Złoty Szlem i klęski gigantów - podsumowanie turnieju panów Wimbledonu

Tegoroczny Wimbledon był jednym z najbardziej emocjonujących turniejów wielkoszlemowych ostatnich lat. Było w nim wszystko - wspaniały występ Polaków, dramatyczne pięciosetówki i klęski faworytów.

Robert Pałuba
Robert Pałuba

Największy przyjaciel kibica: Strona internetowa turnieju

W przeciwieństwie do Rolanda Garrosa, obsługa medialna Wimbledonu stała na najwyższym poziomie we wszystkich aspektach. Strona internetowa czytelna i na bieżąco uzupełniana, Facebook i Twitter prowadzone profesjonalnie i błyskawicznie aktualizowane. Wiadomości o zakończonych pojedynkach pojawiały się ekspresowo, często wzbogacone o wypowiedzi zawodników i zawodniczek, do tego pełno zdjęć i filmów obejmujących wszystkie (nie tylko ściśle tenisowe) tematy. Wielki plus dla organizatorów, którzy udowodnili, że tradycja może iść w parze z nowoczesnością.

Bohater turnieju: Andy Murray

Brytyjski heros pełną gębą. Na finałowym meczu Szkota z Novakiem Djokoviciem pojawił się premier, David Cameron, gratulacje po meczu przysłała sama Królowa, a tytuł szlachecki jest już ponoć kwestią czasu. Dziesiątki lat oczekiwania całych Wysp zostały wreszcie wynagrodzone.

Podobnie jak podczas US Open, Murray wcale nie imponował w Londynie niesamowitą formą tenisową, w drodze do finału przeżywając katusze z Fernando Verdasco i Jerzym Janowiczem. Szkot ponownie jednak udowodnił, że pod skrzydłami Ivana Lendla dojrzał i rozwinął się mentalnie. Mecz z Hiszpanem był egzaminem, który trzeba było zdać i Murray dostał z niego ocenę celującą. Nie jest sztuką wygrywać, gdy gra układa się idealnie - prawdziwy mistrz musi umieć zwyciężyć w najbardziej niesprzyjających okolicznościach, a trudno inaczej określić grającego jak natchniony Verdasco połączonego ze słabszą dyspozycją Szkota. Właśnie takie pojedynki oddzielają czempionów od pretendentów.

W poniedziałek Murray pojawił się na okładce dosłownie każdej gazety w Wielkiej Brytanii, a wywiadom i rozmowom nie było końca. W obliczu słabszej dyspozycji Rogera Federera i Rafaela Nadala to Szkot wyrasta na głównego kandydata do tytułu w Nowym Jorku i po raz pierwszy w karierze może włączyć się do aktywnej walki o fotel lidera rankingu.

Mecz turnieju: Novak Djoković - Juan Martín del Potro 7:5, 4:6, 7:6(2), 6:7(6), 6:3.

Bezsprzecznie mecz turnieju, niezależnie od kategorii, w której chcemy go rozpatrywać. Djoković i Del Potro stworzyli niezapomniane widowisko, pięciosetową batalię, która w pamięci kibiców zapisze się na lata. Pięknymi, szybkimi wymianami można by obdzielić niejeden turniej ATP, a sety trzeci i czwarty stały na poziomie wręcz kosmicznym. Argentyńczyk po raz kolejny pokazał, że po "Wielkiej Czwórce" to on jest następny w kolejce do wielkoszlemowego triumfu.

Niesamowita odporność psychiczna "Palito" i mentalność zwycięzcy po raz kolejny pozwoliły mu stoczyć niesamowitą walkę z jednym z tenisowych gigantów, a styl, w jakim obronił piłki meczowe w czwartej partii zasługuje na najwyższe uznanie. Pełne ryzyko, zero kalkulacji - taki tenis się podoba i niezwykle brakuje go obecnie na światowych kortach. Szkoda, że znów triumfowała obrona.

Rozczarowanie turnieju: Roger Federer i Rafael Nadal

Gdy wylosowano turniejową drabinkę, fanom trudno było usiedzieć na krawędzi krzesła: "Federer i Nadal w jednej ćwiartce turnieju wielkoszlemowego! Będzie niesamowity ćwierćfinał! Przedwczesny finał w Londynie!". Szwajcar i Hiszpan sprawili jednak zarówno kibicom, jak i wytrawnym znawcom dyscypliny psikusa, o jakim trudno było przed rozpoczęciem imprezy w ogóle pomyśleć.

Już w pierwszym dniu turnieju z The Championships pożegnał się Nadal. Owszem, w przypadku Hiszpana istnieją okoliczności łagodzące. Od powrotu na korty w lutym grał z niesamowitą intensywnością, a fantastyczna passa dziewięciu kolejnych finałów musiała kiedyś się skończyć. Korty trawiaste zdawały się także być na chwilę obecną najgorszymi dla kolana Rafy, bowiem zmuszają do szczególnie intensywnej pracy na nogach. No i nie wolno zapomnieć, że przed rokiem Lukáš Rosol udowodnił, że Hiszpan wcale nie jest niezniszczalnym gladiatorem. Nijak to jednak nie tłumaczy sromotnej klęski ze Steve'em Darcisem w pojedynku otwarcia, a występ Nadala to jedno wielkie rozczarowanie.

W przypadku Szwajcara trudno znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie, przecież to właśnie na Wimbledonie miał się odrodzić po fatalnym początku sezonu. Zwycięstwo w Halle miało być tylko przedsmakiem, a prawdziwa zwyżka formy planowana była na najważniejszy turniej w sezonie. Tymczasem w drugiej rundzie Federer poległ z Serhijem Stachowskim w meczu, którego nie sposób zrozumieć. Szwajcar był wolny, ospały, a co najdziwniejsze - kompletnie bezradny. Nie do takiego Rogera Federera jesteśmy przyzwyczajeni.

Giganci turnieju: Bob i Mike Bryanowie

Miano najbardziej utytułowanej pary deblowej w historii bracia Bryanowie wywalczyli już jakiś czas temu, a studiując tabelę turniejów wygranych przez amerykańskich bliźniaków można odnieść wrażenie, że nie ma imprezy w cyklu, której nie wygrali przynajmniej trzy razy. Czas jednak mija, bracia zdążyli się nieco podstarzeć, założyli rodziny, a wygrywają dokładnie tak samo jak dziesięć lat temu. W Londynie Bryanowie dokonali w zasadzie niemożliwego: skompletowali Złotego Wielkiego Szlema, wygrywając w ciągu dwunastu miesięcy wszystkie cztery turnieje wielkoszlemowe oraz igrzyska olimpijskie.

Przed rokiem Mariusz Fyrstenberg mówił, że amerykański superduet zaczyna odczuwać już zmęczenie i spodziewa się, że będą grać na najwyższym poziomie jeszcze dwa-trzy lata. Bardzo możliwe, że polski deblista miał rację, ale na chwilę obecną nic nie wskazuje, by Bryanowie planowali się zatrzymać.

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×