Wystarczy powiedzieć słowo "Paryż" i twarz Any Ivanovic od razu się rozjaśnia. To pozwala Serbce zapomnieć o wszystkich ciężkich chwilach, o wszystkich porażkach, których doznawała w ciągu minionego roku, od momentu, gdy zdobyła swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł do chwili obecnej. - To miasto zawsze będzie miało szczególne miejsce w moim sercu - powiedziała Ana, która od 24 maja będzie bronić tytułu na kortach Rolanda Garrosa. - Nawet gdy byłam jeszcze juniorką, oczywiście tym bardziej, gdy osiągnęłam swój pierwszy wielkoszlemowy ćwierćfinał, później finał i oczywiście zeszły rok, gdy zdobyłam swojego pierwszego Wielkiego Szlema.
Rok po tym jak przegrała w finale z Justine Henin (2007) Ivanovic zdobyła swój historyczny tytuł, nie dając większych szans potężnie zbudowanej Dinarze Safinie. Był to efekt wykonania znakomitej pracy przedsezonowej. Tym razem Ana wytrzymała napięcie, w czym duża zasługa jej mentora Svena Groenevelda, który nauczył ją panować nad emocjami. Ana kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa (jedynego seta odebrała jej rodaczka Jelena Jankovic w półfinale) i z każdym meczem jej pewność siebie rosła. Uważana za jedną z najpiękniejszych tenisistek Ivanovic dwa dni po triumfie w Paryżu została liderką światowego rankingu. Wydawało się, że Serbka jest już przygotowana do zdominowania kobiecych rozgrywek.
Tak się jednak nie stało. Na Wimbledon przyjechała kompletnie nie przygotowana. Po ogromnych męczarniach pokonała Francuzkę Nathalie Dechy, by w trzeciej rundzie ulec Chince Jie Zheng. W kolejnych pięciu turniejach Serbka nie była w stanie wygrać dwóch kolejnych spotkań. A symbolem jej klęski okazała się porażka drugiej rundzie US Open z nieznaną szerszej widowni Francuzką Julie Coin, która wtedy znajdowała się na 188. miejscu i w Nowym Jorku przebijała się przez kwalifikacje.
Serbka zmagała się z kontuzją prawego kciuka i odpuściła start w igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Te dolegliwości utrudniały jej jednak przygotowania do kolejnych startów, więc nic dziwnego, że Ana chciała jak najszybciej zakończyć ten sezon. W jego końcówce zdołała wygrać turniej w Linz pokazując, że kłopoty zdrowotne ma już za sobą. Wystąpiła w kończącym sezon turnieju Sony Ericsson Championships przegrywając dwa spotkania grupowe (z trzeciego zrezygnowała).
Słabsze wyniki sprawiły, że Serbka stawała się coraz bardziej przygnębiona i jej morale słabło. - To oczywiście prawda, po French Open pogubiłam się. Ale to jest naprawdę dobre doświadczenie - powiedziała. W 2009 roku postanowiła dokonać zmian. Rozstała się ze Svenem Groeneveldem i zatrudniła Craiga Kardona, który w przeszłości prowadził triumfatorki turniejów wielkoszlemowych Martinę Navratilovą, Lindsay Davenport, Mary Pierce i Jennifer Capriati. - Naprawdę praca między nami układa się dobrze - powiedziała broniąca tytułu mistrzyni French Open Ana, po tym jak pod wodzą Kardona osiągnęła swój pierwszy finał w Indian Wells. - Dogadujemy się naprawdę dobrze, nawet jeżeli to są dopiero początki i wciąż poznajemy się nawzajem.
Serbka ma nadzieję, że nowy trener pomoże jej odzyskać pewność siebie, która będzie jej potrzebna w Paryżu na przełomie maja i czerwca. Wie, że będzie musiała zagrać swój najlepszy tenis, bo konkurencja przecież nie śpi i cały czas rośnie. Ubiegłoroczna finalistka Dinara Safina, powtórzyła to osiągnięcie w styczniu w Australian Open. Rosjanka została liderką światowego rankingu i w Paryżu będzie chciała udowodnić, że zasługuje na to miejsce.
Ivanovic oczywiście nie jest jedyną Serbką obecną w czołówce kobiecego tenisa. Jelena Jankovic również przeżywała wzloty i upadki przez ostatnie 12 miesięcy. W ubiegłym roku doszła jednak w Paryżu do półfinału i w 2009 roku chce w końcu poczuć smak zwycięstwa. Jedyny tytuł w tym sezonie zdobyła w słabo obsadzonych turnieju w Marbelli.
Jest także Rosjanka Jelena Dementiewa, która drugi kolejny rok utrzymuje wysoką formę. Groźna może być również Serena Williams. Jeśli tylko Amerykanka zdoła się skoncentrować wyłącznie na tenisie to jest niezniszczalna, zwłaszcza, gdy dochodzi do psychologicznych bitew. Krok do przodu będzie chciała zrobić Wiktoria Azarenka, która od początku sezonu spisuje się znakomicie. Białorusinka w Wielkim Szlemie jeszcze nigdy nie doszła dalej niż do czwartej rundy.
W Paryżu konkurencja będzie zatem ogromna, jednak Ivanovic nie wydaje się tym speszona, tym bardziej, że przyjedzie na swój ulubiony turniej. - Kiedy tylko stawiam swoją stopę na korcie Philippe'a Chatrier, za każdym razem wracają te wszystkie emocje. - mówiła Serbka, a z jej twarzy nie znikał uśmiech. - To powoduje, że udzielają mi się te niezwykłe emocje. Nie mogę się doczekać powrotu do Paryża.
Ana Ivanovic ostatnio wycofała się z turnieju w Madrycie z powodu kontuzji nogi. Wcześniej słabo wypadła w Rzymie, gdzie w trzeciej rundzie przegrała z Agnieszką Radwańską (Serbka prowadziła 4:0 w trzecim secie). Stać ją jednak na powtórzenie wyniku z ubiegłego roku. Wtedy przed przyjazdem do Paryża również grała niewiele, a na kortach Rolanda Garrosa była bezkonkurencyjna. Jej ostatnim turniejem przed zwycięskim French Open było Internazionali BNL d'Italia i dokładnie tak samo jest w tym roku. Wtedy na rzymskich kortach wypadła jeszcze gorzej, bo odpadła już po pierwszym meczu.