Andriej Kapaś: Nie koncentrowałem się na sprzeczkach rywala

Trzecim Polakiem, który awansował do II rundy poznańskiego Challengera jest Andriej Kapaś. Zabrzanin wyeliminował finalistę ubiegłotygodniowej imprezy w Scheveningen.

Do turnieju głównego żadnemu z piętnastu Polaków nie udało się przebić przez eliminacje. Najbliższy tego był Marcin Gawron, który dopiero w decydującym meczu przegrał z Wesley'em Koolhofem. Dzikie karty od organizatorów otrzymali Andriej Kapaś, Błażej Koniusz, Kamil Majchrzak i Grzegorz Panfil. Tylko ten drugi nie wykorzystał szansy i odpadł już w 1. rundzie z turnieju singla.
[ad=rectangle]
W meczu Kapasia z Andreasem Beckiem, niegdyś tenisistą z czołowej setki rankingu, padła niespodzianka. Dużo niżej notowany tenisista pokazał dojrzałą i agresywną grę, ale przede wszystkim zachował spokój, dzięki czemu awansował do II rundy. - Mogę być zadowolony, szczególnie ze względu na to, że mój przeciwnik był jeszcze w niedzielę w finale Challengera w Holandii o takiej samej randze. Wiem, jaką miał przeszłość, powoli wraca do dobrej formy i jest coraz wyżej, zbliża się do Top 100. Na pewno jest to wartościowy zawodnik, nigdy wcześniej nie udało mi się wygrać z zawodnikiem z Top 150, więc bardzo się z tego cieszę. Drugim powodem jest to, że wygrałem na swoich kortach, czyli w Polsce - powiedział po meczu Kapaś.

Przed meczem zabrzanin trenował z Panfilem, który tego dnia miał szansę na odpoczynek i nabranie sił przed kolejnym turniejowym wyzwaniem. - Zazwyczaj dostosowujemy zbliżone warunki. Kiedy przeciwnik jest leworęczny, to staramy się trenować z leworęcznym zawodnikiem. Przy takim zawodniku jest to trochę inna rotacja, kąty i do tego trzeba się przyzwyczaić - wyjaśnił Kapaś. Kibice dopisali podczas meczu dnia, a Panfil z wysokości trybun wspierał kolegę. - Podpowiadał mi, żebym nie grał slajsa. Czasami jednak było mi ciężko tego nie robić, ze względu na to, że przeciwnik, jeżeli przejmował inicjatywę, to grał bardzo głęboko. Siłą rzeczy musiałem się bronić uderzeniami podciętymi, ale wydaje mi się, że w końcówce kilka razy zagrałem dobrą obronną piłkę top spinem i wygrałem ostatnie punkty - powiedział zawodnik z Zabrza.

Beck w niedzielę grał w finale w Scheveningen, natomiast Kapaś z powodzeniem występował w finale Futuresa w Kassel. Niemiec na początku wydawał się nieco ospały, z czasem jednak grał lepiej. - Z jednej strony mógł odczuwać trudy, a z drugiej - wiem po sobie, jaka to jest duża pewność siebie, jeżeli dochodzi się do finału turnieju. Mimo to na pewno czuł się pewnie, ale z drugiej strony nie możemy patrzeć na zmęczenie rywala. Taki jest sport i gra się z tygodnia na tydzień. To nie jest mój problem, miał dwa dni na to, żeby dojść do siebie. Ja też przyjechałem w niedzielę w nocy z poprzedniego turnieju, więc również mogę mówić o przemęczeniu - wyjaśnił Kapaś.

Beck miał również pretensje do sędziego o jedną decyzję, zupełnie nie potrafiąc się z nią pogodzić, stracił koncentrację, przez co przegrał pierwszą odsłonę. - To nie są moje sprawy, ja się skupiam na swoich zagraniach i na tym, co sędzia robi w mojej sprawie. Na rywala sprzeczkach się nie koncentrowałem, starałem się zebrać myśli na kolejnej piłce - zapewnił polski tenisista.

W grze podwójnej dojdzie do bratobójczego pojedynku. Nie jest to pierwszy raz, kiedy dochodzi do takiej sytuacji. Przed rokiem w Bytomiu ci sami tenisiści grali przeciwko sobie, ale w innej konfiguracji. - Śmiesznie się potoczyło, akurat trafiliśmy na parę Grzegorz Panfil i Marcin Gawron, przyjaciele z podwórka. Trudno, taki jest sport, często się trafia na kolegów i w singlu, i w deblu. Trzeba podejść do tego z dystansem sportowym i po prostu zagrać ten mecz, jak najlepiej się da - zakończył Kapaś.

Z Poznania dla SportoweFakty.pl
Dominika Pawlik

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Komentarze (0)