Joanna Sakowicz-Kostecka, w przeszłości jedna z najlepszych polskich tenisistek, wielokrotna mistrzyni kraju i reprezentantka w Pucharze Federacji. Dotarła do 138. miejsca w rankingu WTA. Rozmawiamy z nią przy okazji halowych mistrzostw Polski młodzików, które zorganizował Uczniowski Klub Tenisowy "Winner" Kraków. Asia była dyrektorem tego turnieju. Opowiada o problemach, z jakimi musiała się zmagać. Wyjawia, kto podał pomocną dłoń, że Komitet Oszalałych Rodziców nadal prężnie działa i kto według niej jest nadzieją polskiego tenisa, dlaczego o mały włos Premier i Prezydent nie interweniowali i dlaczego Kraków jeszcze nie do końca zasługuje na miano tenisowej stolicy Polski.
Anna Niemiec: Zakończyłaś już karierę zawodniczą, ale nie rozstałaś się z tenisem. Czym teraz się zajmujesz?
Joanna Sakowicz-Kostecka: - Tak, nie gram już zawodowo, ale moje życie wciąż kręci się wokół tenisa. Razem z mężem Michałem [Kosteckim, byłym zawodnikiem i trenerem] prowadzimy w Krakowie Szkołę Tenisową, a od ponad dwóch lat także Uczniowski Klub Tenisowy. Powzięliśmy sobie za cel promocję tej dyscypliny w Krakowie, bo z ciągłego narzekania, że nic się u nas nie dzieje, jeszcze nic dobrego nie wynikło. Trzeba samemu zakasać rękawy i wziąć się do pracy. Oprócz tego zaczęłam studia doktoranckie na krakowskiej AWF i od czasu do czasu komentuję tenis w jednej ze stacji telewizyjnych.
Byłaś dyrektorem halowych mistrzostw Polski do lat 14, to pierwsza tak poważna impreza zorganizowana przez ciebie?
- Druga. Rok temu organizowaliśmy HMP w tenisie do lat 12. Sprawne i udane przeprowadzenie tej imprezy zmobilizowało nas do tego, aby ponownie ubiegać się o organizację mistrzostw pod Wawelem.
Z zawodniczki stałaś się organizatorem. Jak to jest po drugiej stronie?
- Fakt, iż grałam w tenisa zawodowo powoduje, że wiem, czego oczekuje zawodnik podczas turnieju. Wiem, co mogę zrobić, aby w jak największym stopniu ułatwić i umilić mu pobyt na zawodach. Oczywiście, nie twierdzę, że nie popełniam błędów, bo z pewnością takie też się zdarzają, ale ważne jest, żeby wyciągać wnioski i w kolejnych imprezach poprawić ewentualne niedociągnięcia.
Czym zajmowałaś się podczas imprezy?
- Moim obowiązkiem było zaproponowanie ramowego planu gier i z odpowiednim wyprzedzeniem przesłanie do akceptacji PZT oraz sędziego naczelnego. Podczas turnieju również z panem sędzią opracowywaliśmy harmonogram na każdy dzień. Moim zadaniem oprócz tego było pozyskanie nagród, sponsorów, środków na pokrycie wynajmu hali, opłacenie i zakwaterowanie sędziów, a także dbanie o to, aby uczestnik turnieju miał wszystko, co mu gwarantuje regulamin. Być może niektórym wydaje się, że to nie jest nic wielkiego, ale proszę mi wierzyć - zdobycie sponsora na organizację mistrzostw Polski w tenisie, w Krakowie, graniczy niemal z cudem. Wprawdzie Urząd Miasta ufundował puchary dla zwycięzców i zadeklarował pomoc w promocji mistrzostw, ale już Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego zupełnie nie wykazał zainteresowania naszą imprezą.
Czy naprawdę w Krakowie, który zawsze słynął z dobrych tenisistek, a teraz jego najlepszą wizytówką na świecie są siostry Radwańskie, tak mało interesują się tenisem?
- Niestety. Smutny przykład, jako organizatorzy jedynej imprezy tenisowej mistrzowskiej w regionie, wystartowaliśmy w konkursie grantowym ogłoszonym przez Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego. Po spełnieniu wszystkich kryteriów, można było otrzymać dotację m. in. na zawody rangi mistrzowskiej. Nasza oferta spełniła wszystkie warunki merytoryczne, aby ubiegać się o dotację. Niestety, urzędnicy w tylko dla siebie znany sposób, uznali, że żadne wsparcie nam się nie należy. A byliśmy jedyną imprezą tenisową, która się o to starała. W całym województwie nikt inny związany z naszą dyscypliną, nie starał się o dofinansowanie tenisowego wydarzenia. Zwróciliśmy się również do jednego z większych lokalnych dzienników z zapytaniem czy byłby zainteresowany umieszczaniem krótkich relacji z naszej imprezy. Delikatnie mówiąc, nie byli zbytnio zainteresowani i "łaskawie" zgodzili się na jeden tekst. Oczywiście za opłatą. Nie mogą przecież zabierać miejsca na relacje klasy B piłkarzy, które na pewno są niezwykle emocjonujące i niezwykle ważne dla każdego miłośnika sportu.
Czyli znikąd pomocy?
- Na szczęście aż tak źle nie było. Oczywiście przy organizacji mistrzostw Polski otrzymaliśmy wsparcie od PZT, który częściowo pokrył duże koszty wynajmu hali AWF. Jak już wspomniałam Urząd Miasta ufundował puchary dla zwycięzców i pomagał przy organizacji imprezy. Dzięki interwencji pana Jerzego Sasorskiego, rzecznika prasowego Infrastruktury Sportowej w Krakowie, pojawiło się również kilku dziennikarzy na naszych zawodach. Poinformował on swoich kolegów z branży dziennikarskiej o odbywającej się imprezie. Dzięki temu pojawiło się kilka wzmianek w różnych gazetach o naszej imprezie.
Doświadczyłaś na własnej skórze działalności KOR-u (Komitetu Oszalałych Rodziców)?
- Oczywiście i to zanim jeszcze turniej na dobre się rozpoczął. Zadzwonił rodzic z prośbą, aby jego syna przesunąć z eliminacji do turnieju głównego, bo on ma osiągnięcia. Na nic zdały się tłumaczenia moje, sędziego, dyrektora sportowego PZT, że dzikie karty zostały już dawno przyznane, a zawodnik ten znajduje się na liście eliminacji, ponieważ jego ranking nie upoważnia go do startu w turnieju głównym. Usłyszeliśmy, że brak nam odrobiny dobrej woli i tak naprawdę z premedytacją blokujemy udział jego syna w mistrzostwach, przydzielając mu 15. miejsce na liście eliminacyjnej, bo jest głównym konkurentem zawodnika z naszego klubu. Zagrożono nam nawet interwencją ze strony Prezydenta i Premiera! Istny kabaret!
Pod koniec imprezy jeden z rodziców miał też pretensje, że w hali równocześnie rozgrywany jest turniej dla dzieci do lat 10 [Memoriał Andrzeja Glińskiego]. Według niego to nie były odpowiednie warunki do rozgrywania mistrzostw Polski, bo było zbyt głośno. Co ciekawe, żaden z zawodników się nie skarżył i nie zgłosił ewentualnych uwag sędziemu, ale i tak ten incydent był właściwie nieistotny w porównaniu z roszczeniami rodziców chłopca, który w ich mniemaniu był zbyt dużą postacią, aby rozpocząć turniej od eliminacji.
Rozumiem, że ani Premier ani Prezydent, jako zwierzchnik sił zbrojnych, nie interweniowali?
- Tym razem szczęśliwie się udało, chyba wyjątkowo mieli ważniejsze sprawy na głowie. A chłopiec niestety w turnieju nie wystartował.
Jak poziom mistrzostw?
- Poziom był bardzo zróżnicowany. Na pierwszy rzut oka widać było, kto do Krakowa przyjechał walczyć o medale, a kto tylko po to, aby wziąć w nich udział.
Zwróciłaś na kogoś szczególną uwagę? Warto kogoś obserwować na przyszłość?
- Z pewnością wyróżniała się Wiktoria Kulik, która przez cały turniej borykała się z kontuzją ścięgna Achillesa, a mimo to wyjechała ze złotym medalem. Warto też podkreślić świetną postawę 12-letniej Igi Świątek, która rywalizując kategorię wyżej, zdobyła brąz w singlu i srebro w grze podwójnej. Jeśli chodzi o chłopców, to z pewnością Kacper Żuk jest tym, na którego trzeba zwrócić uwagę, ale tutaj na pewno nie odkryłam Ameryki. Od kilku lat słychać pochwały pod adresem tego młodego tenisisty, a czwarta pozycja wśród najlepszych młodzików w Europie jest tego najlepszym przykładem.
Dlaczego nawet w Krakowie, który mógłby uchodzić za przynajmniej kobiecą tenisową stolicę Polski, sport ten nadal tak mało znaczy?
- W Krakowie, tak jak praktycznie w całej Polsce, pomimo braku sukcesów, wciąż najważniejsza jest piłka nożna. Piłkarze zawsze będą mieli poparcie, bo uprawiają najpopularniejszy sport na świecie i nawet na mecz B klasy przyjdzie więcej ludzi, niż na finały mistrzostw Polski w tenisie. A wiadomo, że sponsor prędzej przyjdzie tam, gdzie jego reklamę dostrzeże więcej potencjalnych klientów. Niestety mamy tutaj do czynienia z klasycznym błędnym kołem. Tenis jest postrzegany jako sport elitarny, nie dla wszystkich. Po co wspierać coś, co od samego początku skierowane jest tylko do wybranych? Taki sposób rozumowania powoduje, że nie dotuje się tenisowych inicjatyw w takim stopniu jak np. piłkarskich, pływackich czy lekkoatletycznych i to od razu sprawia, że spycha się naszą dyscyplinę do grona tych dostępnych jedynie dla nielicznych. Takie inicjatywy jak Talentiada czy Tenis10 są krokiem w stronę żeby to zmienić, ale jeszcze daleka droga przed nami.
Macie w planach organizację kolejnej dużej imprezy tenisowej?
- Bardzo byśmy chcieli, ale na razie organizacja naprawdę dużej tenisowej imprezy nie jest w Krakowie możliwa. Z bardzo prostego powodu, o którym wspominała już kiedyś Agnieszka [Radwańska]. W Krakowie nie ma obiektów tenisowych z prawdziwego zdarzenia. Kortów i klubów jest jak na lekarstwo, a te, co istnieją, są w opłakanym stanie. Obiekt AWF to jedyne miejsce, gdzie można by urządzić turniej rangi mistrzostw Polski. Trudno więc marzyć o organizacji jakiegoś naprawdę dużego turnieju.
Piłka nożna jest najpopularniejszym ze wszystkich sportów, ale tenis jest najpopularniejszym sportem indywidualnym na świecie. Chyba czas, żeby różni urzędnicy uświadomili to sobie.
- Obiecuję, że będziemy nad tym pracować.
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!