Parafrazując tytuł powieści Jonathana Swifta, Diego Schwartzman na każdym turnieju może czuć się niczym Liliput w krainie Guliwerów. W czołowej "100" rankingu ATP próżno szukać tenisisty o mniejszym wzroście. Jednak, gdy wychodzi na kort, fakt, że jest bardzo często o głowę niższy od rywali, nie ma żadnego znaczenia. Potrafi bowiem rzucić wyzwanie największym. I najwyższym.
W trwającym aktualnie turnieju ATP Masters 1000 w Rzymie Schwartzman radzi sobie doskonale. Wygrał już cztery mecze. W piątek, w ćwierćfinale, pokonał 6:4, 6:2 Keia Nishikoriego i tym samym dokonał historycznego osiągnięcia. Został pierwszym w dziejach mierzącym 170 lub mniej centymetrów wzrostu tenisistą, który awansował do 1/2 finału imprezy złotej serii.
Niższy niż siatka
A jego losy mogły potoczyć się zupełnie inaczej. Od dziecka bowiem słyszał, że jest za niski. - Gdybyś miał te kilka centymetrów więcej.. - mówili mu koledzy i opiekunowie. Gdy miał 13 lat, usłyszał od lekarza, że nigdy nie osiągnie 170 centymetrów wzrostu. Wówczas myślał, że jego marzenia o tenisowej karierze legły w gruzach. O to, by nie zostawił sportu, który tak kocha, zadbała jego matka, Silviana.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 90. Urszula Radwańska: Mój cel to powrót do czołowej "30" światowego tenisa
W czasach juniorskich z powodu niskiego wzrostu bywał szykanowany przez rywali. Miało to na niego negatywny wpływ, lecz na duchu podnosiły go słowa matki. - Pokładałem w nim nadzieję - mówiła Silviana w rozmowie z portalem atptour.com. - Od dziecka miał niewiarygodny timing. Często grywał ze swoim ojcem. Był niższy niż wysokość siatki, mimo to nie chciał grać rakietą dla dzieci. A gdy pokonywał wyższych od siebie, zawsze się tym chełpił - wspominała.
Tenis to nie jest sport dla niskich ludzi
Schwartzman zdawał sobie sprawę, że z racji wzrostu musi pracować przede wszystkim na fizycznymi aspektami swojego tenisa. - Wiem, że po korcie poruszam się lepiej niż wielu innych graczy - mówił w wywiadzie dla "El Pais". - Wiem też, że nie mam ani potężnego serwisu, ani forhendu czy bekhendu. Dlatego muszę wiele biegać i spędzać mnóstwo czasu na placu gry. Muszę również być konsekwentny i regularny, a w wymianach przejmować kontrolę nad punktem. Dużo także pracuję nad returnem i myślę, że jest to moja mocna strona.
Wprawdzie w tenisie nie ma podziału na kategorie wagi czy wzrostu, lecz Schwartzman zwraca uwagę, że we współczesnych rozgrywkach dominują wysocy mężczyźni. Za tzw. "idealny" wzrost do uprawiania tego sportu uważa się 185 centymetrów - tyle mierzą Roger Federer czy Rafael Nadal. Novak Djoković jest od nich o trzy centymetry wyższy. A choćby Alexander Zverev i Juan Martin del Potro to niemal dwumetrowe chłopy. - Współczesny tenis jest trudny dla mężczyzn o średnim wzroście. Wielu ludzi widząc w telewizji Rogera, Rafę czy Novaka nie zdaje sobie sprawy, jacy są wielcy - wyjaśnił.
Niespełnione proroctwo i spełnione marzenia
- Jeśli grasz dobrze, to nie liczy się, ile masz wzrostu - to dewiza, którą Schwartzman wyznaje od początku kariery. W Rzymie gra nie tyle dobrze, lecz doskonale. W sobotę czeka starcie z kolejnym mocarzem światowego tenisa, Novakiem Djokoviciem. Jeśli wygra, osiągnie największy sukces w karierze i chociaż na pewien czas stanie się najsłynniejszym Diego w Argentynie. Słynniejszym od legendarnego piłkarza Diego Maradony, na którego część otrzymał imię. Zresztą, w młodym wieku Schwartzman uprawiał piłkę nożną. Występował w byłym klubie Maradony, Boca Juniors, na pozycji rozgrywającego. Pasja do futbolu pozostała w nim do dziś. - W telewizji oglądam o wiele więcej piłki nożnej niż tenisa - przyznał.
Proroctwo lekarza nie spełniło się. Według oficjalnych danych, Schwartzman mierzy dokładnie 170 centymetrów. Zwątpienie, czy warto dalej grać w tenisa, również odeszło w zapomnienie. Warto, choćby dla takich chwil jak zwycięstwo z Nishikorim i awans do półfinału Internazionali BNL d'Italia.
Zobacz pozostałe teksty autora ->>
Marcin Motyka