Na pewno relacje z amerykańskimi kibicami. Kiedy 13 września w finale US Open pokonywał mitycznego Rogera Federera, widzowie na Arthur Ashe Stadium byli zawiedzeni. W trakcie meczu pozytywnie reagowali na każdy błąd Serba. W marcu Djoković spodziewając się dużej opozycji w finale Indian Wells, powiedział: "Jestem tutaj, aby zaskarbić sobie sympatię widzów. Wiem, że Roger zasłużył na olbrzymi szacunek przez lata swojej wspaniałej kariery. Spróbuję jednak wywalczyć przychylność fanów". Ale o to nie będzie łatwo. Federer jest królem serc kibiców i zwycięzcą 17 tytułów wielkoszlemowych. Djoko ma siedem mniej.
Walka z demonami popularności
W erze Open Serb plasuje się na piątym miejscu w klasyfikacji wszech czasów. Wyprzedza go nie tylko Szwajcar, ale także chorobliwie ambitny Rafael Nadal, który nigdy się nie poddaje. W liczbie tygodni spędzonych na pierwszym miejscu w rankingu ATP, Djoković jest także piąty (180). Śrubuje kolejne rekordy, ale nie może równać się w kategorii popularności z demonami sławy, Nadalem i Federerem. Poza tym nie sięga regularnie po prestiżowe nagrody medialne. Nigdy nie otrzymał trofeum dla najlepszego sportowca roku dziennika "L'Equipe" (Szwajcar wygrywał trzykrotnie), tylko raz został wyróżniony przez "BBC" (Federer sięgał po nagrodę trzy razy). - Czy powinienem zabiegać u uznanie? Myślę, że mój obowiązek to coraz lepsza postawa na korcie. Poza nim trudno walczyć ze zwycięzcami 17 i 14 Wielkich Szlemów - powiedział Serb.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że jego osoba budzi coraz większą sympatię, ale nie ma tak olbrzymiej grupy wyznawców jak Federer i Nadal. Z pewnością jest błyskotliwą osobowością medialną. Jego parodie Marii Szarapowej i Rafaela Nadala to hity internetu, taniec z Sereną Williams dowodem na wielki dystans do siebie, a scena wręczenia napoju chłopcu trzymającemu parasol i zaproszenia na ławkę na korcie, jednym z najbardziej urzekających obrazków ostatnich lat. Djoko dba o popularność i od postaw buduje swoją markę. - Irytowało mnie, kiedy ludzie na początku mojej kariery mówili: kim jest ten człowiek znikąd? On sobie wyobraża, że może pokonać najlepszych? Nie rozumiałem tych reakcji i zamierzałem udowodnić jak bardzo się mylą - powiedział w rozmowie z "New York Times". Wielokrotnie szczerze przyznawał, że jego bałkańskie pochodzenie nie sprzyja mu w podbijaniu ludzkich serc. Stereotypy narodowe są trudne do przezwyciężenia, choć Djoko walczy z nimi z całych sił.
Kontrolowanie emocji
W krytycznych momentach, Serb nie panuje jednak nad swoimi emocjami. W ostatnich wywiadach zapewniał jednak, że jest zdecydowanie lepiej niż przed laty. Ale podczas turnieju w Miami bardzo obcesowo potraktował chłopca podającego mu ręcznik. Wpadł w furię, choć - co trzeba docenić - błyskawicznie się zreflektował. Nagrał krótki film, w którym przeprosił za swoje zachowanie i obiecał poprawę. W finale Rolanda Garrosa z wściekłości zdemolował rakietę, udowadniając, że wahania nastrojów to jego fundamentalny problem. W początkowych latach kariery zarzucano mu także, że zbyt często prosi o interwencje medyczną na korcie i nie wytrzymuje fizycznie trudów pięciosetowych starć. Problem rozwiązała dieta bezglutenowa, której Djoko jest największym ambasadorem na świecie i której poświęcił książkę. - Znam środowisko tenisowe i wiem, że nikt wcześniej nie zwracał uwagi na żywienie. Moja ortoreksja (obsesja na punkcie zdrowej żywności) początkowo wywoływała śmiech, ale wiem, że dziś wielu tenisistów stosuje moją dietę - powiedział. I choć dziś bardzo dobrze znosi mordercze mecze, to wciąż twierdzi, że jego organizm ma rezerwy.
Poprawa umiejętności. "Włóż kamień do buta i idź"
Djković ma 28 lat, jest u szczytu kariery, po fantastycznym, choć krańcowo wyczerpującym sezonie. Od grudnia 2013 roku, kiedy jego osobistym trenerem został legendarny Boris Becker, poprawił forehand i serwis. W 2015 roku był najlepszym tenisistą na świecie w procencie wygranych piłek po drugim serwisie (60,4 proc.). Stał się bardziej precyzyjny i wydajny, ale wciąż ma sporo do poprawy. Skuteczność jego pierwszego podania wynosi ledwie 74,6 proc. To przeciętny wynik, nie robiący na nikim wrażenia. - Zakończyłbym karierę w tej sekundzie, gdybym myślał, że nic już nie jestem w stanie udoskonalić. Pracuję na każdym treningu i wiem, że o sukcesie decydują niuanse. Czuję rezerwy, to mnie motywuje - zadeklarował. Jego trener dostrzegł poprawę w grze przy siatce, większej agresywności na korcie i umiejętnego oszczędzania energii. Becker jest dumny ze swojego zawodnika, ale wciąż głodny sukcesów. To duet ludzi, którzy nigdy nie są zadowoleni. Djoković często powtarza serbskie przysłowie, które traktuje śmiertelnie poważnie: "Jeśli wszystko w twoim życiu dzieje się dobrze, włóż kamień do buta i idź".
Francja. Ziemia nieobiecana
Roland Garros to najtrudniejszy, wręcz przeklęty turniej wielkoszlemowy dla lidera światowego rankingu. Nigdy go nie wygrał, trzy razy docierał do finału, dwa razy ogrywał go Rafael Nadal, raz Stan Wawrinka. W 2016 roku najważniejsze dla Serba jest zwycięstwo na kortach Rolanda Garrosa. Jeśli zatriumfuje, będzie czwartym tenisistą po Andre Agassim, Rogerze Federerze i Rafaelu Nadalu, który w erze Open wygrywał we wszystkich turniejach wielkoszlemowych. Napisze wspaniałą historię, której kontynuacja może mieć miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Znany z wielkiego patriotyzmu Djoković, nigdy nie bagatelizował walki o złoty medal, ale przegrywał ją dwukrotnie, odpadając w półfinale w Pekinie (wywalczył brąz) i ulegając w Londynie Andy'emu Murray'owi. Po fantastycznym 2015 roku, nowy sezon dla wciąż głodnego trofeów tenisisty jest pełen wyzwań. Narzucił sobie szalone tempo wygrywania kolejnych pucharów i dziś rywalizuje przede wszystkim z samym sobą. Jak sam twierdzi z gorszą wersją Djokovicia z 2015 roku. Ta lepsza ma objawić się światu już podczas najbliższego Australian Open.
Mateusz Święcicki