Jerzy Janowicz w imponującym stylu powrócił do rozgrywek. W środowym meczu II rundy turnieju ATP w Sztokholmie łodzianin nie dał szans Guillermo Garcii-Lopezowi, oddając Hiszpanowi ledwie trzy gemy. Ernests Gulbis, aby dostać się do najlepszej ósemki sztokholmskiej imprezy potrzebował dwóch zwycięstw: w I rundzie uporał się z Jeremym Chardym po tie breaku trzeciego seta, a w 1/8 finału odprawił z kwitkiem Igora Sijslinga. W piątek Polak i Łotysz zmierzą się w pojedynku o półfinał IF Stockholm Open.
Gulbis, który grę w tenisa rozpoczął się w wieku pięciu lat, jako młody chłopak dorastał w przepychu i luksusie. Jego ojciec, Ainars, dorobił się fortuny na udanych transakcjach bankowych i mógł zapewnić Ernestsowi dostatnie życie. Gulbis jako nastolatek dołączył do znanej tenisowej akademii Nikiego Pilicia w Monachium, gdzie poznał choćby Novaka Djokovicia i Marata Safina, z którym do dziś utrzymuje dobry kontakt. Łotysz przyznaje, że pieniądze ojca bardzo ułatwiły mu start do tenisowej kariery. - Pamiętam jak jeszcze grałem w Challengerach. Inni tenisiści liczyli każdy grosz, oszczędzali na wszystkim, a ja przylatywałem na turnieje prywatnym odrzutowcem mojego ojca i spałem w najdroższych hotelach - wspomina swoje początki.
Tenisista z Rygi w zawodowych rozgrywkach wystrzelił jak pocisk w 2007 roku, gdy jeszcze jako 18-latek w przebojowym stylu osiągnął IV rundę wielkoszlemowego US Open, m.in. miażdżąc po drodze klasyfikowanego wówczas na ósmej pozycji w świecie Tommy'ego Robredo. Gdy rok później Gulbis zameldował się w ćwierćfinale Rolanda Garrosa, wydawało się, że stoi przed nim świetlana przyszłość. Syn łotewskiego multimilionera nigdy jednak swojego talentu nie oszlifował, a jego kariera, sinusoida fantastycznych zwycięstw z bolesnymi klęskami, przypomina rollercoaster.
Z jednej strony Gulbis ma wszystko, by wspiąć się na sam szczyt światowej hierarchii i odnosić wielkie sukcesy. Potężny, ale też urozmaicony serwis. Forhend, choć poprzedzony dziwacznym wymachem lewej ręki, niezwykle groźny. Śmiercionośny bekhend, grany oburącz. A gdy do tego dołożymy jeszcze niesamowite czucie, wspaniałe dropszoty i znakomite poruszanie się po korcie, jawi nam się obraz tenisisty kompletnego, z bogatym arsenałem uderzeń i potrafiącym stosować na korcie wysublimowane rozwiązania. Problem leży gdzie indziej. O ile pod względem umiejętności czysto tenisowych Gulbis ma wszystko, to największym mankamentem Łotysza jest porywczość. Wystarczy jeden moment, jedna chwila, by "odpalił". Wtedy przemienia się w szalonego frustrata, któremu nie pasują wszystko i wszyscy, a najbardziej sprzęt, którym gra, bowiem praktycznie nie ma meczu, w którym 25-latek nie roztrzaskałby rakiety w drobny mak.
Od samego pojawienia się w zawodowym Tourze Gulbis miał opinię tenisisty piekielnie utalentowanego, predysponowanego do wielkich osiągnięć, a jednocześnie gracza, który potrafi przegrać sam ze sobą, a nad tenis i wyczerpujące treningi, przekłada dobrą zabawę do białego rana. Gdy Gulbis miał dzień, potrafił pokonać każdego rywala, o czym przekonał się już niejeden rywal Łotysza, z Rogerem Federerem, Andym Murrayem, czy Juanem Martínem del Potro na czele. Jednak o wiele częściej zdarzało się, że wychodził na kort i zbierał baty od kogo popadnie, co spowodowało, że pod koniec ubiegłego sezonu obsunął się w rankingu na kompletnie nie przystające jego umiejętnościom 159. miejsce.
Wraz z nadejściem 2013 roku Gulbis postanowił wziąć się w garść. Zatrudnił na stanowisku trenera Gunthera Bresnika, byłego szkoleniowca Borisa Beckera i - w co trudno uwierzyć - ograniczył udział w suto zakrapianych alkoholem zabawach do białego rana. - Przestałem palić, pić i zarywać noce. Więcej trenuję i wszystko zaczyna się układać - mówił w lutym podczas turnieju w Rotterdamie. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Gulbis w tym roku wygrał już dwa turnieje rangi ATP World Tour 250 (Delray Beach i Sankt Petersburg), dotarł do ćwierćfinału w Montrealu i 1/8 finału w Indian Wells (oba turnieje rangi ATP Masters 1000), w rankingu ze 136. miejsca, jakie zajmował na koniec poprzedniego sezonu, awansował na 26. pozycję, a jak sam przyznaje, jego celem jest awans do Top 20.
Gulbis to barwna postać na korcie, jak i poza nim. Niemal w każdym wywiadzie Łotysz potrafi "chlapnąć" coś bez zastanowienia, wyłamując się ze sztywnych ram, w których zamknięty jest obecny tenis. I tak więc potrafi zarzucić tzw. "Wielkiej Czwórce" męskiego tenisa to, że są nudni. Wypomnieć brak lojalności Djokoviciowi: - Znam go, odkąd skończyłem 12 lat. Trenowaliśmy i mieszkaliśmy w tym samym pokoju w Monachium. Pamiętam, że był normalnym, fajnym gościem, ale gdy osiągnął pierwszy sukces, jego spojrzenie się zmieniło. Można było to poczuć. Wygłosić samokrytyczną tyrradę: - Biegałem jak hiszpański gracz, świetnie czujący się na kortach ziemnych, stojący dwa metry za liną końcową, nie robiący nic, tylko przebijający piłkę z powrotem na stronę przeciwnika. Kobiecy tenis - wypalił po jednej z porażek. Zachwalać holenderski styl życia - Podoba mi się, że marihuana jest tu legalna, jestem za tym. Oczywiście tenisiści nie mogą jej używać, ale podoba mi się ten sposób myślenia. Czy wyjaśnić dlaczego Fergus Murphy to najgorszy sędzia w rozgrywkach: - Jedynym celem tego sędziego jest dać komuś ostrzeżenie. On jest jak policjant, który gdy widzi nadjeżdżający samochód, zatrzymuje go i ma dużo zabawy wlepiając mandat. Na Łotwie policjanci zatrzymują mnie w miejscu, w którym nie mogą tego robić i mają uśmiech na twarzy. Podobnie jest z tym facetem.
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
Łotysz ma wiele do powiedzenia i zawsze robi to w sposób barwny, z charakterystyczną dla siebie swadą. - Byłem coraz bardziej wkurzony, kiedy patrzyłem na to, kto jest w Top 100. Znajdują się tam zawodnicy, o których nie mam pojęcia, kim są. Przepraszam, z całym szacunkiem, ale oni nie umieją grać w tenisa. Nie mam pojęcia, jak dostali się do Top 100. Myślę, że jestem od nich dużo lepszy - mówi o swojej motywacji. - Jeśli zaczynam pić, piję do rana. Nie umiem iść do klubu i wypić tylko kilka piw. Jeżeli wychodzę, to na całą noc - o tym, jak wygląda jego zabawa w nocnych klubach. - Myślę, że te wszystkie produkty są tylko dla dziewczyn. Te balsamy do ciała, kremy, to jest dla dziewczyn. Facet powinien być naturalny. Oczywiście, trzeba dbać o siebie, iść pod prysznic, aby brzydko nie pachnieć. Reszta jest po prostu naturalna - wyjaśnia, jak powinien dbać o siebie prawdziwy mężczyzna. Z ust Gulbisa można usłyszeć także rady: - Idziesz do klubu do nocnego i nic nie pijesz? To lepiej zostań w domu. Ludzie tam idą, by pić. Gdy idziesz tam i nie pijesz, to nie nie możesz być szczęśliwy. Muzyka jest głośna, każdy jest spocony, każdy tańczy, każdy się przepycha - stwierdza. Czytając wypowiedzi Łotysza można także się dowiedzieć... jak najlepiej radzić sobie z kacem: - Mam swój sposób. Czystą wódkę popijam mlekiem. Mleko jest bardzo dobre na żołądek, uspokaja go, nie czujesz pieczenia - wyjawia.
Na ćwierćfinałowy pojedynek Polaka z Łotyszem, który będzie ich piątą bezpośrednią konfrontacją (trzecią w głównym cyklu) z niecierpliwością czeka wielu sympatyków białego sportu na całym świecie. Nic dziwnego, spotkają się bowiem dwaj niesamowicie utalentowani tenisiści, porywający tłumy swoją grą, a dodatkowo dwaj zawodnicy z nieokiełznanym charakterem, mający wielkie poczucie własnej wartości, niezwykle pewni siebie, inteligentni, niebanalni, mający potencjał, by w niedalekiej przyszłości wejść na sam szczyt, przy których nie sposób się nudzić. W piątek, w samo południe, Janowicz i Gulbis, niczym rewolwerowcy na Dzikim Zachodzie z amerykańskich westernów, staną w twarzą w twarz, by między sobą rozstrzygnąć komu należy się awans do półfinału turnieju IF Stockholm Open. Ten bój zapowiada się doprawdy frapująco, a zwycięzcy przewidzieć nie sposób, bo gdy w akcji są ci dwaj gracze, wszystko może się wydarzyć.
IF Stockholm Open, Sztokholm (Szwecja)
ATP World Tour 250, kort twardy w hali, pula nagród 530,1 tys. euro
piątek, 18 października
ćwierćfinał:
kort centralny, od godz. 12:00 czasu polskiego
Jerzy Janowicz (Polska, 3) | bilans: 1-1 | Ernests Gulbis (Łotwa, 5) |
---|---|---|
15 | ranking | 26 |
22 | wiek | 25 |
203/91 | wzrost (cm)/waga (kg) | 190/77 |
praworęczna, oburęczny bekhend | gra | praworęczna, oburęczny bekhend |
Łódź | miejsce zamieszkania | Jurmała |
Kim Tiilikainen | trener | Gunther Bresnik |
sezon 2013 | ||
24-17 (24-17) | bilans roku (główny cykl) | 46-17 (34-15) |
półfinał Wimbledonu | najlepszy wynik | tytuły w Delray Beach i Sankt Petersburgu |
14-11 | tie breaki | 13-6 |
399 | asy | 357 |
1 234 273 | zarobki ($) | 633 060 |
kariera | ||
2007 | początek | 2004 |
14 (2013) | najwyżej w rankingu | 21 (2011) |
44-33 | bilans w głównym cyklu | 158-141 |
0/1 | tytuły/finałowe porażki (główny cykl) | 4/0 |
1 890 068 | zarobki ($) | 3 264 759 |
Bilans spotkań pomiędzy Jerzym Janowiczem a Ernestsem Gulbisem (główny cykl):
Rok | Turniej | Etap | Zwycięzca | Wynik |
---|---|---|---|---|
2010 | Puchar Davisa | Grupa I | Gulbis | 6:4, 6:4, 3:6, 6:2 |
2012 | Wimbledon | II runda | Janowicz | 2:6, 6:4, 3:6, 7:6(2), 9:7 |