Janusz Kubot: Tenis potrzebował takiego meczu. Gratulował sam Roger Federer

PAP/EPA / NIC BOTHMA
PAP/EPA / NIC BOTHMA

10-letni Łukasz Kubot wstawał o 5 rano i jechał rowerem na halę. Później czekały go szkoła, autobus oraz kolejny trening. - Ta zaradność została mu do dziś - mówi nam jego ojciec Janusz Kubot. - Podporządkował tenisowi życie. Musiał odnieść sukces.

Kamil Kołsut, WP SportoweFakty: Łukasz Kubot wygrał turniej gry podwójnej na Wimbledonie. Już to do pana dotarło?

Janusz Kubot: My w rodzinie zawsze wierzyliśmy w Łukasza. Wiedzieliśmy, że to tylko kwestia czasu, aż znajdzie się na szczycie. Wystarczy krótkie spojrzenie na jego karierę i od razu widać, że cały czas się rozwija. Nie ma zahamowań, nie boi się, chce być najlepszy. Podporządkował temu wszystko. I jeśli ktoś postępuje tak, jak on - w życiu, w biznesie, w sztuce - musi odnieść sukces.

Były w trakcie meczu momenty zwątpienia? W piątym secie przy 8:8 Kubot i Melo przegrywali 0:40.

To była poważna sytuacja, ale nie dramatyczna. Łukasz miał przecież swój serwis, a to jest tenis, w dodatku na trawie. Stanął na wysokości zadania i zdał egzamin z rzemiosła.

ZOBACZ WIDEO Artur Szpilka: Nie wiem, co będzie dalej (WIDEO)

Kiedy urodził się pomysł stworzenia debla z Melo?

Tenisiści spotkają się codziennie, rozmawiają, analizują. Patrzą, z kim na korcie uzupełnialiby się najlepiej. Łukasz z Marcelo kiedyś grali razem w dwóch turniejach i zwyciężyli. Myślę, że ta decyzja o wspólnych występach rodziła się, powoli dojrzewała. I doszło do niej w idealnym momencie.

Rezygnacja z gry singlowej była trudną decyzją?

Bardzo trudną, ale wpłynęły też na nią czynniki zewnętrzne. Po wygraniu Australian Open Łukasz doznał kontuzji. Czekała go operacja i długie miesiące dochodzenia do zdrowia. Mógł wówczas "zamrozić" ranking, ale straciłby możliwość występu w turnieju Masters. Tego nie chciał. Po straceniu rankingu singlowego stanął przed perspektywą grania Challengerów i długiego odbudowywanie pozycji. Sam mu radziłem, żeby skupił się na grze podwójnej.

Gdzie jest w deblu smuga cienia?

Wszystko zależy od zdrowia. Łukasz jest profesjonalistą, bardzo dba o zdrowie. I przede wszystkim nie jest zawodnikiem wypalonym. A wielu tenisistów gra w debla nawet po ukończeniu czterdziestego roku życia.

"Do tenisa nie mam talentu, ale zawzięty jestem" - powiedział Kubot "Gazecie Wyborczej". Przesada?

Łukasz na pewno nie miał talentu na miarę Jerzego Janowicza czy Michała Przysiężnego, ale swoją pracą potrafił to nadrobić. Wojciech Fibak nazwał go nawet deblista kompletnym, a w środowisku mówią o nim: "Mister Return".

Skąd tenis? Nie zachęcał go pan do piłki?

Nabór do sekcji piłki nożnej Zagłębia Lubin zaczynał się od dziesięciolatków, a Łukasz w tym wieku miał już wygrane nieoficjalne tenisowe mistrzostwa Polski. Wybór był więc naturalny, zabawę z piłką musiałby zaczynać od zera.

Początki nie był łatwe.

Łukasz od małego był bardzo samodzielny, zdeterminowany. Kiedy miał dziesięć lat, ja byłem w Niemczech, grałem dla amatorskiej drużyny. Jeździł więc sam na treningi, mecze. Wrocław, Wałbrzych, Legnica... Dziś nas, rodziców, by za coś takiego pozamykano!

Największy problem był zimą. Jedyna lubińska sala, która mieściła kort, była wolna tylko do godziny 8:00. Łukasz wstawał więc o 5:00, robił śniadanie i jechał na trening. Rowerem, przez śnieg, bo autobusy jeszcze nie kursowały. A potem szkoła, autobus i znowu na trening. Ta zaradność została mu do dziś.

Dużą rolę w karierze Łukasza odegrał piłkarz Andrzej Szarmach.

To prawda. Łukasz w wieku 15 lat dostał propozycję wyjazdu do Akademii Tenisowej w Teksasie. Andrzej był wówczas pierwszym trenerem Zagłębia Lubin, ja jego asystentem. I on sam zaproponował nam pożyczkę. A to były ogromne pieniądze.

Dziś pana syn świętuje i zbiera owoce. Dzielił się już wrażeniami z Kolacji Mistrzów?

Było wspaniale. Sam Roger Federer podszedł do nich i gratulował wielkiego meczu. To było bardzo ważne dla całego tenisa, bo przecież później finały debla pań i singla panów przeszły właściwie bez echa. Tymczasem tu było wszystko! Wspaniałe widowisko i wielka dramaturgia, ze szczęśliwym dla nas zakończeniem. O czymś takim mogliśmy tylko marzyć.

Autor na Twitterze:

Źródło artykułu: