1000 km samochodem w 10 godzin, by zagrać w Roland Garros 2018. Szalona odyseja Marco Trungellitiego ku marzeniom

Getty Images / Matthew Stockman / Na zdjęciu: Marco Trungelliti
Getty Images / Matthew Stockman / Na zdjęciu: Marco Trungelliti

Marco Trungelliti odpadł w kwalifikacjach Rolanda Garrosa. O tym, że może jednak zagrać w turnieju, dowiedział się 24 godziny przed meczem. Pokonał samochodem 1000 km, po nieprzespanej nocy wyszedł na kort i w poniedziałek ograł Bernarda Tomicia.

- W czwartek odpadłem w kwalifikacjach. Kolejnego dnia odebrałem nagrodę za udział w eliminacjach i wspólnie z rodziną urządziłem grilla - wspominał piątek, 25 maja Marco Trungelliti. Wtedy był pewien, że nie wystąpi w Roland Garros 2018 (przegrał w kwalifikacjach z Hubertem Hurkaczem), ale życie napisało dla niego niezwykły scenariusz, bo Argentyńczyk jednak bierze udział w paryskim turnieju. A dostał się do niego w niezwykłych okolicznościach.

Po odpadnięciu w eliminacjach Trungelliti zapisał się na tzw. listę lucky loserów, a więc tenisistów, którzy mogą wejść do głównej drabinki w przypadku wycofania się innych graczy. Ale był dopiero dziewiątym oczekującym. Zdarza się, że do turnieju wchodzi jeden czy dwóch lucky loserów. Ale nie dziewięciu. Trungelliti więc zaplanował, że najbliższy tydzień spędzi wspólnie z najbliższymi: - Moja rodzina przyjechała do Paryża, by zobaczyć, jak gram. Jednak odpadłem w kwalifikacjach. Wynajęliśmy więc samochód, by pojechać do Barcelony i zobaczyć inne miasta w Hiszpanii, która jest piękna - mówił.

Tymczasem z Roland Garros 2018 wycofywali się kolejni tenisiści. Tuż po losowaniu do drabinki weszło czterech "szczęśliwych przegranych" (Oscar Otte, Jürgen Zopp, Peter Polansky i Serhij Stachowski). W piątek dwóch kolejnych (Simone Bolelli i Ruben Bemelmans). W niedzielę szansę otrzymał Mohamed Safwat, który kilkadziesiąt minut przed meczem zastąpił Viktora Troickiego. Później z paryskiej imprezy wycofał się Nick Kyrgios. Australijczyka miał zastąpić ósmy na liście lucky loserów Prajnesh Gunneswaran, tyle że Hindus zgłosił się to challengera w Vicenzy i nie mógł zagrać w Rolandzie Garrosie. To dało szansę Trungellitiemu, który w tym czasie był już w Barcelonie. - Mój trener powiedział mi, że jestem pierwszym zastępcą Kyrgiosa. W tym czasie moja babcia była pod prysznicem. Powiedziałem jej: "ok, jedziemy do Paryża" - wspominał Argentyńczyk.

Trungelliti ruszył w szaloną, liczącą 1000 km podróż z Katalonii do stolicy Francji. Samochodem. - Nie chcieliśmy lecieć samolotem, bo wiele lotów zostało odwołanych. Nie było także do pociągu do Francji. Dlatego najlepszą opcją była podróż samochodem - wyjaśniał. - Było w porządku. Dla nas, Argentyńczyków, jeśli nie pochodzisz z Buenos Aires, 1000 km to tyle, co nic.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: w Małopolsce padł niecodzienny gol. To "samobój"

31-latek z Santiago del Estero na miejsce przybył tuż przed północą. Jego mecz I rundy z Bernardem Tomiciem został wyznaczony w poniedziałek o godz. 11:00. - Spałem maksymalnie pięć godzin. O 7:30 byłem już na obiekcie - mówił. Mimo zapewne ogromnego zmęczenia, pokazał znakomity tenis. I pokonał Tomicia 6:4, 5:7, 6:4, 6:4. - Jako że przegrałem w czwartek, w ogóle nie czułem presji - mówił po meczu. Z trybun wspierała go cała rodzina, w tym babcia Dafne. - Ona w czerwcu skończy 89 lat i nie ma pojęcia, na czym polega tenis. Powiedziała, że nie wiedziała, że mecz się skończył i że wygrałem, dopóki wszyscy wokół nie zaczęli mi bić braw.

W taki sposób tenisista, który w czwartek nawet nie myślał, że zagra w Roland Garros 2018, a o tym, że ma ku temu szansę, dowiedział się 24 godziny przed ewentualnym meczem, będąc o 1000 km od Paryża, dostał się do II rundy. I zapisał jedną z najbardziej niezwykłych tenisowych historii XXI wieku.

A to wcale nie musi być koniec tej cudownej przygody. W środę, w 1/32 finału, Trungelliti zmierzy się Marco Cecchinato. - Zwycięstwo byłoby wspaniałe, bo nieczęsto zdarza mi się grać w II rundzie turnieju wielkoszlemowego - przyznał Argentyńczyk, który dopiero trzeci raz w karierze dostał się do tej fazy imprezy Wielkiego Szlema.

Komentarze (4)
avatar
Sebastian Dobrasz
29.05.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
No i takie historie się chętnie czyta. A nie że ktoś żre gluten czy jakieś inne ploty. Sport = marzenia :) 
avatar
Kri100
29.05.2018
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Wielkie brawa dla pana Marka! To jest fajna historia.