
avatar
TenSybil
29.12.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Podoba mi się talent Tignora do "lirycznych tytułów", które jakoś ten sport dodatkowo doinwestowują, z mojego punktu widzenia... Na przykład - "Requiem dla zabójcy"
Podoba mi się zakończenie re
Czytaj całość
avatar
TenSybil
28.12.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
????? Czytaj całość
avatar
Mossad
27.12.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Chlopak w calym swoim zyciu zagral w 5 turniejach ATP.W ubieglym roku w 1!!!Jest 26.Niesamowite wrecz nierealne. 
wislok
27.12.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Też bym podchodził spokojnie do wyników Jerzyka. Ważne,żeby złapał stabilizację,nabrał doświadczenia. 
avatar
Mossad
27.12.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jurek moze przegrac z kazdym kto bedzie w drabince.Chlopak dopiero zaczyna powazne granie.