- Myślę, że kontrolerzy losowo wybierają tenisistów, których chcą przebadać. Ja nie mam z tym problemu i niczego nie ukrywam. Jeżeli chcą mnie skontrolować, wiem, że robią słuszną rzecz - mówił Novak Djoković.
Serb poparł swoich rywali z kortu, którzy zgodnie stwierdzili, że system kontroli antydopingowych działa dobrze, ale powinien funkcjonować jeszcze lepiej i kontrole powinny być częstsze. Poruszył także inną ważną rzecz, o której nie mówili ani Roger Federer, ani Andy Murray, ani Rafael Nadal.
Mianowicie chodzi o zasadę, iż tenisiści z pierwszej "50" rankingu ATP muszą dokładnie podawać miejsce swojego pobytu. Jeżeli kontroler przybędzie na podaną lokalizację i nie zastanie tam zawodnika, nakłada na niego ostrzeżenie. Trzy ostrzeżenia w jednym roku wiążą się z naruszeniem przepisów antydopingowych, co równa się karą zawieszenia.
- Ze współczesnym system antydopingowym nie mam najmniejszych kłopotów. Myślę, że jest on dobry, ale uważam, że kontrolerzy mają zbyt surowe żądania, jeśli chodzi o podawanie miejsca pobytu w przerwie międzysezonowej - powiedział belgradczyk.
- Sezon tenisowy jest długi i w czasie jego trwania kontrolerzy wiedzą, gdzie jesteśmy i gdzie mogą nas znaleźć. Ale w okresie przerwy często zmieniasz miejsca pobytu i trudno podać dokładną lokalizację co do miejsca i czasu - argumentował.