Biało-Czerwone mogły wygrać już pierwszego seta. Nasze zawodniczki prowadziły 4:1, ale szansę na napoczęcie Kanadyjek zmarnowały. Później udało się wyrównać stan meczu, ale ostatnia partia należała do Bouchard i Dabrowski.
- W pierwszym secie nie wykorzystałyśmy szansy - przyznaje Kania. - Powinnyśmy zagrać bardziej agresywnie i szybko zamknąć ten mecz. Nie udało się. Drugiego seta wygrałyśmy, ale w trzecim rywalki po prostu zagrały dobrze. Cóż więcej mogę powiedzieć...
Jans-Ignacik podkreśla, że rywalki były do pokonania. - Do wyniku 4:1 prowadziłyśmy grę - wyjaśnia. - Wtedy bardzo dobrze zaczęła jednak serwować Bouchard, a my uznałyśmy, że zagramy te piłki wyżej. Zwalniałyśmy rękę, co nam zostało na kolejne gemy. Stanęłyśmy, a rywalki to wykorzystały.
Polki do meczu jednak wróciły. - Od drugiego seta znów próbowałyśmy grać agresywnie - wyjaśnia Jans-Ignacik w rozmowie z WP SportoweFakty. - Trzeci był już walką na śmierć i życie. Zabrakło nam kilku piłek. Szkoda. Zwłaszcza tego pierwszego seta.
Kamil Kołsut z Rio de Janeiro
Zobacz wszystkie korespondencje z Rio de Janeiro -->
ZOBACZ WIDEO Janowicz ze łzami w oczach: zabrakło szczęścia (źródło TVP)
{"id":"","title":""}