Droga Radwańskiej na szczyt zaczyna się w AO

W najbliższy poniedziałek tenisiści rozpoczną turniej główny wielkoszlemowego Australian Open. Większość z nich na Antypody wyleciała już dawno temu, by sprawdzić formę w uprzednio organizowanych turniejach w Brisbane, Hobart, Auckland i Sydney. Wśród nich była także Agnieszka Radwańska, która w turnieju w Sydney awansowała do ćwierćfinału, ulegając późniejszej zwyciężczyni - Jelenie Dementiewej.

Wśród faworytów do zwycięstwa w pierwszym turnieju Grand Slam w tym roku wymienia się Rafaela Nadala, rewelacyjnego Szkota - Andy'ego Murraya, Rogera Federera i jego pogromcę i jednocześnie triumfatora sprzed roku - Novaka Djokovica.

Jeśli zaś chodzi o kobiety prym powinny wieźć Serbki - Jelena Jankovic i Ana Ivanovic, siostry Venus i Serena Williams i tabun Rosjanek z powracającą po kontuzji Marią Szarapową i będącą obecnie w sztosie Jeleną Dementiewą na czele. Oczywiście, co nas Polaków niezmiernie cieszy, do grona pretendentek do zwycięstwa zalicza się także Agnieszkę Radwańską.

Zeszły rok był dla kibiców białego sportu jak długo oczekiwany deszcz na przysychającym stepie. Po kilkunastu latach niepowodzeń, ogłaszaniu światu odkrycia coraz to nowych obiecujących polskich wielkich talentów, zaczęto się zastanawiać, czy 38 milionowy kraj może wydawać na świat gwiazdę światowego formatu częściej niż raz na 40 lat… Albowiem równo 40 lat po narodzinach genialnej Jadwigi Jędrzejowskiej, urodził się równie genialny Wojciech Fibak. Statystycznie rzecz biorąc powinniśmy oczekiwać na kolejny fenomen tenisa do 1992 roku. Możliwe jednak, że ten fenomen urodził się trzy lata wcześniej i nazywa się: Agnieszka Radwańska. Wpisać się w historię polskiego tenisa mają także szanse: siostra Agnieszki - Urszula, Marta Domachowska i debliści Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski.

Przez cały zeszłoroczny sezon Polka przeszła jak burza z impetem wdzierając się do czołówki najlepszych tenisistek. Co kilka dni ogłaszano, że Radwańska jest coraz wyżej w rankingu WTA, pobijając tym samym kolejne rekordy, jako najwyżej sklasyfikowanej Polki w historii polskiego kobiecego tenisa. Na początku sezonu Radwańska dała o sobie znać właśnie na kortach słonecznego Melbourne pokonując gładko Swietlanę Kuzniecową, z którą być może przyjdzie jej walczyć w IV rundzie tegorocznej odsłony turnieju. Po zwyciężeniu Nadii Pietrowej Agnieszka musiała uznać wyższość zgrabnej Słowaczki - Danieli Hantuchovej. Osiągnięcie przez Polkę ćwierćfinału turnieju Wielkiego Szlema zaostrzyło nasze apetyty. Jak się później okazało, wbrew dotychczas niechlubnym tradycjom polskich sportowców, sympatyczna nastolatka z Krakowa nie zawiodła. W przeciągu roku wygrała trzy turnieje (Pattaya IV kategoria, Stambuł III kategoria i Eastbourne II kategoria), dochodziła do półfinału w Sztokholmie, Linzu i Dausze, ćwierćfinału w Australian Open, Wimbledonie, Tokio i Indian Wells. Ponadto w innych turniejach Wielkiego Szlema odpadała dopiero w IV rundzie (French Open i US Open).

Po osiągnięciu na początku sezonu znaczących sukcesów wreszcie się zaczęło. Radwańska była coraz to wyżej rozstawiana, przeciwniczki wypowiadały się o niej z większym respektem, zagraniczne media zaczęły się nią interesować, uczono się poprawnej wymowy jej nazwiska, a mecze z jej udziałem coraz częściej transmitowały stacje telewizyjne (podczas wielkich turniejów rozgrywanych jest kilka meczy na raz i wówczas telewizja transmituje ten potencjalnie ciekawszy).

Końcówkę sezonu polska tenisistka miała słabszą, czego powodem było prawdopodobnie przemęczenie, wynikające z ciągłych podróży. Jarosław Kaczyński ze swoją świtą odwiedza namiętnie od kilku tygodni każdą mieścinę w Polsce, a w przeciwieństwie do niej odznak zmęczenia po nim nie widać. Cóż, pewnie to kwestia innej motywacji. Miniony rok Radwańska zakończyła więc na wysokiej 10 pozycji, dzięki czemu mogła pojechać na turniej Masters do Doha. Tam też zastępując chorą Ivanovic pokonała po raz trzeci w swojej karierze Swietlanę Kuzniecową.

Istotnym jest to, że Radwańska nie będąc w sztosie, potrafiła w zeszłym roku spotkania rozstrzygać na swoją korzyść. Przede wszystkim udawało jej się wygrywać z niżej notowanymi zawodniczkami, co także nie jest dla przeciętnego sportowca znad Wisły takie oczywiste. Styl gry Radwańskiej nie jest obecnie w modzie. Od kilku lat światowym tenisem rządzą umięśnione cyborgi, nie mające w sobie krzty kobiecości. Spotykając w ciemny wieczór takie "kruszynki", jak siostry Williams, Kuzniecowa czy Amelie Mauresmo, nie jeden chojrak pewnie by się przestraszył. Tenis od pewnego czasu ma charakter bardzo siłowy, podczas gdy na drugi plan schodzi technika uderzenia. Zawodniczki coraz częściej zadziwiają szybkością serwowanej piłki, której nie jeden mężczyzna by pozazdrościł. Drobna Polka potrafi jednak grać siłą przeciwniczki, nie raz doprowadzając tym samym ją do frustracji. Jej styl gry jest odpowiedzią na owy bezmyślny tenis siłowy. Umiejętność szybkiego rozszyfrowania rywalki, przewidywania kolejnego jej ruchu, wszechstronność zagrań i częste zmiany tempa gry umożliwiały jej nie raz pokonanie przeciwniczki, której tenis sprowadzał się głównie do atomowych uderzeń. Największym jednak mankamentem Polki jest jej mizerny serwis. W porównaniu do innych tenisistek jej zagrywka jest tak wolna, że przeciwnik, zanim ją odbierze, śmiało może w tym czasie skorzystać z usług masażysty. Mój były trener, którego serdecznie pozdrawiam, zawsze wmawiał mi, że silny serwis to podstawa. Nie słuchałem go, dlatego teraz zamiast zarabiać krocie ze zwycięstw turniejowych, dorabiam pisząc felietony.

Po wielkich rozczarowaniach kolejnych nadziei kobiecego tenisa w Polsce, nareszcie doczekaliśmy się rodaczki, z której możemy być dumni i z pełną satysfakcją oglądać jej poczynania na korcie. Czy ktoś jeszcze pamięta Katarzynę Nowak, która w Roland Garros osiągała III rundę, Aleksandrę Olszę, która czternaście lat temu zwyciężała juniorski Wimbledon w singlu i deblu, czy wreszcie Magdalenę Grzybowską, która w wieku zaledwie 24 lat zakończyła karierę z powodu kontuzji kolana? Pozostały po nich zaledwie wspomnienia. Radwańska zaś ma bardzo dużą szansę zadomowić się w światowej czołówce na dobre. Przyszłość usłana zwycięstwami na korcie jest przed nią, a ma przecież niespełna 20 lat.

Przy tym nie należy zapominać o jej młodszej siostrze - Uli, która z racji tego, że jest jeszcze w wieku juniorskim, startowała głównie w zawodach ITF i słabiej obsadzonych turniejach seniorskich. Jednakże na nią też przyjdzie pora. W zakończonych właśnie eliminacjach do turnieju głównego Australian Open Urszula przegrała w ostatnim meczu z Kanadyjką Stephenie Dubois, choć pewnym było, że tą zawodniczkę Ula ma w swoim zasięgu. Tym bardziej, że w turnieju w Hobart pokonała tak znane firmy, jak Francesca Schiavone, czy Aleksandra Wozniak. Cóż, na sukcesy młodszej z sióstr Radwańskich przyjdzie nam poczekać, nie koniecznie długo.

W cieniu sióstr Radwańskich jest Marta Domachowska, której zeszłoroczny start w Australian Open był równie szczęśliwy. Była pierwsza rakieta Polski, po przebrnięciu eliminacji i trzech kolejnych rund, ostatecznie w IV trafiła na wymagającą Venus Williams. Następne występy w turniejach nie były tak owocne, jednakże Domachowska na stałe zadomowiła się w pierwszej setce tenisistek świata. W tegorocznym turnieju w nowozelandzkim Auckland urodziwa Polka uległa plasującej się kilka pozycji niżej w rankingu Japonce Ayumi Morita. Tą samą zawodniczkę polska tenisistka pokonała w trzecim meczu zeszłorocznych eliminacji do Australian Open. Miejmy nadzieje, że Domachowska zacznie regularnie wygrywać w turniejach i tak, jak starsza z sióstr Radwańskich przyzwyczai nas do swoich zwycięstw.

Jak co roku polscy fani tenisa do wysokim poziomie będą budzić się w środku nocy, by zobaczyć relacje z rywalizacji na kortach w Melbourne. Największa motywacja jest oczywiście na mecze z udziałem polskich reprezentantów. Należy wierzyć, że przyjdzie nam z przyjemnością oglądać ich zmagania jak najdłużej.

P.S. Korzystając z okazji chciałbym piątkowej jubilatce - Marcie Domachowskiej, życzyć poprawienia wyniku z zeszłorocznego Australian Open i kontynuowania dobrej passy przez kolejną część sezonu.

Komentarze (0)