Podobnie jak przed rokiem Jerzy Janowicz zjawia się w Madrycie bez wygranego meczu na korcie ziemnym i z porażkami w Monte Carlo i Barcelonie. Różnica jest jednak taka, że o ile w ubiegłym sezonie przed madrycką imprezą o kryzysie formy pierwszej rakiety naszego kraju nie można było mówić, co więcej - Janowicz zmagał się z chorobą, co nie pozostawało bez wpływu na jego dyspozycję - to obecnie Polak znajduje się w głębokim dołku. Łodzianin przegrał siedem kolejnych spotkań, w tym siedem ostatnich setów, które rozegrał.
[ad=rectangle]
W I rundzie zmagań turnieju rangi ATP Masters 1000 w Madrycie przeciwnikiem Janowicza będzie Ernests Gulbis. Niepokorny Łotysz, który jednak w tym sezonie notuje bardzo dobre rezultaty i choć w rankingu jest notowany tylko o jedno miejsce wyżej od Polaka, znajduje się w zdecydowanie lepszym położeniu niż zagubiony ostatnimi czasy reprezentant naszego kraju.
Gulbis, który grę w tenisa rozpoczął się w wieku pięciu lat, dorastał w przepychu i luksusie. Jego ojciec, Ainars, dorobił się fortuny na udanych transakcjach bankowych i mógł zapewnić Ernestsowi dostatnie życie. Gulbis jako nastolatek dołączył do znanej tenisowej akademii Nikiego Pilicia w Monachium, gdzie poznał choćby Novaka Djokovicia i Marata Safina, z którym do dziś utrzymuje dobry kontakt. Łotysz przyznaje, że pieniądze ojca bardzo ułatwiły mu start do tenisowej kariery. - Pamiętam, jak jeszcze grałem w Challengerach. Inni tenisiści liczyli każdy grosz, oszczędzali na wszystkim, a ja przylatywałem na turnieje prywatnym odrzutowcem mojego ojca i spałem w najdroższych hotelach - wspomina swoje początki.
Tenisista z Rygi w zawodowych rozgrywkach wystrzelił jak pocisk w 2007 roku, gdy jeszcze jako 18-latek w przebojowym stylu osiągnął IV rundę wielkoszlemowego US Open, m.in. miażdżąc po drodze klasyfikowanego wówczas na ósmej pozycji w świecie Tommy'ego Robredo. Gdy rok później zameldował się w ćwierćfinale Rolanda Garrosa, wydawało się, że stoi przed nim świetlana przyszłość. Syn łotewskiego multimilionera nigdy jednak swojego talentu w pełni nie oszlifował, a jego kariera, sinusoida fantastycznych zwycięstw z bolesnymi klęskami, przypomina rollercoaster.
Z jednej strony Gulbis ma wszystko, by wspiąć się na sam szczyt światowej hierarchii i odnosić wielkie sukcesy. Potężny, ale też urozmaicony serwis. Forhend, choć poprzedzony dziwacznym wymachem lewej ręki, niezwykle groźny. Śmiercionośny bekhend, grany oburącz. A gdy do tego dołożymy jeszcze niesamowite czucie, wspaniałe drop szoty i znakomite poruszanie się po korcie, jawi nam się obraz tenisisty kompletnego, z bogatym arsenałem uderzeń i potrafiącym stosować na korcie wysublimowane rozwiązania. Problem leży gdzie indziej. Największym mankamentem Łotysza jest porywczość. Wystarczy jeden moment, jedna chwila, by "odpalił" i wtedy przemienia się w szalonego frustrata.
O Łotyszu powiedziano i napisano już niemal wszystko, ponieważ to barwna postać na korcie, jak i poza nim. Niemal w każdym wywiadzie potrafi "chlapnąć" coś bez zastanowienia, wyłamując się ze sztywnych ram, w których zamknięty jest współczesny tenis. Zawsze ma wiele do powiedzenia i zawsze robi to w sposób barwny, z charakterystyczną dla siebie swadą. Potrafi zarzucić tzw. "Wielkiej Czwórce" męskiego tenisa to, że są nudni, wypomnieć brak lojalności Djokoviciowi, z którym przyjaźnił się podczas pobytu w Monachium, zachwalać Holandię za legalizację marihuany czy poradzić, jak należy się zachowywać w nocnych klubach oraz co jest najlepszym sposobem na kaca.
Od momentu, gdy pojawił się w zawodowym Tourze, Gulbis miał opinię tenisisty
piekielnie utalentowanego, predysponowanego do wielkich osiągnięć, a jednocześnie gracza, który potrafi przegrać sam ze sobą, a nad tenis i wyczerpujące treningi, przekłada dobrą zabawę do białego rana. Zmiana nastąpiła wraz z nadejściem 2013 roku. Zatrudnił na stanowisku trenera Gunthera Bresnika, byłego szkoleniowca Borisa Beckera i - w co trudno uwierzyć - ograniczył udział w suto zakrapianych alkoholem zabawach do białego rana. - Przestałem palić, pić i zarywać noce. Więcej trenuję i wszystko zaczyna się układać - mówił w lutym ubiegłego roku podczas turnieju w Rotterdamie.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Gulbis w ubiegłym roku wygrał dwa turnieje rangi ATP World Tour 250 (Delray Beach i Sankt Petersburg), dotarł do ćwierćfinału w Montrealu i 1/8 finału w Indian Wells (oba turnieje rangi ATP Masters 1000). Natomiast w obecnych rozgrywkach ma już na koncie triumf w Marsylii, półfinały w Rotterdamie i Barcelonie oraz ćwierćfinały w Ad-Dausze, Acapulco i Indian Wells.
Dzięki tym osiągnięciom Gulbis awansował na najwyższe w karierze, 18. miejsce w światowym rankingu i stał się pierwszym łotewskim tenisistą notowanym w Top 20. Ale wciąż mu mało. Po zwycięstwie w Marsylii, gdzie pokonał dwóch tenisistów z czołowej "dziesiątki" rankingu (Jo-Wilfrieda Tsongę i Richarda Gasqueta), oznajmił, że jego celem jest pozycja numer jeden na świecie. - Moim długoterminowym celem nie jest lokata w czołowej "20" rankingu. Jest nim pierwsze miejsce. Tylko to sprawi, że będę w pełni usatysfakcjonowany. Nie chcę w wieku 30 lat spojrzeć wstecz w swoją karierę i powiedzieć, że czegoś nie udało mi się dokonać. Każdy w życiu szuka satysfakcji, a moje szczęście opiera się na tenisowej karierze - wyjaśniał, a niektórzy od razy przypomnieli, że jeszcze dwa lata temu miał kłopoty, by utrzymać się w Top 100.
Historia konfrontacji Gulbisa z Janowiczem jest bardzo bogata. Obaj tenisiści mierzyli się w głównym cyklu trzykrotnie, a łącznie grali przeciw sobie pięciokrotnie. Polak wygrał dwa razy - w 2012 roku w Challengerze w Rzymie i w II rundzie Wimbledonu, natomiast Łotysz zwyciężał w 2010 roku w Pucharze Davisa, w 2012 w kwalifikacjach turnieju w Winston-Salem oraz w październiku ubiegłego roku w ćwierćfinale w Sztokholmie.
We spotkają się dwaj niesamowicie utalentowani tenisiści, porywający tłumy swoją grą, a dodatkowo dwaj zawodnicy z nieokiełznanym charakterem, mający wielkie poczucie własnej wartości, niezwykle pewni siebie, inteligentni, niebanalni, mający potencjał, by w niedalekiej przyszłości wejść na sam szczyt. Tacy, przy których nie sposób się nudzić.
Ubiegłoroczna edycja madryckiego turnieju była dla Janowicza nowym otwarciem i zapowiedzią eksplozji formy, zwieńczonej 1/2 finału Wimbledonu. Wówczas na jego drodze stanął inny tenisista z pogranicza drugiej i trzeciej dziesiątki, Sam Querrey. Polak musi jak najszybciej wziąć się garść i zacząć gromadzić punkty, bo grozi mu duży spadek w rankingu. Korty kompleksu Caja Magica wydają się być idealnym miejscem, by zacząć powoli wychodzić na prostą.
Mutua Madrid Open, Madryt (Hiszpania)
ATP World Tour Masters 1000, kort ziemny, pula nagród 3,671 mln euro
wtorek, 6 maja
I runda:
kort 3, od godz. 11:00 czasu polskiego
Jerzy Janowicz (Polska) | bilans: 1-2 | Ernests Gulbis (Łotwa) |
---|---|---|
21 | ranking | 20 |
23 | wiek | 25 |
203/91 | wzrost (cm)/waga (kg) | 190/77 |
praworęczna, oburęczny bekhend | gra | praworęczna, oburęczny bekhend |
Łódź | miejsce zamieszkania | Jurmała |
Kim Tiilikainen | trener | Gunther Bresnik |
sezon 2014 | ||
8-10 (8-10) | bilans roku (główny cykl) | 18-8 (18-8) |
półfinał w Montpellier | najlepszy wynik | tytuł w Marsylii |
6-4 | tie breaki | 7-3 |
144 | asy | 262 |
211 915 | zarobki ($) | 597 633 |
kariera | ||
2007 | początek | 2004 |
14 (2013) | najwyżej w rankingu | 18 (2014) |
55-46 | bilans w głównym cyklu | 179-152 |
0/1 | tytuły/finałowe porażki (główny cykl) | 5/0 |
2 226 488 | zarobki ($) | 3 946 388 |
Bilans spotkań pomiędzy Jerzym Janowiczem a Ernestsem Gulbisem (główny cykl):
Rok | Turniej | Etap | Zwycięzca | Wynik |
---|---|---|---|---|
2010 | Puchar Davisa | Grupa I | Gulbis | 6:4, 6:4, 3:6, 6:2 |
2012 | Wimbledon | II runda | Janowicz | 2:6, 6:4, 3:6, 7:6(2), 9:7 |
2013 | Sztokholm | ćwierćfinał | Gulbis | 7:5, 4:6, 6:3 |