Żółty to nowa czerń - podsumowanie pierwszego tygodnia Australian Open

Mój ulubiony Wielki Szlem w końcu ruszył. Chyba żadne inne zawody nie są przeze mnie tak wyczekiwane jak "Radosny Szlem". Żywiołowa publiczność, piękna aura, to wymarzone warunki do oglądania tenisa.

Wielu ludzi uważa, że w turniejach wielkoszlemowych prawdziwe granie zaczyna się dopiero w drugim tygodniu, bo dopiero wtedy największe nazwiska mają szansę się ze sobą zmierzyć. Według mnie pierwszy tydzień jest równie ciekawy, może nie ma za dużo tenisowych spotkań wagi super ciężkiej, ale początek turnieju też ma swoich własnych bohaterów. Dużo dzieje się również wokół kortów. To tutaj można zobaczyć najnowsze kolekcje odzieżowe i sprzętowe największych firm sportowych. W tym roku na pewno na kortach królował kolor żółty.

Podczas Australian Open można się dowiedzieć, które z wielkich gwiazd tenisowych ze stajni jednego potentata sportowego trafiły pod skrzydła drugiego. W tym roku największa niespodziankę zafundował Tomáš Berdych, który rozstał się z Nike i postanowił nawiązać współpracę ze szwedzką firmą odzieżową H&M, która do tej pory z tenisem nie miała nic wspólnego. Ciekawe co z tego połączenia wyniknie. Venus Williams rozszerzyła działalność swojej firmy EleVen. Oczywiście sama pozostaje główną wizytówką marki, ale w jej strojach będą grały teraz również inne tenisistki, m.in. Jarmila Gajdosova. Karolina Woźniacka już nie będzie jedyną tenisistką grającą w strojach z ekskluzywnej kolekcji Stelli McCartney dla Adidasa. Dołączyły do niej Maria Kirilenko, która występowała w nich przed Dunką, oraz Laura Robson, największa nadzieja brytyjskiego tenisa. U panów największą sensację wzbudziły różowe buty Rogera Federera, niektórzy trochę się z nich podśmiewali, ale jak mówią, prawdziwy mężczyzna różowego się nie boi.

Z innych informacji spoza kortów, spore poruszenie wywołało dołączenie do Twittera Marii Szarapowej, która kiedyś zarzekała się, że tego nie zrobi. Agnieszka Radwańska odpaliła swoją nową stronę internetową, która muszę powiedzieć prezentuje się całkiem dobrze. Redfoo, którego mieliśmy okazję poznać podczas zeszłorocznego US Open, pojawił się również w Australii. Można było go zobaczyć w boksie Wiktorii Azarenki. Ekscentryczny muzyk jest chyba teraz największym i najwierniejszym kibicem Białorusinki i tenisowi fani powinni zacząć przyzwyczajać się do jego obecności. Liderka rankingu podpisała umowę z producentem napoju, który znany jest z tego, że dodaje skrzydeł.

W turnieju kobiet dużo zamieszania zrobiły młode gniewne, do których wrócę za chwilę, ale największe wrażenie zrobiła na mnie najstarsza uczestniczka imprezy, 42-letnia Kimiko Date. Japonka pobiła jeden z tenisowych rekordów, została najstarszą zawodniczką, która kiedykolwiek wygrała mecz singlowy w Australian Open. Date oddała w I rundzie dwa gemy rozstawionej z "dwunastką" Nadii Pietrowej. W kolejnym meczu pokonała o 17 lat młodszą Shahar Peer. Niesamowitą Japonkę zatrzymała dopiero Bojana Jovanovski z Serbii. Faworytki zazwyczaj radziły sobie całkiem nieźle. Huragan Maria Szarapowa demolował kolejne rywalki, nie zatrzymał się nawet, gdy napotkał na swojej drodze Venus Williams w III rundzie. Tenisowy świat zadrżał, gdy w swoim pierwszym meczu murowana faworytka Serena Williams podkręciła kostkę. Nie przeszkodziło jej to co prawda w odprawieniu rywalki na rowerze, ale nie było do końca pewne jak noga będzie się sprawować w następnych pojedynkach. Na szczęście skończyło się tylko na strachu. Hitem I rundy był pojedynek Karoliny Woźniackiej z Sabiną Lisicką, która gdyby nie kontuzje pewnie byłaby rozstawiona i do takiego starcia mogłoby dojść dopiero w późniejszej fazie turnieju. Górą Dunka. W pierwszym tygodniu imprezy doszło do kilku niespodzianek. Największa z nich to chyba zwycięstwo Carli Suarez nad rozstawioną z "siódemką" Sarą Errani. Porażki Samanthy Stosur w II rundzie przeciwko Jie Zheng za wielką sensację uznać raczej nie można, biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki Australijki przed własną publicznością.

W turnieju kobiet pojawiło się kilka nowych twarzy. Nazwiska, które myślę, że warto zapamiętać na przyszłość: Madison Keys, Donna Vekić, Sloane Stephens, Ashleigh Barty i Laura Robson. Żadna z nich nie skończyła 20 lat. Najmłodsza w tym towarzystwie Chorwatka Vekić w I rundzie zaskakująco gładko pokonała doświadczoną Czeszkę Andreę Hlavackovą. W następnej rundzie ogromny upał i Woźniacka po drugiej stronie siatki, to było już zbyt wiele. Laura Robson w II rundzie po emocjonującym, ale stojącym na średnim poziomie meczu, wyrzuciła za burtę Petrę Kvitovą. Kryzys Czeszki trwa, a Robson potwierdziła, że wielkie stadiony i znane nazwiska w ogóle jej nie peszą. Potem czekała na nią najstarsza i najwyżej sklasyfikowana z tej grupy Stephens. Amerykanka zwyciężyła w dwóch setach. Keys zagrała w Ozzy Open dzięki dzikiej karcie. Wykorzystała swoją szansę, pokonała m.in. Tamirę Paszek i przegrała po walce dopiero z Andżeliką Kerber w III rundzie. Nadzieja australijskich fanów, Ashleigh Barty, poległa co prawda w I rundzie, ale zmusiła do trzech setów numer 15 na świecie, Dominikę Cibulkovą. Wygrała za to w parze z Casey Dellacquą kilka spotkań w grze podwójnej.

U panów też trafiło się kilka szlagierów we wczesnej fazie turnieju. W I rundzie los skojarzył ze sobą Janko Tipsarevicia z faworytem gospodarzy, Lleytonem Hewittem. Australijczyk walczył dzielnie, ale Serb nie miał sentymentów. Wszyscy zastanawiają się czy to ostatnie Australian Open dla Leytona w karierze. Po długiej przerwie spowodowanej kontuzją do gry wrócił Gael Monfils. Ten niezwykle ciekawy zawodnik w I rundzie trafił na równie oryginalnego Ołeksandra Dołgopołowa. Francuz jest chyba najszybszym i najzwinniejszym z zawodników w Tourze. Ukrainiec dysponuje za to piekielnie szybką ręką. Obaj są nieprzewidywalni i mają swój niepowtarzalny styl gry. W czasie tego meczu psuli piłki, których nikt inny by nie zepsuł, ale też grali takie, których nikt inny by nie zagrał. Lepszy okazał się Francuz. Szkoda, że ci dwaj tak nieszablonowi gracze, musieli spotkać się już w pierwszym meczu. W kolejnej rundzie Gaël stoczył pięciosetową batalię z Yen-Hsun Lu. W końcówce Monfils zmarnował cztery piłki meczowe, robiąc cztery podwójne błędy serwisowe. Za piątym razem w końcu trafił pierwszym podaniem i Taj musiał skapitulować. Jeśli ktoś pomyślał, że to koniec emocji związanych z tym zawodnikiem, to bardzo się pomylił. W III rundzie spotkał się ze swoim rodakiem Gillesem Simonem. Mecz przejdzie do historii ze względu na najdłuższą wymianę w dziejach Australian Open. Tenisiści odbili piłkę 71 razy. Mecz nie stał na najwyższym poziomie, ale tego, że nie był emocjonujący na pewno nie można mu zarzucić. Obaj tenisiści zmagali się z problemami zdrowotnymi i przez większość meczu wydawało się, że po korcie poruszają już tylko dzięki sile woli. W piątym secie jeden zawodnik pił colę, drugi jadł czekoladę. Z tej wojny na wyniszczenie zwycięsko wyszedł Simon. Wielu kibiców czekało na mecz pomiędzy Rogerem Federerem a Bernardem Tomiciem, ale Szwajcar raczej szybko udowodnił młodemu Australijczykowi, że jeszcze nie jest tak dobry jak czasami mu się wydaje.

W pierwszym tygodniu ze zmiennym szczęściem grali Polacy. Łukasz Kubot w I rundzie przegrał po pięciosetowej batalii z Hiszpanem Danielem Gimeno. Urszula Radwańska, tak jak Kubot, również przegrała swój pierwszy mecz. Musiała uznać wyższość Jamie Hampton. Amerykanka, jeśli będą omijać ją w tym sezonie kontuzje, może być groźna dla wszystkich. Pokazała to urywając seta Azarence. Jerzy Janowicz w swoim debiucie podczas Australian Open spisał się całkiem nieźle. Wygrał dwa mecze, jeden ze stanu 0-2 setach. Został przy tym gwiazdą dnia dzięki występowi pt. "How many times?" Janowicz przegrał dopiero trzeci, z Nicolásem Almagro i kontuzją dłoni. Jeśli dołożyć do tego rundę wygraną w grze podwójnej razem z Tomaszem Bednarkiem, to występ na antypodach należy zapisać in plus. Agnieszka Radwańska przez pierwszy tydzień Australian Open przeszła śpiewająco. Dla starszej z sióstr Radwańskich prawdziwe granie dopiero się zacznie. Na razie, pomimo tego, że nie ma sukienki w kolorze żółtym, została wybrana przez USA Today jedną z najlepiej ubranych osób podczas turnieju. Pokonała na tym polu największą modnisię wśród tenisistek, Marię Szarapową, która tym razem według amerykańskich dziennikarzy się nie popisała.

Tyle się działo, a to dopiero połowa turnieju. Czy tak jak ja już nie możecie się doczekać co będzie dalej?

Komentarze (12)
gregu
23.01.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
no ludzie śpicie czy co ? Taki fajny artykul , plusowac go ! 
Alk
23.01.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czasem dobry mecz przez QF-em u Panów się trafi, warto oglądać WueSy już od początkowych rund. Faktycznie nie tyczy się to głównych rozgrywających u których emocje przed QF-em wywołuje głównie Czytaj całość
avatar
pedro
23.01.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A mnie się tam sukienka Maszy podoba, ale Agi oczywiście ładniejsza! Jeśli chodzi o szatę przyjemnie się też patrzyło na Karolinę. 
gregu
22.01.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Znakomity tekst, Aniu !
w nagrodę coś special 4Y a zarazem ilustracja do twojego artykułu - filmik od Azalejandro, wklejam jeszcze raz tu, bo tam zaginął w rozgadanym tłumie
Czytaj całość
avatar
vamos
22.01.2013
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Działo się? To najnudniejszy Szlem od lat. Poziom nudy i przewidywalności osiągnął nowe apogeum, bo do jednostronnych oklepów fundowanych przez męskie Top 4 dołączyły panie. Ciężko się to ogląd Czytaj całość