Październik 2016. Linz, Austria. Na kort nr 1 wychodzą deblistki. Brawa nielicznej publiczności mieszają się z odgłosami z kortu centralnego, oddzielonego cienką tymczasową ścianą i rzędem trybun. Tam pustych miejsc dużo mniej. Trudno się jednak temu dziwić. Walczy w końcu największa gwiazda turnieju, Garbine Muguruza. Hiszpanka ledwie skończyła 23 lata, tytuł wielkoszlemowy, czyli coś o czym marzy każda tenisistka ma już w kieszeni, tuż obok kilkunastu milionów dolarów, które zdążyła już zarobić wymachując rakietą.
Na korcie obok pojawia się czwórka jej "koleżanek z pracy". Celem? Zwycięstwo. Nagrodą? 1,5 tysiąca euro i 60 punktów rankingowych. Te liczby nie będą już jednak martwić jednej z nich. Sandra Klemenschits już wie, że to mecz dla niej szczególny, a klimat turniejowy czuje po raz ostatni.
Początki
Po raz pierwszy poczuła go 20 lat wcześniej, ledwie 130 km na zachód, w rodzinnym Salzburgu. Jeszcze jako juniorka wystartowała w małych zawodach ITF, najniższym szczeblu całej drabiny. W głowie wyobrażenia o wielkiej karierze, gratulacjach od brytyjskiej królowej i nagłówkach największych gazet.
Obok zmieniało się wszystko, od kontynentów, przez państwa, korty, piłki, rakiety, aż po rywalki, ale niezmienna była osoba tuż obok, czasem krok przed, czasem krok za. Siostra bliźniaczka, Daniela.
Przez kolejne lata Austriaczki żmudnie walczyły o spełnienie swoich najskrytszych marzeń, o dorównanie tym najlepszym. Wszystko zdawało się kierować w dobrym kierunku. Coraz większe puchary, coraz bogatsze turnieje, pierwsze duże finały. Kiedy pod koniec sezonu 2006 szykowały się do wyjazdu na Antypody i debiutu wielkoszlemowego, rutynowe badania wskazały coś niepokojącego.
Solidarność
Diagnoza jest bardzo zła. Bardzo rzadki rak skóry. Cios podwójny, bo obydwie muszą podjąć dodatkową walkę. Tym razem o zdrowie i życie.
U Sandry wczesne stadium pozwoliło szybko zniwelować zagrożenie, ale Daniela potrzebowała hospitalizacji. Poddała się radioterapii i chemioterapii, w ich wyniku straciła swoje piękne blond włosy, z których siostry były znane. Dawki stawały się coraz większe, a efekty pozostawały bez zmian. Nadzieją stała się terapia poza granicami kraju, jednak skąd wziąć kilkadziesiąt tysięcy euro miesięcznie?
Bezcenna okazała się solidarność dość obszernego, ale żżytego ze sobą tenisowego świata. Sprawa nagłośniona przez Barbarę Schett odbiła się szerokim echem, a zbiórka zorganizowana w lipcu 2007 roku pod egidą WTA zakończyła się sukcesem. Rakiety Rogera Federera i Rafaela Nadala, stroje Marii Szarapowej, autografy Steffi Graf i wiele różnych przedmiotów przekazanych przez największe gwiazdy białego sportu zlicytowano za ponad 70 tysięcy dolarów.
Postanowienie
Daniela czuła się raz lepiej, raz gorzej, a siostra cały czas czuwała u jej boku, wspierała ją na duchu i liczyła na cud. Niestety, nierówna walka zakończyła się 9 kwietnia 2008 roku. - Wraz z nią zginęła część mnie. Już nigdy nie zagram w tenisa - powiedziała wówczas Sandra, rzucając rakiety w kąt i starając się znów cieszyć normalnym, rutynowym życiem na przedmieściach Salzburga.
Wkrótce do Austriaczki zwróciła się przyjaciółka rodziny i jej imienniczka. Sandra Reichel była dyrektorem turnieju w Bad Gastein i za wszelką cenę próbowała namówić Klemenschits do powrotu. Udało jej się to. Sandra dała sobie drugą szansę. Jak wszyscy zaliczała wzloty i upadki, ale duchowe wsparcie, które otrzymywała na każdym kroku od tenisowej rodziny, wyraźnie jej pomogło.
Alkohol na korcie
Lipiec 2013. Bad Gastein, Austria. W tle piękne górskie widoki, na kort wchodzą dwa wielkie kufle miejscowego piwa, a tuż za nimi dwie młode kobiety w tradycyjnych alpejskich strojach. Trunek wędruje w ręce zwyciężczyń turnieju. Unoszą go w górę i za jednym zamachem wypijają blisko połowę zawartości.
Każdy szanujący się sportowiec powinien unikać alkoholu jak ognia, jednak ten smakował wyjątkowo, stosownie do okazji. Przed chwilą Sandra Klemenschits wspólnie z Andreją Klepac sięgnęła po pierwszy tytuł w rozgrywkach WTA, pokazując światu, że pomimo rodzinnej tragedii udało jej się wrócić do tenisa.
- Przy piłce meczowej myślałam tylko o Danieli. Bardzo często za nią tęsknię. Była niebywale szczęśliwą i pozytywną osobą. To ona zawsze skutecznie motywowała mnie do dalszej pracy - przyznała tuż po pojedynku. Do dziś oficjalna strona Sandry nazywa się "K-twins", a sama Klemenschits co roku organizuje w rodzinnym Salzburgu charytatywne spotkania pod hasłem "Razem jesteśmy silniejsi".