Łukasz Iwanek: Ponad sto lat tradycji na śmietnik historii. Koniec romantycznego Pucharu Davisa (komentarz)

W Orlando podczas kongresu ITF rozstrzygnęła się przyszłość Pucharu Davisa. Doszło do zderzenia rewolucjonistów z konserwatystami. Zwyciężyła ta pierwsza grupa i rozgrywki całkowicie zmienią swoje oblicze.

Łukasz Iwanek
Łukasz Iwanek
Puchar Davisa Getty Images / Julian Finney / Na zdjęciu: Puchar Davisa
Czy można coś dobrze zreformować, gdy jedynymi przesłankami są pieniądze, a nie chęć rzeczywistej zmiany? Odpowiedź wydaje się oczywista, jednak dla wielu wcale taka nie była. Kosmiczna propozycja, mająca rzekomo przynieść 3 miliardy dolarów w ciągu 25 lat, została w czwartek zatwierdzona i rewolucjoniści z prezesem Międzynarodowej Federacji Tenisowej (ITF) Davidem Haggertym na czele mogą triumfować. Dla konserwatystów to czarny dzień w historii tenisa.

Kosmiczny koszmar

Odnośnie kontraktu z firmą Kosmos, której szefem i założycielem jest piłkarz Barcelony Gerard Pique, wspieraną przez japońskiego miliardera Hiroshiego Mikitaniego, pojawiło się mnóstwo zastrzeżeń. Niektórzy, jak choćby Australijska Federacja Tenisowa i Tennis Europe (organizacja reprezentująca 50 europejskich federacji), uważają, że jest tam zbyt wiele niejasności, że są to tylko ładnie na papierze wyglądające puste liczby, co do których nie ma gwarancji, że faktycznie federacje je otrzymają. W to wszystko wmieszany jest jeszcze amerykański biznesmen Larry Ellison, właściciel Indian Wells Tennis Garden i prestiżowego turnieju w Kalifornii. Jednak reforma została przyklepana i jest to smutny dzień dla tenisowych konserwatystów i wszystkich, którzy kochali weekendy z Pucharem Davisa: piękne piątki, fascynujące deblowe soboty i gorące niedziele. Kosmiczny koszmar.

Tradycyjny format dom-wyjazd (jedna drużyna jest gospodarzem i ma prawo wyboru nawierzchni) ulegnie likwidacji prawie w całości. Zachowana zostanie jedynie I runda na początku roku (12 meczów eliminacyjnych), a później w listopadzie odbywać się będzie tygodniowy finał z udziałem 18 drużyn, z podziałem na grupy, z meczami według formatu do trzech wygranych pojedynków (dwa single i debel jednego dnia), każdy do dwóch zwycięskich setów. Pasja, duma z reprezentowania narodowych barw, heroiczna walka, maratony, praktycznie brak loteryjności i magiczna atmosfera na trybunach. Wszystko to, co jest kwintesencją i znakiem rozpoznawczym Pucharu Davisa, 118 lat tradycji trafi na śmietnik historii. Od przyszłego roku rozgrywki staną się czymś w rodzaju wystawy sklepowej, może i barwnej, ale płytkiej.

David Haggerty zapamiętany zostanie jako ten prezes ITF, który przyczynił się do zburzenia ostatniego bastionu romantyzmu w sporcie, jedynych takie rozgrywek z duszą, których format był nieporównywalny z żadnymi innymi. Po zmianie ta tenisowa impreza straci swoją unikalność, bo będzie odbywać się w jednym miejscu i jednym terminie, czyli upodobni się do mistrzostw świata w piłce nożnej, siatkówce i wielu innych dyscyplinach. Nie znaczy to, że w tych imprezach nie ma pasji i emocji, ale do Pucharu Davisa, 118-latka o magnetycznej osobowości, taki format prostego widowiska kompletnie nie pasuje. Co kibice, przyzwyczajeni do elektryzujących trzydniowych maratonów, mogą dostać w dwóch singlach i deblu, do tego jednego dnia? To tak jakby Tour de France przekształcić w wyścig jednoetapowy, mistrza Formuły 1 wyłaniać w jednym wyścigu albo mecze piłki nożnej miały się składać wyłącznie z rzutów karnych.

Niepamięć o historii

Kilka miesięcy temu Julien Benneteau napisał do prezesa ITF przejmujący list. Oto jego fragment. "Panie Haggerty, pana celem jest likwidacja Pucharu Davisa... Te rozgrywki, razem z czterema turniejami wielkoszlemowymi, są jednym z filarów tenisa, pełnymi bohaterskich meczów i dramatycznych historii. Zapomnieć o historii swojego sportu, o jego korzeniach, to zapomnieć, skąd on się bierze i uczynić przyszłość niepewną, szczególnie, gdy motywacją są wyłącznie pieniądze.

Nie mówię, że nie powinniśmy nic robić i nie wprowadzać żadnych zmian, ale nie wolno nam niszczyć Pucharu Davisa. Został pan wybrany na prezesa Międzynarodowej Federacji Tenisowej po to, aby znaleźć dobre rozwiązania, zapewnić ewolucję, a nie po to, by wymazać 118 lat historii tenisa. Jeśli nowy projekt zostanie poddany pod głosowanie, proszę pana o odwagę, aby nowe rozgrywki nie były nazywane Pucharem Davisa, z szacunku dla wszystkich krajów i tenisistów, którzy go wygrali. Na tej samej Srebrnej Salaterze nie mogą figurować triumfatorzy Pucharu Davisa i zwycięzcy nowych rozgrywek. Na koniec niech pan poprosi o wybaczenie pana Dwighta Davisa."

Niektórzy tenisiści z elity kaprysili, że Puchar Davisa w takim kształcie nie przystawał do obecnych czasów, jednak  pojawiła się ogromna masa wybitnych osobowości sprzeciwiających się odbieraniu mu duszy. - Wyobraźmy sobie, że piłkarz Manchesteru United zarabiający 500 tys. euro na tydzień decyduje się nie zagrać w mistrzostwach świata. Czy FIFA uzna, że trzeba zmienić formułę rozgrywek? Z całym szacunkiem mówimy o siedmiu czy ośmiu zawodnikach, którzy dużo dali tenisowi. Jednak oni również wiele mu zawdzięczają. Są zawodnicy, którzy dużo zyskali dzięki grze w Pucharze Davisa, a teraz postanowili, że mogą zarobić jeszcze więcej. Myślę, że przesadzają - powiedział Yannick Noah, były już kapitan reprezentacji Francji, który nie rozumie rezygnacji z podróży, nawet na drugi koniec świata, na rzecz tygodniowych zawodów. - Takie turnieje są wszędzie. Puchar Davisa jest inny. Nigdy nie myślałem, że znajdziemy się w takiej sytuacji. To niesprawiedliwe - dodał mistrz Rolanda Garrosa 1983.

Od 2020 roku w Australii przywrócony zostanie Drużynowy Puchar Świata ATP, który rozgrywany będzie właśnie w formie tygodniowego turnieju, co zwiastuje niebywały konflikt interesów. - Tą reformą zniszczymy coś historycznego. Jeśli zostanie zatwierdzona, Puchar Davisa nie będzie już Pucharem Davisa. Nie znajdę powodu, aby uznać go za ważniejsze rozgrywki od Drużynowego Pucharu Świata, bo nie będzie między nimi żadnej różnicy - mówił Nicolas Mahut. Czy nie ma racji? Działacze poszli na łatwiznę, choć istnieje wiele opcji poprawy w ramach dotychczasowego formatu.

Gilles Simon znalazł bardzo prosty sposób na uatrakcyjnienie Pucharu Davisa. - Np. zwycięzca i finalista kolejny sezon mogliby zaczynać od półfinału. Ale w ITF nikt nie słucha tenisistów. Wolą finał na neutralnym terenie, najgorszy pomysł, którego nikt nie chce - stwierdził. 24 listopada wyłoniony zostanie mistrz nowych rozgrywek ITF na zakończenie 2019 roku w tenisie, a nieco ponad miesiąc później (27 grudnia) rozpocznie się Drużynowy Puchar Świata otwierający sezon 2020. Skoro nikt tenisistów nie chciał słuchać, mogą teraz odpłacić pięknym za nadobne, nie jadąc do Madrytu czy Lille (w jednym z tych miast odbędzie się finałowy turniej nowego tworu ITF) i zaczynając nowy cykl ATP z werwą w Australii.

ZOBACZ WIDEO Sofia Ennaoui. Medal zrodzony w bólach
Budowa poprzez burzenie

Od dawna wśród tenisistów pojawiało się mnóstwo głosów krytykujących chęć rewolucjonizowania Pucharu Davisa, a w ostatnich dniach takie opinie nasiliły się. Radek Stepanek uważa, że nie stworzy się tak magicznej atmosfery na neutralnym terenie. - Dla nas tenisistów, grać przed własną publicznością to największy zaszczyt i wyzwanie. Mam nadzieję, że zmiany nie przejdą. To tak jakby zacząć zmieniać zasady Wimbledonu - mówił dwukrotny mistrz Pucharu Davisa. I trudno się z nim nie zgodzić. Tradycji i historii nie zmienia się poprzez burzenie tego, na czym dane rozgrywki są oparte, bo to tak jakby gasić pożar benzyną.

O tym właśnie mówił Ivo Kaderka. - Poprawa jest potrzebna, na pewno więcej pieniędzy, bo wymagania tenisistów są wyższe, ale nie można zmieniać trzonu, dzięki któremu Puchar Davisa jest nieziemski - stwierdził prezes Czeskiej Federacji Tenisowej. Trzydniowe mecze rozgrywane w różnych częściach świata na przestrzeni całego roku, według formatu do trzech wygranych pojedynków w formule do trzech zwycięskich setów. To zapewniało unikatowość i dramaturgię Pucharu Davisa, o czym też pisał Benneteau w swoim liście. Taki system ograniczał loterię do minimum i dawał możliwość niebywałych powrotów, jak choćby w finale z 2016 roku, gdy Argentyna za sprawą niezwykłej batalii Juana Martina del Potro z Marinem Ciliciem podniosła się z 1-2 w grach i 0-2 w setach. Taka magia liczb to kwintesencja Pucharu Davisa. Od 2019 roku będziemy mieli jednodniowe mecze. Dwight Filley Davis, twórca rozgrywek i fundator Srebrnej Salatery dla ich zwycięzcy, w grobie się przewraca.

Pieniądz może wszystko?

Czy tenisista, wspierany przez miliardera, mógłby całkowicie zmienić oblicze Ligi Mistrzów w piłce nożnej? Zlikwidować mecze domowe i wyjazdowe, przyznawać dzikie karty, zrobić dajmy na to dwutygodniowy turniej na koniec roku, może nawet na śniegu w jakimś skandynawskim kraju? Brzmi jak szaleństwo, prawda? Podobno siła pieniądza jest ogromna i można dzięki niemu wszystko, ale trudno sobie wyobrazić, aby coś takiego mogło nastąpić w piłce nożnej, która i tak przecież jest totalnie skomercjalizowana, ale na takie dziwactwa jednak nikt nie pozwala. Tymczasem w tenisie lekką ręką sprzedano, bo tak to trzeba określić, piłkarzowi rozgrywki, których pierwsza edycja odbyła się w 1900 roku. Może jeszcze Shakira, piosenkarka i wybranka serca Pique, stworzy muzyczną oprawę tego cyrkowego widowiska? A może impreza kiedyś odbędzie się na Camp Nou?

- Ta reforma to recepta na śmierć Pucharu Davisa. To zbyt ważne dla tenisa rozgrywki, aby pozwolić, by stały się kolejnym wydarzeniem w kalendarzu, pozbawionym prawdziwego znaczenia - mówił John Newcombe, pięciokrotny mistrz rozgrywek. Haggerty, Pique i ci wszyscy rewolucjoniści wcielili się w lekarzy, którzy uśmiercili nietuzinkowego, romantycznego pacjenta. W dniu 16 sierpnia 2018 roku odebrali poród pozbawionego znaków charakterystycznych dziecka, któremu na imię Mamona. Zapatrzeni w kosmiczne pieniądze zapomnieli o ludzkiej przyzwoitości. Okazało się, że bardzo łatwo jest sprzedać Puchar Davisa. Jednak szacunku i wiarygodności kupić się nie da, a to właśnie straciła Międzynarodowa Federacja Tenisowa 16 sierpnia 2018 roku.

Tego dnia w Orlando na Florydzie podczas kongresu ITF rozstrzygnęła się przyszłość Pucharu Davisa. Wiadomo było już, że przeciwko zagłosują trzy potężne federacje: Australia, Wielka Brytania i Niemcy. Za reformą były USA i Francja. Wszystkie dysponowały pełną pulą głosów (po 12). Poparcie Amerykanów nikogo nie dziwi, w końcu prezesem ITF jest ich rodak. Ten pomysł, mający zrewolucjonizować rozgrywki, tak naprawdę jest dzieckiem Davida Haggerty'ego, byłego sternika Amerykańskiej Federacji Tenisowej (USTA). - Reformy pozwolą ITF i federacjom robić to, czego nie czyni żaden inny organ, czyli rozwijać przyszłe pokolenie tenisistów. Pieniądze wrócą do narodowych federacji - powiedział prezes ITF. W tej wypowiedzi zawarty został argument przeciwników reform, którzy twierdzą, że w niej chodzi wyłącznie o to, jak zarobić, a nie dają ani grama gwarancji, że nowy Puchar Davisa będzie lepszy i atrakcyjniejszy dla tenisistów i kibiców.

Dziwić może, że za reformą oficjalnie opowiedziała się Francja, skoro tenisiści i nowa kapitan Amelie Mauresmo byli jej przeciwni. Lucas Pouille powiedział nawet, że więcej w Pucharze Davisa nie zagra, jeśli zmiany wejdą w życie. Jednak Haggerty znalazł poplecznika w osobie Bernarda Giudicellego, prezesa Francuskiej Federacji Tenisowej, który z pewnością użył atrakcyjnych argumentów, skoro przekonał działaczy ze swojego związku, by zagłosowali za reformą. Sam ma na swoim życiorysie plamę, bo został skazany prawomocnym wyrokiem za zniesławienie Gillesa Morettona, finalisty Pucharu Davisa 1982. Mimo to, dzięki poprawce do konstytucji Międzynarodowej Federacji Tenisowej przegłosowanej na tym samym kongresie w Orlando, Giudicelli utrzymał swoje miejsce w ITF. I jak tu mieć szacunek do takiej federacji, która pod rządami Haggerty'ego w błyskawicznym tempie niszczy swój autorytet?

Każda federacja mogła głosować tylko swoimi pełnymi głosami (Polska pięć i była przeciwna reformie), bez możliwości ich dzielenia. Część z nich wahała się do samego końca. W Orlando odbyła się bitwa na głosy o Puchar Davisa. Aby zakończyła się kosmicznym triumfem prezesa ITF, wymagana była większość dwóch trzecich. Niestety ostatecznie aż 71,43 proc. głosów opowiedziało się za sprzedaniem tradycji i duszy, oprócz USA i Francji, także choćby Szwajcaria, Hiszpania, Belgia, Holandia, kraje Ameryki Północnej i Afryki.

Bastion romantyzmu padł

- Smutno słyszeć o zmianach w Pucharze Davisa, który zawsze generował ekscytujące spotkania. Teraz to będzie jedno z wielu wydarzeń w kalendarzu, wymieszane z innymi, zamiast się wyróżniać - napisała na Twitterze Brytyjka Jo Durie, finalistka Pucharu Federacji 1981 i była piąta rakieta globu. - Puchar Davisa wymagał pewnych zmian, ale uważam, że nie jest to właściwa formuła. Będę tęsknił za meczami w systemie dom-wyjazd i wieloma innymi aspektami rozgrywek - to z kolei tweet Grega Rusedskiego, finalisty US Open 1997. - Jestem rozczarowana, smutna i zszokowana decyzją ITF. Byłam przekonana (naiwnie się do tego przyznaję), że sport, tradycja i dusza Pucharu Davisa będą górą nad wszystkim innym - napisała Amelie Mauresmo. Wielu kibiców również naiwnie wierzyło, że taka nikczemność nie ma prawa się wydarzyć.

- Puchar Davisa straci swoją naturę. Nowy format sprawi, że tenisistom będzie łatwiej, ale rozgrywki zostaną pozbawione szczególnego otoczenia - powiedział Portugalczyk Joao Sousa. - Puchar Davisa już nie żyje, pozostała tylko nazwa i duża torba gotówki - napisał na Twitterze Arnaud Clement, triumfator rozgrywek z 2001 roku. Ostatni bastion romantyzmu w sporcie padł. W listopadzie odbędzie się ostatni finał Pucharu Davisa w dotychczasowym kształcie. W przyszłym roku nastąpi początek ogołoconego z wyjątkowości zwyczajnego turnieju, jakich istnieje mnóstwo.

Łukasz Iwanek

Zobacz więcej tekstów Łukasza Iwanka ->

Czy będziesz oglądał Puchar Davisa po rewolucyjnych zmianach?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×