We Wrocławiu zaczynamy sezon tenisowy w Polsce

W poniedziałek 2 lutego startuje pierwszy międzynarodowy turniej w Polsce, challenger ATP we Wrocławiu (pula nagród 106,5 tys. dolarów plus zwrot kosztów zakwaterowania). Tuzina zawodników z pierwszej setki męskiego rankingu, jaki grał przed rokiem tym razem nie uświadczymy, ale za to będzie to szansa na pokazanie się ze strony co najmniej trzech Polaków: Jerzego Janowicza, Michała Przysiężnego i Łukasza Kubota.

W tym artykule dowiesz się o:

Organizator przyzna miejsce w turnieju zawodnikowi z Top 100, jednemu z tych, którzy zgłosili chęć występu we Wrocławiu już po zamknięciu list startowych albo, gdy nie uda się dogadać z żadnym czwartą "dziką kartę" dostanie kolejny Polak. Oczywiście żaden z rodaków nie ma szansy na występ w głównej drabince bez eliminacji czy bez specjalnej przepustki. Bo też odbywający się już po raz dziesiąty KGHM Polish Indoors nie jest zwykłym turniejem a reprezentantem prestiżowego cyklu Tretorn SERIE+.

Składa się na ów cykl 19 challengerów (choć firme Tretorn jest gotowa na patronat nad 22 turniejami) o najwyższej puli nagród. Tak jak w poprzednim sezonie w Polsce odbywają się trzy imprezy: oprócz Wrocławia to turnieje w Poznaniu (Porsche Open, lipiec) i Szczecinie (Pekao Open, wrzesień). KGHM Polish Indoors jest drugim punktem w kalendarzu Tretorn SERIE+: 26 stycznia zaczął się turniej w Heilbronn, w Niemczech, gdzie obsada mimo mniejszej puli nagród (85 tys.) jest nieco lepsza niż we Wrocławiu bo tam startuje pięciu tenisistów z Top100.

Promocja turnieju marką firmy odżieżowej Tretorn niesie za sobą szereg bonusów. - Oni dostarczają nam piłki a my świadczymy w zamian różne inne usługi - mówi Paweł Jaroch, organizator turnieju. - Słyszę od zawodników, że im się takie turnieje po prostu podobają. Przede wszystkim jest większa pula nagród - dodaje.

Najwyżej notowanym zawodnikiem we Wrocławiu będzie najprawdopodobniej Francuz Nicolas Mahut, 94 ATP. Szału nie ma, ale organizator nie rozpacza. - Nie zależy nam czy przyjedzie zawodnik 104. czy 85. w rankingu. Top 100 to jest taka sztuczna granica - mówi Jaroch. - Takiego Nadala to my tutaj nie ściągnięmy. W poprzednich latach byli tenisiści wysoko notowani i tak nie wygrywali.

Wyjaśnienie tego, że dwunastu zawodników z pierwszej setki rankingu wystartowało we Wrocławiu w ubiegłym roku a teraz tylko jeden, jest proste. W tym samym czasie co pierwszy polski challenger zaczynają się turnieje ATP w Vina del Mar, Zagrzebiu i Johannesburgu, każdy z nich z niemal pięciokrotnie wyższą pulą nagród. Europejczycy, którzy mogliby ewentualnie wystąpić w Polsce wybrali w większości turniej w Chorwacji. Rok temu Wrocław konkurował tylko z imprezą w Chile a z racji Pucharu Davisa tydzień potem wielu zawodników nie miało interesu, by udać się za ocean.

Do Wrocławia nie wybiera się też Kristof Vliegen, Belg, zwycięzca sprzed roku, który w pierwszej rundzie pożegnał się z grą w Australian Open. Wypada zająć się więc tymi, którzy na Dolny Śląsk jednak zdecydowali się wybrać. Oprócz 27-letniego Mahut, notowanego w zeszłym roku już nawet na 40. miejscu na świecie w hali Orbita zagrają m.in. filigranowy Belg Olivier Rochus (119 ATP), leworęczny 20-latek z Francji Adrian Mannarino (129 ATP) czy Niemiec Michael Berrer (134 ATP).

Rok temu najwyżej z Polaków, do drugiej rundy dotarł Janowicz. W pierwszym meczu poległ Kubot. Najwyżej rozstawiony Czech Radek Stepanek zakończył grę w ćwierćfinale.

Komentarze (0)