Jeszcze godzinę przed meczem wydawało się, że tenisistki męczyć będzie przede wszystkim upał. W Toruniu żar lał się z nieba i warunki były tropikalne, jednak gdy zawodniczki wychodziły na kort na niebie były już zbliżające się ciemne chmury, a z oddali słychać było pierwsze, początkowo nieśmiałe grzmoty, zwiastujące zbliżającą się burzę.
[ad=rectangle]
Inauguracyjne gemy finału granego przez Barborę Krejčikovą (WTA 290) i niespełna dziewiętnastoletnią Marię Sakkari (WTA 420), bezsprzecznie największą rewelację turnieju, która zaczynała grę od kwalifikacji i początkowo za cel stawiała sobie chociaż awans do głównej drabinki, stały pod znakiem kolejnych przełamań. Obydwie tenisistki raz po raz pokazywały, że własne podanie nie jest tym razem żadnym atutem i najczęściej wygrywały kolejne gemy wtedy, gdy serwowała rywalka. Przy stanie 4:4 Krejčiková przerwała jednak tę nietypową passę, a że po chwili ponowne przełamała podanie Sakkari, pierwszy set skończył się wynikiem 6:4 dla Czeszki.
Druga partia rozpoczęła się po bardzo krótkiej przerwie, gdyż z nieba padały już pierwsze krople. Rozegrano ledwie gema, gdy zaczęło lać jak z cebra. Po chwili jasnym stało się, że to nie jest zwykły deszcz, ale prawdziwe oberwanie chmury, połączone z silnym wiatrem i uderzeniami piorunów w bliskim sąsiedztwie kompleksu kortów. Narada organizatorów z zawodniczkami przyniosła efekt - uznano, że zamiast czekać do poniedziałku (o wznowieniu meczu na korcie centralnym nie było w niedzielę mowy), tenisistki przeniosą się do otwartej przed rokiem hali.
Po przeszło godzinnej przerwie mecz wznowiono, tym razem już pod dachem, o który nieustannie bębnił deszcz. Przy stanie 2:1 Krejčiková przełamała serwis Sakkari i podwyższyła na 3:1. Jak się okazało, już wszystkie gemy do końca spotkania należały do Czeszki. Młodziutka Greczynka, która była niezwykle gorąco dopingowana przez toruńską publiczność, niemalże bez wyjątku stojącą po jej stronie, miała momenty, gdy grała naprawdę ładnie, ale zdecydowanie częściej popełniała błędy. Liczne auty i jeszcze liczniejsze podwójne błędy serwisowe sprawiły, że w ostatnich gemach Sakkiri grała już jakby z musu, jakby świadoma tego, że nie da rady zwyciężyć. Przedwczesne pogodzenie się z losem u Greczynki sprawiło, że Krejciková nie musiała się już zbytnio wysilać by wygrać seta 6:1, a tym samym móc świętować końcowy sukces.
- Zagrałam najlepiej jak potrafiłam i wygrałam. To był nietypowy mecz, bo połowa odbyła się na dworze, a połowa w hali. Było więc trudniej, trzeba było się przestawić, ale myślę, że okazało się to korzystniejsze dla mnie. To był dla mnie udany turniej. Bardzo spodobało mi się w Toruniu, zarówno jeśli chodzi o dobre korty, jak i miasto. Rano codziennie biegałam w okolicach starówki, każdego dnia wchodziłam też do kościoła św. Katarzyny. Może to też mi pomogło - powiedziała zwyciężczyni jubileuszowej dwudziestej edycji ITF Bella Cup. Za wygraną w Toruniu Krejčiková otrzymała czek na dokładnie 3919 dolarów.
Powody do radości miała jednak i Sakkari, na którą nie stawiał przed turniejem nikt. Startująca od kwalifikacji Greczynka doszła tymczasem dalej niż sama mogła się spodziewać. - To był wspaniały tydzień i jestem z niego bardzo zadowolona. Jestem bardzo zmęczona, bo zagrałam tu osiem meczów singlowych, może to jest jeden z powodów porażki, ale ja nie chcę się tak usprawiedliwiać. Więcej z siebie dać już nie mogłam. Przejście do hali wiele zmienia, nie ma już na przykład wiatru. Przegrałam, ale i tak się cieszę. To jak na razie mój największy sukces w karierze, ale mam nadzieję że nie ostatni. Chciałabym jeszcze wrócić do Torunia, bo ten turniej jest świetny - powiedziała Sakkari gratulując jednocześnie Krejčikovej i życząc jej, by ta jak najszybciej weszła do czołowej setki rankingu WTA.
GRA POJEDYNCZA
finał gry pojedynczej:
niedziela, 6 lipca
Barbora Krejčíková (Czechy, 7) - Maria Sakkari (Grecja, Q) 6:4, 6:1
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!