Kinga Popiołek: Matka z Frytką w Australii, a pan tutaj. Jak to wytłumaczyć?
Radosław Szymanik: Skończyliśmy współpracę indywidualną z końcem zeszłego roku. Tak że oni mają nowego trenera, a ja jestem kapitanem polskiej reprezentacji, stąd moja obecność tutaj, w Warszawie. Mają nowego człowieka, który pracował z tenisistami z Izraela i jest to kapitan reprezentacji RPA.
Czemu współpraca między panami dobiegła końca? Tak się umawialiście, czy doszło do wypalenia?
- Nie, to żadne wypalenie. 3,5 roku pracowaliśmy razem, przez prawie trzy lata - do igrzysk olimpijskich - finansował to związek tenisowy. Mieliśmy też swoje cele, których nie osiągnęliśmy. Kiedy zaczynaliśmy współpracę, to oni byli na podobnym miejscu, oczekiwali czegoś więcej. Chcieli nowej krwi.
Związek przestał finansować, więc drogi się rozeszły?
- To nie jest kwestia finansowa, bo z własnej kieszeni opłacają teraz innego trenera. Ja też miałem mieć inne plany. To temat na szerszą rozmowę.
Skoro współpraca z najlepszym polskim deblem została zakończona, to rozumiem, że teraz czas na Puchar Davisa?
- Jestem skoncentrowany na Pucharze Davisa, pracuję dla związku, zajmuję się tak zwaną grupą Davis Cup Junior - to jest sześć osób, które w przyszłości mają reprezentować Polskę i wzmocnić naszą kadrę.
Jest w tej szóstce potencjał?
- Jest potencjał, jest dużo pracy i potrzeba też trochę szczęścia i finansów, żeby to wszystko zrealizować.
Znowu te finanse...
- Wszystkim się wydaje, że w tenisie jest mnóstwo pieniędzy, bo czytają wyniki z pierwszych stron gazet, że ktoś tam ma tyle, a Federer zarobił 50 milionów... Wszystko jest fajne, bo niektórzy zawodnicy i zawodniczki zarabiają naprawdę ogromne pieniądze, ale żeby dojść do takiego miejsca, to trzeba też wiele funduszy w to włożyć. I z tym jest problem, żeby zdobyć środki na dojście do sukcesów. Radwańska czy Janowicz na chwilę obecną nie mają problemu ze znalezieniem sponsora, a problemy mają tacy zawodnicy jak Smoła, czy pozostali, którzy dopiero się przebijają. Tu jest problem.
Przed rokiem o Janowicza sponsorzy się nie zabijali.
- Tak, ale on też niedawno był na świecie 226., więc nie dziwię się, że nie było wielu chętnych do sponsorowania. Właśnie w ten sposób to błędne koło się zatacza: jeśli ktoś jest w trzeciej setce, jest już blisko czołówki, to potrzebuje znacznie większych nakładów finansowych, niż go na to stać. Takich pieniędzy nie ma, trzeba szukać gdzieś z boku, a sponsorzy się nie garną, bo ryzyko jest olbrzymie.
Pieniędzy wielu nie ma, za to oczekiwania są coraz większe. Nie boi się pan napompowania balonu, do którego Słoweńcy mogą przytknąć szpilkę?
- Oczywiście, bierzemy pod uwagę to, że możemy ten mecz przegrać. To, że jesteśmy faworytem, to jedna rzecz. Na korcie nie grają rankingi - grają ludzie. Jestem przygotowany na bardzo ciężki mecz i zawodnicy również są gotowi na trudne spotkanie. Fajnie będzie, jeśli po dwóch dniach stan rywalizacji wyniesie 3:0 dla nas - to jest optymistyczny scenariusz, ale równie dobrze może się przytrafić taki bardziej pesymistyczny, że będziemy walczyli trzeciego dnia piąte spotkanie i może być różnie.
A co z balonem oczekiwań?
- Balon jest napompowany, bo jest Janowicz, jest Radwańska. Janowicz jest teraz takim hot namem w świecie męskim, bo świeżo wypalił; Radwańska jest od kilku lat w czołówce. Są wobec niej duże oczekiwania, ale i ona ma wobec siebie duże oczekiwania, bo chciałaby w końcu wygrać turniej Wielkiego Szlema. Jest jedną z niewielu utytułowanych zawodniczek z czołówki, która nie ma w swoim dorobku Wielkiego Szlema. Na pewno oczekiwania są duże. Polskie środowisko jest takie, że kocha bohaterów i chce, żeby wszyscy wygrywali. Jeżeli komuś się noga powinie, to zaraz wszyscy narzekają.
Tak właściwie się dzieje we wszystkich sportach.
- Niestety, tenis jest trudną dyscypliną, bo gra się praktycznie z tygodnia na tydzień i trzeba konkurować w bardzo trudnej stawce. Nie da się wygrywać każdego turnieju - ani numer 1 Djoković nie wygrywa każdego spotkania. Co najmniej kilkanaście razy w roku się przegrywa. Trzeba to brać pod uwagę i dać trochę czasu Janowiczowi oraz wspierać Radwańską. Sądzę, że to są bardzo dobre nazwiska i na pewno obydwoje niedługo pokażą, na co ich stać.
Do Pucharu Davisa we Wrocławiu zostały nieco ponad dwa tygodnie. Pomysł na to, jak ugryźć Słoweńców, już jest?
- Znam Słoweńców, wiem jak grają, głównie dzięki temu, że przez 3,5 roku jeździłem z Mariuszem i Marcinem, poznałem zawodników z czołówki. Na pewno też będę polegał na słowie od trenera Łukasza Kubota, ponieważ jeden z jego zawodników grał wczoraj w nocy z Bedene i wygrał w czterech setach, tak że będę miał świeże informacje. Taktyka jest przygotowywana, a główne zręby są już gotowe.
Pozostaje jeszcze niewiadoma w postaci nowej nawierzchni.
- Będziemy 27 stycznia we Wrocławiu, zobaczymy, jak to wygląda, na pewno się szybko zaadaptujemy. Do czwartku będziemy trenować i powinno wystarczyć - zawsze wystarczało.