ATP Atlanta: Twierdza wciąż niezdobyta, Isner obronił meczbole i sięgnął po tytuł

Kevin Anderson mógł zostać pierwszym w historii turnieju ATP w Atlancie triumfatorem spoza Stanów Zjednoczonych, jednak Afrykaner nie wykorzystał szansy, zmarnował meczbole i tytuł zdobył John Isner.

Od 2009 roku, gdy turnieju inaugurujący cykl US Open Series został przeniesiony z Indianapolis do Atlanty, nie zdarzyło się, aby z końcowego triumfu nie cieszył się reprezentant gospodarzy. W poprzednich latach zwycięstwo w tej imprezie świętowali Mardy Fish (dwukrotnie) i Andy Roddick. W tegorocznej edycji BB&T Atlanta Open na starcie stanęło 12 amerykańskich tenisistów, a do finału dotarł jedynie John Isner. 28-latek z Greensboro stanął przed zadaniem obrony twierdzy, jaką dla gospodarzy jest impreza rozgrywana w stanie Georgia. Isner wywiązał się ze swojego zadania, ale wygraną z Kevinem Andersonem wywalczył po heroicznym, niemal trzygodzinnym boju, broniąc dwóch piłek meczowych.

W ośmiu poprzednich konfrontacjach tych graczy o losach seta aż dziewięciokrotnie decydować musiał tie break, a w 207 łącznie rozegranych gemach, doszło zaledwie do ośmiu przełamań. Zgodnie z przypuszczeniami grę w "najwyższym" w historii finale turnieju z serii ATP World Tour (obaj tenisiści łącznie mierzą 411 cm wzrostu,
Isner - 208 cm, a Anderson - 203) determinował serwis.

I nie inaczej było w niedzielne popołudnie w Atlancie, serwis był decydującym elementem rozgrywki. Gdy jeden z graczy trafił pierwszym podaniem, drugi mógł jedynie odprowadzić piłkę wzrokiem, bądź w akcie desperacji intuicyjnie wyciągnąć rakietę w kierunku piłki, licząc na to, że uda się instynktownie trafić w piłkę i odegrać return. Obaj serwowali jak w transie. Amerykanin po pierwszym serwisie wygrał 73 z 90 rozegranych punktów oraz zanotował 24 asy. Statystyki tenisisty z RPA wyglądają równie imponująco: tylko 11 piłek przegranych po pierwszym podaniu i 21 asów.

Anderson przed rozpoczęciem meczu nie był uznawany za faworyta, lecz na przekór opiniom to on był bliżej zwycięstwa. Po wygranej pierwszej partii, 7-3 w tie breaku, w drugiej Afrykaner miał swoje szanse, ale Isner wybronił się serwisem. W drugim secie znów doszło do rozgrywki tie breakowej, lecz tym razem górą był w niej reprezentant gospodarzy. W finałowej odsłonie inicjatywa należała do gracza z Johannesburga, to Anderson był aktywniejszy na korcie, łatwiej wygrywał gemy, miał także kolejne okazje na przełamanie (łącznie Isner obronił 11 break pointów), ale rywalowi zawsze z pomocą przychodził serwis.

W 12 gemie Amerykanin stanął pod ścianą, jednak udało mu się oddalić dwie piłki meczowe. O losach seta i całego meczu znów decydować musiał tie break. Isner gładko wyszedł na komfortowe prowadzenie 4-1, następnie jeszcze powiększył przewagę, kończąc zwycięstwem trwający 2h55' finał turnieju BB&T Atlanta Open. Mecz, w którym musiał wykazać się stalowymi nerwami i umiejętnością wychodzenia z trudnych sytuacji.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Isner wygrywając niedzielny finał zdobył siódmy tytuł w karierze, drugi w tym sezonie oraz szósty w swojej ojczyźnie. 28-latek z Greensboro został także pierwszym liderem klasyfikacji US Open Series (zwycięzca tego cyklu dostanie specjalną premię pieniężną, a w przypadku triumfu w wielkoszlemowym US Open jego konto powiększy się o okrągły milion dolarów), a także powróci do czołowej "20" rankingu ATP.

Dla Andersona był to już trzeci przegrany finał w tym roku (w Sydney uległ Bernardowi Tomiciowi, a w Casabalance Tommy'emu Robredo), a łącznie czwarty w karierze. Tenisista z RPA na turniejowy skalp czeka od lutego ubiegłego roku, gdy okazał się najlepszy w Delray Beach.

BB&T Atlanta Open, Atlanta (USA)
ATP World Tour 250, kort twardy, pula nagród 546,90 tys. dolarów
niedziela, 28 lipca

finał gry pojedynczej:

John Isner (USA, 1) - Kevin Anderson (RPA, 2) 6:7(3), 7:6(2), 7:6(2)

Źródło artykułu: