Tomasz Skalski: Rozmawiamy kilkadziesiąt godzin po twoim powrocie z Chin. To był dla ciebie wymarzony turniej. Sięgnąłeś w nim po złoty medal w singlu oraz po brąz w mikście. Niewiele również brakowało do medalu w grze podwójnej.
Kamil Majchrzak: Pierwsze dwa mecze turnieju singlowego to była taka rozgrzewka. Schody zaczęły się tak naprawdę od ćwierćfinału. W półfinale stoczyłem ciężki bój z liderem juniorskiego rankingu Rosjaninem Andriejem Rublowem. Decydujący w tym meczu był trzeci set. W pewnym momencie poczułem, że rywal stracił siły. Gdybym tego nie wygrał, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Finał z Brazylijczykiem był również bardzo ciężki. Udało mi się zamknąć ten mecz w dwóch setach, z czego bardzo się cieszę.
[ad=rectangle]
Tuż po turnieju mówiłeś, że już brązowy medal spowodowałby twoją ogromną radość. Sięgnąłeś tymczasem po złoto. To był najlepszy twój turniej w życiu?
- Zdecydowanie tak i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Przed rozpoczęciem startu marzyłem o jednym brązowym medalu. Tak naprawdę dopiero do mnie dociera, co tak naprawdę udało się w Chinach osiągnąć.
W Nankinie zdobyłeś także brązowy medal w mikście w parze z Węgierką Fanni Stollar. Niewiele również brakowało do medalu w deblu. W decydującym momencie półfinałowego meczu z Rosjanami pomylili się jednak sędziowie.
- Długo nie potrafiliśmy tego wraz z Jankiem Zielińskim zrozumieć. W drugim secie, kiedy mieliśmy wielką szansę odrobić stratę serwisu, sędziowie nie wywołali dużego autu. Rosjanin wywalił piłkę kilkanaście centymetrów za kort. Zaczęlimy już cieszyć się z przełamania, ale sędziowie widzieli to inaczej. Ta piłka zdecydowała o wyniku całego spotkania. Przegraliśmy bowiem tego seta, a super tie break to była loteria. Rosjanie wygrali go 10-8. My później przegraliśmy także mecz o brąz i zostaliśmy z czwartym miejscem. Szkoda.
Stałeś się rozpoznawalnym sportowcem nie tylko w rodzinnym Piotrkowie. Jak radzisz sobie ze sławą?
- Spokojnie. Mam świadomość tego, że przestałem być anonimowy. Dla mnie nie jest to żaden problem, a wręcz przeciwnie.
Miałeś startować w turnieju ITF Futures w Bytomiu. Musiałeś jednak z niego zrezygnować. Dlaczego?
- Nie było to możliwe, aby po tak wyczerpującym graniu w Chinach, gdzie musiałem grać wiele meczów, wystąpić już we wtorek w Bytomiu. Musiałem się wycofać. Już w czwartek jadę jednak na Śląsk, aby potrenować przed turniejem w Piekarach Śląskich.
Od kilku miesięcy trenujesz z nowym szkoleniowcem.
- Zgadza się. Od wiosny moim trenerem jest Jakub Ulczyński. Naszą współpracę oceniam bardzo pozytywnie.
W najnowszym światowym rankingu juniorów awansowałeś na siódme miejsce. Jest to dla ciebie już jednak tylko teoretyczny ranking, gdyż zakończyłeś juniorską karierę.
- To prawda. Najpewniej spadnę jeszcze w tym rankingu, gdyż nie biorę udziału w juniorskim US Open. Nie zagram również w turnieju Eddie Herr International, w którym poszło mi tak dobrze w ubiegłym roku. Skupiam się teraz już na dorosłym rankingu, gdyż bardzo chcę zrealizować cel, czyli awans do czołowej pięćsetki tenisistów na świecie jeszcze w tym roku.
Nie startujesz w juniorskim US Open, ale myślisz pewnie już o przyszłym roku i ewentualnym starcie w dorosłym turnieju?
- Bardzo chciałbym zakwalifikować się przynajmniej do eliminacji przyszłorocznego US Open. Przede mną jednak dużo pracy, aby osiągnąć ten cel.
A kto wygra tegoroczny US Open?
- Jerzyk. Jest w bardzo dobrej formie.