Tygodnie mijają, kolejne edycje poszczególnych turniejów głównego cyklu przeszły już do historii, a Michał Przysiężny ciągle jest daleki od formy, która w końcówce ubiegłego sezonu pozwoliła mu zanotować kilka wartościowych wyników i cennych zwycięstw. Wliczając w to kwalifikacje w Monte Carlo Polak przegrał już dziesięć kolejnych spotkań.
W obecnym tygodniu Przysiężny znów stanie przed szansą na przerwanie złej passy. Głogowianin po raz pierwszy w karierze zdecydował się na występ w turnieju ATP World Tour 250 w Monachium. Na nieznanej mu bawarskiej mączce w I rundzie czeka go mecz z Marinko Matoseviciem.
W żyłach Matosevicia płynie bałkańska krew. Jego rodzice, tata Branko i mama Ljubica, pochodzą z byłej Jugosławii, a sam Marinko przyszedł na świat w miejscowości Jajce, należącej obecnie do Bośni i Hercegowiny. Matosević przygodę z tenisową rakietą rozpoczął późno, bo dopiero w wieku 10 lat, już w Australii, dokąd przeprowadził się z rodzicami w obliczu wojny na Półwyspie Bałkańskim. Mając 13 lat podjął się treningów w akademii w Melbourne.
Juniorska kariera Matosevicia nie obfitowała w sukcesy. Gdy przeszedł na zawodowstwo w 2003 roku, także długo musiał czekać na pierwszy skalp, do 2008 roku, gdy triumfował w turnieju ITF Futures w meksykańskiej Morelii. Łącznie Australijczyk ma na koncie pięć tytułów mistrzowskich w zmaganiach rangi ITF Futures oraz cztery trofea i dwa przegrane finały w cyklu ATP Challenger Tour.
W głównym cyklu osiągnięcia Matosevicia również nie mogą rzucać na kolana. Reprezentant Australii wziął udział w 67 turniejach, ale tylko jeden raz dotarł do finału - w 2012 roku w Delray Beach, startując jako kwalifikant doszedł do meczu o tytuł, w którym przegrał z Kevinem Andersonem. 28-latek również jeden raz grał o tytuł w deblu, razem z Lleytonem Hewittem, którego uznaje za swojego mentora, w 2013 roku w San Jose, gdzie nie sprostali parze Xavier Malisse / Frank Moser.
Matosević jest tenisistą, który najchętniej operuje na linii końcowej kortu. W jego grze próżno doszukać się fajerwerków, jest to gracz bardzo rzetelny, dobrze operujący zarówno bekhendem, jak i forhendem oraz poprawnie serwujący. Słabszą stroną Australijczyka jest na pewno poruszanie się po korcie, a bardzo często nie wytrzymuje mentalnie trudów ważnych spotkań.
Tenisista z antypodów wiązał wielkie nadzieje wraz z początkiem sezonu 2014. I faktycznie, dwa pierwsze turnieje były dla niego udane - w Brisbane oraz Sydney dochodził do ćwierćfinału. - Mój najwyższy ranking w karierze to 39. miejsce. Wiem, że stać mnie na zdecydowanie więcej - mówił wówczas. Wszystko załamało się po pięciosetowej porażce w I rundzie Australian Open z Keiem Nishikorim. Winę za przegraną Matosević zrzucił na swojego trenera, legendarnego australijskiego deblistę, Marka Woodforde'a.
- Chciałbym, aby mój trener wspierał mnie pokrzykując, ale on tego nie chciał. Rozmawiałem z nim o tym. Jestem tenisistą, który lubi taki sposób mobilizacji. Więc oczekuję więcej niż tylko siedzenia w boksie i klaskania w dłonie - narzekał Matosević. Woodforde starał się tonować sytuację: - Mam do niego wiele sympatii, bo wiem, jak ciężko pracuje, ale czasem on zapomina, że na korcie liczy się tylko rywal po drugiej stronie siatki, a nie to, czy trener do niego krzyczy czy nie - tłumaczył 12-krotny mistrz wielkoszlemowy w deblu.
Złość Matosevicia można zrozumieć. Australijczyk na 14 startów wielkoszlemowych w karierze zawsze przegrywał w I rundzie. Za porażkę w Melbourne posadą zapłacił Woodforde, a zastąpił go w lutym Marc Kimmich, pod wodzą którego Matosević notuje regres, ponieważ po raz pierwszy od lipca 2013 roku wypadł poza siódmą dziesiątkę rankingu ATP.
Wychowany na antypodach Matosević najlepiej czuje się na kortach twardych, jednak ceglana mączka nie jest mu obca. Australijczycy w Bawarii mają własną bazę, gdzie trenują, przygotowując się do okresu gry na kortach ziemnych bądź konfrontacji w Pucharze Davisa. W tym sezonie rezydujący w Melbourne 28-latek ma już za sobą dwa turnieje na mączce - w Monte Carlo przeszedł kwalifikacje, by odpaść w I rundzie z Marinem Ciliciem. Natomiast w Barcelonie pokonał specjalistę od gry na ziemi, João Sousę, ale w II rundzie nie sprostał Tommy'emu Robredo.
Przysiężny miał prawo zapomnieć jak smakuje zwycięstwo. Wprawdzie ostatni mecz - i jak na razie jedyny w obecnym sezonie - wygrał dokładnie 14 stycznia w I rundzie Australian Open z Horacio Zeballosem. Od tego czasu notuje czarną serię porażek, którą będzie starał się przerwać w stolicy Bawarii.
BMW Open, Monachium (Niemcy)
ATP World Tour 250, kort ziemny, pula nagród 426,6 tys. euro
poniedziałek, 28 kwietnia
I runda:
kort SZ, trzeci mecz od godz. 11:00 czasu polskiego
Michał Przysiężny (Polska) | bilans: 0-0 | Marinko Matosević (Australia) |
---|---|---|
79 | ranking | 68 |
30 | wiek | 28 |
185/84 | wzrost (cm)/waga (kg) | 193/86 |
praworęczna, jednoręczny bekhend | gra | praworęczna, oburęczny bekhend |
Wrocław | miejsce zamieszkania | Melbourne |
Aleksander Charpantidis | trener | Marc Kimmich |
sezon 2014 | ||
1-12 (1-11) | bilans roku (główny cykl) | 11-10 (9-10) |
II runda Australian Open | najlepszy wynik | ćwierćfinały w Brisbane, Sydney i Delray Beach |
3-4 | tie breaki | 4-1 |
71 | asy | 94 |
96 390 | zarobki ($) | 126 978 |
kariera | ||
2001 | początek | 2003 |
57 (2014) | najwyżej w rankingu | 39 (2013) |
26-58 | bilans w głównym cyklu | 47-67 |
0/0 | tytuły/finałowe porażki (główny cykl) | 0/1 |
982 369 | zarobki ($) | 1 349 548 |
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!