Bernard Tomic przed rozpoczęciem pojedynku z Rogerem Federerem jak to ma w zwyczaju sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie: - Jestem gotowy. To niech on się obawia - to tylko klika wypowiedzi, które padły z ust słów z ust butnego Australijczyka w kierunku Federera. Młody tenisista zapewniał, że nie powtórzy się sytuacja z ubiegłego roku i tym razem dopadnie szwajcarskiego mistrza. Rewanżu za rok ubiegły nie było, Federer wygrał bardzo pewnie w niecałe dwie godziny 6:4, 7:6(5), 6:1.
Szwajcar zaczął mecz bardzo zmotywowany, z chęcią ukarania rywala za jego aroganckie wypowiedzi i już w pierwszym gemie uzyskał przełamanie. Zdobytej na początku seta przewagi nie roztrwonił i zakończył go zwycięsko 6:4.
Druga partia stała na niezwykle wysokim poziomie. Obaj tenisiści dali popis pięknej dla oka technicznej gry, publiczność raz po raz podrywała się z miejsc, by oklaskiwać akcje jednego, jak i drugiego gracza. O losach tej odsłony decydował tie break, lecz wcześniej, w jedenastym gemie Tomic w pięknym stylu obronił trzy break pointy. W rozgrywce tie breakowej reprezentant gospodarzy był o krok od zwycięstwa, prowadził 5-3, ale od tego momentu Szwajcar wygrał cztery punkty z rzędu i całego seta.
Trzecia odsłona to całkowita dominacja Federera. Tomic sprawiał wrażenie przygnębionego, zaczął podejmować dziwne decyzje, atakował z nieprzygotowanych pozycji, co poskutkowało dwukrotną utratą podania i druzgocącą porażką w tej partii.
- To był świetny mecz. Zagrałem bardzo dobrze, szczególnie w drugim secie. W tie breaku do końca wierzyłem, że mogę zwyciężyć i to mi się udało - powiedział Szwajcar.
17-krotny mistrz wielkoszlemowy nie szczędził pochwał swojemu rywalowi: - Tomic to bardzo dobry gracz, życzę mu wszystkiego najlepszego. Przyszłość należy do niego. W porównaniu z zeszłym rokiem gra teraz bardziej agresywnie. Szybko robi postępy, ale brakuje mu jeszcze trochę doświadczenia - ocenił bazylejczyk.
Rywalem Federera w meczu IV rundy będzie Milos Raonic. Rozstawiony z numerem trzynastym Kandyjczyk ograł 7:6(4), 6:3, 6:4 Philippa Kohlschreibera. Przed meczem szanse obu tenisistów oceniane były równo. Zwracano uwagę na dość przeciętną grę Raonicia w poprzednich rundach oraz fakt, że Niemiec nie stracił jeszcze w tej imprezie własnego podania.
Tak jak przypuszczano, kluczem do zwycięstwa w tym boju była lepsza skuteczność serwisowa. Kanadyjski tenisista serwował jak natchniony: zaliczył 23 asy, po trafionym pierwszym podaniu wygrał 82 procent rozegranych punktów, nie musiał bronić ani jednego break pointa, zaś sam dwukrotnie przełamał serwis Kohlschreibera.
- Myślę, że zagrałem lepiej niż w poprzednich pojedynkach - stwierdził Raonic.
- Teraz czeka mnie mecz z Rogerem, grałem z nim już kilka razy, za każdym będąc blisko zwycięstwa. Jestem dobrej myśli, bo po prostu wiem jak sobie z nim radzić - powiedział o swoim następnym rywalu Kanadyjczyk.
Wielkich emocji dostarczyło starcie dwóch Francuzów. Gilles Simon po prawie pięciu godzinach wyniszczającej walki pokonał Gaela Monfilsa 6:4, 6:4, 4:6, 1:6, 8:6. Pojedynek obfitował w wiele bardzo długich, wręcz morderczych wymian. Najdłuższa z nich miała aż 71 uderzeń! A te liczące po 20-30 uderzeń były w tym spotkaniu normalnością.
Początkowe dwie partie to dominacja Simona, w trzecim secie sytuacja zaczęła się zmieniać na korzyść Monfilsa, a czwarta odsłona została całkowicie zdominowana przez niżej klasyfikowanego z Francuzów. W piątym secie inicjatywę przejmował raz jeden, raz drugi. Gdy w dziewiątym gemie Simon przełamał rywala, wydawało się, że mecz niechybnie zbliża się do końca, stało się inaczej, bowiem w kolejnym stracił własne podanie. Decydujące przełamanie na korzyść turniejowej "czternastki" miało miejsce w trzynastym gemie. 28-latek z Nicei odebrał podanie przeciwnikowi do 15, a następnie zakończył ten niesamowicie długi i emocjonujący bój.
Program i wyniki turnieju mężczyzn
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!