Przygotowana na wzór Rolanda Garrosa w Paryżu nawierzchnia kortów w kompleksie Caja Mágica w Madrycie, gdzie odbywa się turniej ATP World Tour rangi Masters 1000, podoba się Janowiczowi, który po odprawieniu Sama Querreya w I rundzie, w środę o godz. 11 zmierzy się o najlepszą szesnastkę z Tomášem Berdychem, ale też Marcinowi Matkowskiemu i Mariuszowi Fyrstenergowi.
Udział w turnieju, wygranym przez nich przed rokiem, debliści rozpoczęli bez wielkich problemów, od poddanego przez rywali spotkania z Oliverem Marachem i Nicolásem Almagro (4:1). - To było piętnaście-dwadzieścia minut, więc poszliśmy jeszcze poodbijać przez czterdzieści pięć - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Matkowski. - Wiadomo, że lepiej skończyć mecz tak niż... No, ale wygrać po ciężkim boju też jest fajnie. Najważniejsze, że gramy dalej! - dodał z poważną miną.
W zeszłym roku korty w Madrycie miały kolor niebieski, zebrały jak najgorsze recenzje i nie miały prawa bytu w tej edycji. - Są wciąż bardzo szybkie, ale w tym roku człowiek o wiele lepiej się porusza. Mączka jest ciut wolniejsza, ale wciąż jesteśmy na dużej wysokości [Madryt leży 600 m n.p.m.]. Korty są bardzo twarde, przygotowywane bardzo podobnie jak na Rolandzie Garrosie. Te otoczone trybunami, dwa centralne, jak zawsze są ciut szybsze, bo są też bardziej wytarte niż obiekty na zewnątrz. Na Rolandzie Garrosie są bardziej ubite, ale nie można mieć do nich zastrzeżeń.
Nawierzchnie w Madrycie i Paryżu są ulubionymi kortami ziemnymi najlepszego polskiego debla. Matkowski mówi także w imieniu Fyrstenberga: - Dobrze nam się tam gra. W Madrycie korty nam służą, bo jednak piłka wysoko skacze i jeżeli serwis jest dobry, to zawsze możesz wygrać.
Nie służy za to biało-czerwonym Monte Carlo, gdzie tradycyjnie rozpoczyna się wiosenny sezon na europejskich kortach ziemnych: szybko ulegli Bernardowi Tomiciowi i Miloszowi Raoniciowi (2:6, 4:6). - Pierwszy mecz w Monte Carlo w ogóle nam nie wyszedł. Zawsze mamy problem z tym turniejem. Zagraliśmy wtedy jeden ze słabszych meczów na ziemi, jakie pamiętam...
W kolejnym tygodniu kwietnia pojechali bronić tytułu w Barcelonie, ale odpadli po drugim spotkaniu, z Hiszpanami Fernandem Verdasco i Davidem Marrero (5:7, 6:7). - Uważam jednak, że byliśmy lepsi - przyznał Matkowski. - No niestety: debel jest taki, że jak nie wygrasz decydujących piłek, to się dzieje... Mieliśmy 3:1 w pierwszym secie, była decydująca piłka, oni zagrali w linię, potem mieliśmy 5:4 i cztery setbole, a w drugim secie dwa razy breaka do przodu, a przegraliśmy w tie breaku. Ale forma jest.
Po Barcelonie wrócili do kraju. W czwartek o ćwierćfinał mistrzostw Madrytu spotkają się z Brunonem Soaresem i Aleksandrem Peyą, po raz pierwszy w takiej konstelacji. - Z Soaresem graliśmy parę razy, gdy występował z Melo, pokonaliśmy ich w Barcelonie rok temu. Z Peyą dawno się nie widzieliśmy. Na pewno grają bardzo dobrze, co widać po wyniku w US Open w zeszłym roku [ćwierćfinał]. To będzie ciężki mecz, ale tu jest szybki kort i dobrze nam się grało dzisiaj.
We wtorek Polski Związek Tenisowy potwierdził Warszawę, halę Torwaru, jako miejsce rozegrania meczu Pucharu Davisa z Australią (13-15 września), którego stawką będzie awans do Grupy Światowej. - Dobrze! Blisko! - skwitował wiadomość Fyrstenberg, który podobnie jak Matkowski mieszka w stolicy.
- Wiedzieliśmy, że Torwar jest jedyną opcją, bo inne odpadały z różnych przyczyn - przyznał Matkowski. - Chcieliśmy grać w dużej miejscowości, więc cieszymy się, że to Warszawa. Nie wiem, ile ludzi może przyjąć Torwar, jakieś pięć tysięcy, ale na pewno hala będzie spokojnie zapełniona, bo to bardzo ważny mecz.
Także Janowicz chce, by z Australią zagrać na korcie ziemnym.
Robert Pałuba i Krzysztof Straszak
z Madrytu
robert.paluba@sportowefakty.pl
krzysztof.straszak@sportowefakty.pl
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!