Łukasz Iwanek: Pycha małych i wielkich. Bajka o dwóch Francuzkach (komentarz)

PAP/EPA / TRACEY NEARMY / Caroline Garcia i Kristina Mladenović
PAP/EPA / TRACEY NEARMY / Caroline Garcia i Kristina Mladenović

W maju Kristina Mladenović mogła objąć prowadzenie na liście kwalifikacyjnej do Mistrzostw WTA, a w drugiej części sezonu miała problemy z wygrywaniem nawet pojedynczych setów. Tymczasem Caroline Garcia zdobyła tytuły w Wuhanie i Pekinie.

Dawno, dawno temu, a może nie aż tak dawno na podbój tenisa ruszyły dwie Francuzki wywodzące się z dwóch różnych światów. Kristina Mladenović to ogień, kobieta z temperamentem, niecierpliwa, gadatliwa i do tego władająca pięcioma językami. Caroline Garcia to woda, spokojna i cicha, idąca do przodu metodą drobnych kroczków, nie mająca takiego wykształcenia jak jej rodaczka.

Mladenović prawie została numerem jeden w wyścigu do Singapuru. Wystarczyło jej wygrać turniej Premier Mandatory w stolicy Hiszpanii. Na jej drodze stanęła jednak Simona Halep, która pokrzyżowała jej szyki. Kristina osiągnęła jeszcze ćwierćfinał Rolanda Garrosa, w bólach i z pomocą uciążliwej paryskiej publiczności, która doprowadziła niemal do łez Garbine Muguruzę. Później zapomniała jak się wygrywa, nawet pojedyncze sety. Niedoceniana Garcia również doszła do ćwierćfinału Rolanda Garrosa 2017, w dużo lepszym stylu.

Mladenović od zawsze słynęła z tego, że mówiła bardzo dużo, niekoniecznie rakietą na korcie. Dla jednych jest to przejaw arogancji i pychy. Dla innych to po prostu zwykła szczerość i cenią Kristinę za to, że nie daje się zamknąć w schematach językowej pruderyjności. Jednak tak jak nikt nie może odmówić jej prawa do krytykowania wszystkiego i wszystkich, tak każdy może wykorzystać jej słowa przeciwko niej, bo życie nie znosi próżni. Na początku roku drogi Mladenović i Garcii (obie urodzone w 1993 roku) rozeszły się. Ich wspólna gra zaowocowała m.in. triumfem w Rolandzie Garrosie 2016. Po rozstaniu Kristina miała bardzo dużo do powiedzenia o swojej deblowej partnerce.

- Chciała zakończyć naszą współpracę i ją rozumiem. Ale wybrała lekceważącą formę i odważyła się tylko poinformować mnie o swojej decyzji w formie SMS-a. Zawsze byłyśmy różne i to było zauważalne w naszych rozmowach, nawet wtedy, gdy razem wygrywałyśmy. Jestem niezależna, a ona jest całkowicie kontrolowana przez jej ojca. Mówię pięcioma językami. Skończyłam szkołę, a ona przerwała swoją edukację - mówiła Mladenović.

ZOBACZ WIDEO Czy Lewandowski jest najlepszym piłkarzem w historii polskiej piłki? Boniek odpowiada

- Caroline była wspomagana przez Francuską Federację Tenisową w takim samym stopniu jak ja, a może nawet w większym, bo nie osiągnęła tak dobrych wyników jak ja. Mamy to szczęście, że posiadamy bogaty związek, bo w naszym kraju jest wielkoszlemowy turniej. Niektórzy o tym szybko zapominają. We Francji nie mamy prawa narzekać. Powinniśmy z dumą reprezentować nasz kraj. Jeśli tak nie jest, przynajmniej powinniśmy okazywać wdzięczność - to również Mladenović o byłej deblowej partnerce, która w 2017 roku postanowiła nie grać w Pucharze Federacji. Te słowa zdążyły się już zdezaktualizować, bo Caroline osiągnęła lepsze wyniki niż Kristina.

Dawno, dawno temu Mladenović zdobyła tytuł w Petersburgu po fenomenalnym meczu z Julią Putincewą. Osiągnęła też półfinał w Indian Wells oraz finały w Acapulco, Stuttgarcie i Madrycie. Trzeba jej przy okazji oddać, że na Marię Szarapową krzyczała nie tylko poza kortem ("wszyscy uważamy ją za oszustkę"), ale potrafiła przekuć słowa w czyny i pokonała ją w Stuttgarcie. Dla Rosjanki był to pierwszy start po dyskwalifikacji za doping. Niby to wszystko działo się od lutego do maja, a wydaje się jakby to była zamierzchła przeszłość. Teraźniejszość wygląda tak, że Mladenović przegrała 18 setów z rzędu, m.in. z takimi "potęgami" kobiecego tenisa, jak Bianca Andreescu, Timea Babos, Monica Niculescu, Jana Fett, Qiang Wang, Katerina Siniakova i Ying-Ying Duan. Liczba gemów zdobytych przez Francuzkę w meczu z Wang to okrągłe zero.

W maju Mladenović miała podstawy do tego, aby snuć bogate plany, a tymczasem zaskoczyła ją biedna rzeczywistość. Francuzka zapomniała, że przyszłość należy lepić z tej samej gliny, co teraźniejszość. Nie została mistrzynią Rolanda Garrosa i totalnie się zagubiła. Wydawało się, że tylko na chwilę zboczyła ze ścieżki i lada moment ponownie znajdzie się na szlaku prowadzącym do słodkich zwycięstw. Tymczasem smak gorzkich porażek stał się dla niej chlebem powszednim. Mladenović tak bardzo oddaliła się z obranej drogi, że już nawet nie wie, po której stronie wstanie słońce dające jej energię do walki. W ciemnej, głuchej nocy trudno odnaleźć motywację i pasję. Czara goryczy przelała się i po porażce z Ying-Ying Duan w Pekinie Kristina postanowiła zrezygnować z gry podwójnej w Pekinie oraz ze startu w Hongkongu z powodu problemów z kolanem. Kontuzji nikomu nie należy życzyć, ale złośliwi mogą powiedzieć, że seria porażek w drugiej części sezonu to dla niej lekcja pokory i kara za wywyższanie się.

Dawno, dawno temu Garcia była pod koniec Top 30 rankingu. Po triumfie w Wuhanie Caroline, która woli przemawiać ciężką pracą na korcie niż błyszczeć słowami, awansowała w rankingu na najwyższe w karierze 15. miejsce. Po zwycięstwie w China Open została dziewiątą rakietą globu. Nie Mladenović, tylko Garcia znalazła się w Top 10 rankingu jako ósma Francuzka, pierwsza od czasu Marion Bartoli (wrzesień 2013). Fakty są takie, że Kristina może sobie władać pięcioma językami, ale na swoim koncie ma na razie tylko jeden singlowy tytuł. Tymczasem Caroline wygrała już pięć turniejów, w tym ustrzeliła azjatycki dublet Premier 5 (Wuhan) - Premier Mandatory (Pekin). Pod koniec października wystąpi w Mistrzostwach WTA w Singapurze jako pierwsza Francuzka od czasu Amelie Mauresmo (2006), biorąc pod uwagę zakwalifikowanie do najlepszej ósemki. W 2007 i 2011 roku jako rezerwowa zagrała Bartoli.

Morałem tej bajki niech będzie aforyzm Woltera. "Pycha małych polega na ciągłym mówieniu o sobie samym, pycha wielkich na niemówieniu o sobie nigdy".

Łukasz Iwanek

Zobacz więcej tekstów Łukasza Iwanka ->

Źródło artykułu: