W poniedziałek Jerzy Janowicz udanie zadebiutował w turnieju ATP w Winston-Salem, wygrywając 6:1, 6:4 z Carlosem Berlocqiem. - Myślę, że zagrałem dobrze, byłem solidny z linii końcowej, wywierałem presję na rywalu. To był udany mecz. Czuję się bardzo dobrze, w tej chwili skupiam się tylko na tym turnieju, nie myślę o US Open i z niecierpliwością czekam na następny pojedynek - powiedział tuż po zakończeniu spotkania I rundy polski tenisista.
Kolejnym rywalem łodzianina będzie João Sousa, który z racji rozstawienia z numerem szóstym, w I rundzie otrzymał wolny los. Janowicz już raz miał okazję mierzyć się z Portugalczykiem, 24 października ubiegłego roku w II rundzie turnieju w Walencji wygrał 6:2, 7:5.
[ad=rectangle]
Sousa grę w tenisa rozpoczął w wieku siedmiu lat za namową ojca, Armando, byłego mistrza Portugalii weteranów. Pierwsze kroki w przygodzie z białym sportem stawiał w rodzinnym mieście Guimarães, lecz kamieniem milowym w rozwoju jego kariery okazał się wyjazd do akademii w Barcelonie, gdzie pojawił się w wieku 14 lat i mieszka oraz trenuje tam do dziś. - Myślałem, że wróci do domu po 15 dniach, tęskniąc za rodziną i przyjaciółmi, ale jednak nigdy nie porzucił swoich marzeń - mówił z dumą jego ojciec.
Na poziomie turniejów juniorskich Sousa nie odnotował wielkich sukcesów, jednak od czasu przejścia na zawodowstwo w 2005 roku jego kariera rozwija się harmonijnie. W 2007 roku Portugalczyk złamał barierę 1000. miejsca w rankingu, dwa lata później wygrał dwa turnieje Futures i wkroczył do pierwszej "500". Na koniec 2012 roku miał już na koncie osiem triumfów w Futuresach, dwa mistrzostwa w Challengerach i był o krok od awansu do grona 100 najlepszych tenisistów globu.
Sezon 2013 był dla Portugalczyka przełomowy. W styczniu, w Sydney, po raz pierwszy zagrał w głównej drabince turnieju rangi ATP World Tour na innej nawierzchni niż ceglana mączka. Tydzień później, w Australian Open, zadebiutował w imprezie wielkoszlemowej, wygrywając z Johnem-Patrickiem Smithem. Gdy już na dobre zadomowił się gronie 100 najlepszych tenisistów, zaczął wypływać na szerokie wody.
W sierpniu w US Open po raz pierwszy w karierze awansował do 1/16 finału turnieju wielkoszlemowego, gdzie zatrzymał go lider rankingu, Novak Djoković. Trzy tygodnie później w Sankt Petersburgu zanotował premierowy półfinał w głównym cyklu. Ale to, co jak na razie jest najpiękniejsze w karierze Sousy, wydarzyło się w dalekiej Malezji.
Portugalczyk zmagania w zawodach w Kuala Lumpur rozpoczął zwycięstwem z Ryanem Harrisonem. Następnie pokonał Pablo Cuevasa, a w ćwierćfinale trzecią wówczas rakietę świata, Davida Ferrera. Nie spoczął na laurach i w 1/2 uporał się z Jürgenem Melzerem, awansując do pierwszego w karierze finału imprezy cyklu ATP World Tour, w którym wygrał dramatyczny bój z Julienem Benneteau 2:6, 7:5, 6:4, broniąc meczbola w drugim secie. - To mój pierwszy finał, to świetne uczucie, niesamowity tydzień. Mam nadzieję, że ten tytuł doda mi pewności siebie. To spełnienie marzeń. Jestem pierwszym Portugalczykiem, któremu udało się to zrobić. To świetne dla mnie i dla mojego kraju. Może wreszcie ludzie zaczną doceniać portugalski tenis - mówił tuż po tym, jak stał się pierwszym portugalskim triumfatorem turnieju ATP World Tour w historii.
Po zwycięstwie w Kuala Lumpur Sousa dokonał kolejnej historycznej rzeczy dla tenisa w swojej ojczyźnie - jako pierwszy portugalski tenisista sforsował bramy Top 50 rankingu ATP. 25-latek z Guimarães doskonale zdaje sobie sprawę, że tenis w jego kraju nie jest sportem popularnym. W Portugalii liczy się przede wszystkim piłka nożna, ale ma nadzieję, że jego sukcesy staną się inspiracją dla rodaków. - Pokazałem, że można osiągnąć sukces, jeżeli dąży się za marzeniami i mam nadzieję, że Portugalczycy podążą teraz moim śladem. Jeżeli ciężko pracujesz, to jesteś w stanie spełnić swoje pragnienia - zachęcał
W obecnym sezonie Sousa jeszcze poprawił swoją pozycję w rankingu ATP. Aktualnie jest notowany na 37. pozycji, a najwyżej, w lipcu, był 35. Na tak wysoką lokatę złożyły się punkty uzyskane m.in. za III rundę w Miami, ćwierćfinał w Rio de Janeiro, półfinał w Den Bosch, który wywalczył jako kwalifikant, a przede wszystkim finał w Båstad. Sousa stanął wtedy przed drugą szansą na tytuł w głównym cyklu, lecz w rozgrywanym w deszczu meczu o międzynarodowe mistrzostwo Szwecji przegrał 2:6, 1:6 z Pablo Cuevasem.
Tenisista z Guimarães najlepiej czuje się w grze z linii końcowej kortu, skąd stara się dominować w każdej wymianie. Dużą rolę przykłada do przygotowania fizycznego, a jego ulubiona nawierzchnia to ceglana mączka. - Ja po prostu czuję, że mam świetny forhend i staram się nim dominować w wymianach i atakować. Ostatnie pięć lat ciężko przepracowałem pod kątem przygotowania fizycznego i obecnie czuję się bardzo dobrze - wylicza swoje atuty.
Dorastając, Sousa podziwiał grę Juana Carlosa Ferrero, ale także fascynowali go Roger Federer, z którym miał okazję zagrać w tym sezonie w Halle, i Pete Sampras. Wolny czas najchętniej spędza grając lub oglądając (jest fanem Realu Madryt) piłkę nożną, czytając książki czy spotykając się z przyjaciółmi, którzy określają go jako bardzo inteligentnego mężczyznę. Jest poliglotą - włada sześcioma językami (portugalskim, angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim i katalońskim). Jak sam twierdzi, gdyby nie grał w tenisa, zostałby piłkarzem lub lekarzem. Ma także swoje motto: - Tenis to taki sport, w którym zwycięstwo samo do ciebie nie przyjdzie. Musisz go pragnąć i do niego dążyć - wyjawia.
Winston-Salem Open to dla Sousy, pierwszej rakiety Portugalii - podobnie jak dla Janowicza - trzeci turniej cyklu US Open Series. W Toronto odpadł w I rundzie z Ernestsem Gulbisem, a w Cincinnati pokonał Chase'a Buchanana, ale w II rundzie nie sprostał Andy'emu Murrayowi.
- Mam nadzieję, że dawny Jerzy Janowicz powraca - nieskromnie powiedział Polak po meczu z Berlocgiem. By potwierdzić tę deklarację, łodzianin powinien poradzić sobie z Sousą, z którym zagra na tym samym, szczęśliwym dla siebie korcie numer 2 i dokładnie o tej samej porze, co z Berlocqiem.
Winston-Salem Open, Winston-Salem (USA)
ATP World Tour 250, kort twardy, pula nagród 598,2 tys. dolarów
wtorek, 19 sierpnia
II runda:
kort 2, od godz. 18:00 czasu polskiego
Jerzy Janowicz (Polska) | bilans: 1-0 | João Sousa (Portugalia, 6) |
---|---|---|
52 | ranking | 37 |
23 | wiek | 25 |
203/91 | wzrost (cm)/waga (kg) | 185/73 |
praworęczna, oburęczny bekhend | gra | praworęczna, oburęczny bekhend |
Łódź | miejsce zamieszkania | Guimarães |
Kim Tiilikainen | trener | Frederico Marques |
sezon 2014 | ||
16-19 (16-19) | bilans roku (główny cykl) | 20-26 (18-26) |
półfinał w Montpellier | najlepszy wynik | finał w Båstad |
9-10 | tie breaki | 6-7 |
283 | asy | 104 |
545 259 | zarobki ($) | 463 325 |
kariera | ||
2007 | początek | 2005 |
14 (2013) | najwyżej w rankingu | 35 (2014) |
63-55 | bilans w głównym cyklu | 45-50 |
0/1 | tytuły/finałowe porażki (główny cykl) | 1/1 |
2 559 833 | zarobki ($) | 1 270 507 |
Bilans spotkań pomiędzy Jerzym Janowiczem a João Sousą (główny cykl):
Rok | Turniej | Etap | Zwycięzca | Wynik |
---|---|---|---|---|
2013 | Walencja | II runda | Janowicz | 6:2, 7:5 |
Sousa mówi o swoim świetnym forhendzie, próbach dominacji, atakach i ciężkiej pracy - dla autora wymienia swoje atuty.
Nasz zawodnik wyraża jedyni Czytaj całość
poza tym... bukmacherzy raczej nie lubią dopłacać do interesu, a płacą za obs Czytaj całość