Ernests Gulbis to obecnie 80. tenisista świata. Ale dzięki dotarciu do IV rundy Roland Garros 2016 w najnowszym notowaniu światowej klasyfikacji znajdzie się czołowej "60", dzięki czemu mógłby wystąpić w igrzyskach olimpijskich.
Sęk w tym, że z powodu konfliktu z rodzimą federacją Łotysz zrezygnował z gry w reprezentacji w Pucharze Davisa i nie wypełnił tzw. normy olimpijskiej. Ale, co podkreślił, nawet gdyby zdobył kwalifikację olimpijską, to i tak zrezygnowałby ze startu w Rio de Janeiro.
- Reprezentowanie ojczyzny to miłe uczucie. Robiłem to przez dziesięć lat. Przez ten czas płaciłem tam za wszystko. Za bilety lotnicze czy korty do treningu. Dla przykładu francuska federacja wspiera swoich tenisistów. Dopóki nie skończą 25. roku życia, mają zapewnione wszystko. Federacje kanadyjska, brytyjska czy amerykańska też bardzo mocno pomagają swoim zawodnikom - wyjaśniał Gulbis.
Łotysz nie jest jedynym, który oficjalnie potwierdził, że nie zagra w tegorocznych igrzyskach. Wcześniej ze startu w Rio de Janeiro zrezygnowali m.in. Dominic Thiem, John Isner, Feliciano Lopez, Fernando Verdasco, Bernard Tomic czy Sam Querrey.
- To mój świadomy wybór, który wynika z tego, ze mam specyficzne relacje ze związkiem. Nie podoba mi się także to, że za występ w igrzyskach olimpijskich nie dostaje się ani punktów do rankingu, ani premii finansowej. Igrzyska olimpijskie to dla mnie tenisowa turystyka - mówił 27-latek z Rygi.
Gulbis, w przeszłości dziesiąty gracz rankingu ATP, podkreślił, że dla niego najważniejsze są indywidualne występy. - Zostało mi już tylko cztery-pięć lat kariery. Chcę się skoncentrować na sobie. Ten sezon mogę zakończyć nawet w czołowej "20" rankingu i na tym się skupiam - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO Soft tenis, czyli Polak też potrafi (źródło TVP)
{"id":"","title":""}