Robson otwiera kort, a może i kartę brytyjskiego tenisa

Brytyjczycy nie chcą już tylko organizować Wimbledonu. Chcą go znowu wygrać: po 73 latach posuchy wśród mężczyzn i 32 latach od triumfu ostatniej Brytyjki. Medialną presję zdążył już poznać Andy Murray. Gorzej, że angielska prasa nie potrafi opamiętać się w przypadku Laury Robson.

W tym artykule dowiesz się o:

Wtorkowe dzienniki krzyczą z pierwszych stron żalem po porażce 15-letniej mistrzyni ubiegłorocznej rywalizacji juniorek (wyższa po 12 miesiącach o ponad 7 cm), która dostała w tym roku "dziką kartę" do głównej drabinki, przegrywając po trzysetowej walce z Danielą Hantuchovą.

"Laura Robson była w zrozumiały sposób smutna. Ale była też dumna. Jej pierwszy wielkoszlemowy mecz zakończył się porażką z doświadczoną Hantuchovą. Zrobiła wystarczająco wiele, by pokazać wypełnionym po brzegi trybunom kortu nr. 2, dlaczego tenisowy świata oczekuje od niej podążenia tę samą drogą, którą na szczyt zmierza Andy Murray" - tak zaczyna się relacja dziennika Guardian.

"Robson uderza w ścianę po lotnym starcie" - pisze The Independent. "Hantuchova wychodzi cało przez zachwycający popis waleczności brytyjskiej nastolatki" - dodaje dziennik.

Prawie grobowy nastrój bije z Daily Telegraph: "Złamane serce po wycofaniu się Laury Robson" i dalej "Robson wycofuje się wcześnie, ale z dumą". Rozsądek bije na szczęście z komentarza szefa sportu tego dziennika: "Może to dobra rzecz. Tysiąc obiektywów wycelowanych w 15-latkę nie jest dobrą sprawą, by wyrosła na kobietę, która ma grać w tenisa tak dobrze, jak może. Laura Robson potrafi uderzyć piłkę, nie ma kwestii. Ale nie jest w stanie uciec ze swojej nastoletności. Przynajmniej nie teraz".

Sceptyczna Hantuchova

Robson prowadziła z doświadczoną Słowaczką 6:3, 3:2 i serwowała. To właśnie podanie - moc i rotacja lewej ręki - jest tym elementem, z którego Brytyjka czerpie najwięcej korzyści w grze juniorskiej. Tak jak była mistrzyni Australian Open Arantxa Rus, która występy wśród nastolatek zakończyła w roku ubiegłym zwycięstwem w turnieju ITF w podopolskiej Zawadzie.

- Właściwie to ona mi przypomniała mnie samą w tym wieku - powiedziała po zwycięstwie Hantuchova. Długonoga była przedstawicielka czołowej dziesiątki światowego rankingu nadziała się na 10 asów nastolatki.

- To coś innego niż tenis juniorski, ale tak wielkiej różnicy nie ma - mówiła Robson. Przyznała, jednak, że przy serwisie na 4:2 zżarły ją nerwy i ogólna atmosfera na nowym korcie numer 2. Popełniła 14 podwójnych błędów serwisowych.

- Nie czułam się zbyt dobrze tracąc seta i będąc ogrywaną przez dziewczynę jedenaście lat młodszą ode mnie - przyznała Hantuchova, która nie potrafiła rozpływać się nad faworytką gospodarzy.

Uhonorowana "dziką kartą" za juniorski triumf sprzed roku (ta sama sytuacja miała miejsce z Urszulą Radwańską) Robson otworzyła nowy kort numer 2. Jest położony 3,5 m poniżej poziomu ziemi, jak chociażby mokotowska Warszawianka, która dużych imprez w tym roku nie organizuje.

Pochwała Austin

- Byłam nią bardziej zachwycona niż przypuszczałam, że będę - mówi o Robson Tracy Austin, który wygrała US Open w wieku 16 lat. - Jestem pewna, że pójdzie w nocy do łóżka i pomyśli o tych dwóch podwójnych błędach serwisowych i kilku innych zmarnowanych szansach, które są zdrowym znakiem tego, że ona żąda od siebie więcej - mówiła w poniedziałek Amerykanka.

- Kiedy przechodzi się z juniorów do dorosłego tenisa, ma się wiele znaków zapytania i można nie wiedzieć gdzie się stoi. Ona mogła wygrać ten mecz, bo myślę, że to uczucie wiele zamazuje. Ale powinno dać jej pewność siebie na przyszłość - komentuje Austin.

- Jestem przekonana, że najtrudniej miała na początku, że pomyślała sobie: "No, jestem gotowa, żeby mnie zabiła. Nie wiem, gdzie się znajduję" - ciągnie. - To wielka przewaga, że ona jest leworęczna, bo nie ma zbyt wielu takich zawodniczek. Slice z serwisu na trawie jest doskonalszy, bo nisko się odbija i odchodzi od rywalek - charakteryzuje.

Według Austin, byłem liderki światowego rankingu, największymi broniami Robson są właśnie serwis, ale i forehand. - Ona uderza główką rakiety z wielką szybkością: może uderzać kątowo, może w głąb kortu - opisuje. - Ma olbrzymią siłę, czym może ranić przeciwniczki. Nie sądzę jednak, by stała się, tak jak [Jelena] Jankovic, wybitną biegaczką - dodaje.

Dziś za prowadzenie Robson odpowiada Holender Martijn Bok, trener z ramienia Lawn Tennis Association, brytyjskiej federacji tenisowej.

Nie gra dla kasy

Medialny szum wokół dziewczyny w oczywisty sposób musi przyciągać uwagę wielkich reklamodawców. W poniedziałek na korcie numer 2 grę Robson, liderki światowego rankingu juniorek, obserwowały ze spokojem tylko dwie wielkie firmy: odzieżowy Adidas i produkujący sprzęt tenisowy Wilson, których produktów używa dziewczyna.

Jako, że Laura, córka dyrektora koncernu paliwowego Shell, nie musi się martwić o pieniądze, a najwięcej uwagi poza tenisem poświęca ostatnio nauce, nie interesuje ją gra o wielką kasę, jaką można zarobić w profesjonalnym sporcie.

Mimo wszystko, twarzą Robson zajmuje się potężna agencja Octagon. Ona sama, zapytana na konferencji prasowej o sponsorów, rzuciła: - Pytacie złą osobę. I oto chodzi w jej przygodzie z tenisem: nad całością szkolenia, opieki i zapewnieniem odpowiednich warunków czuwa LTA, co wydaje się być sytuacją zdrową i na dzień dzisiejszy optymalną.

Z kortu do szkoły

Laura mieszka w Wimbledonie, w mieszkaniu zapewnionym przez federację. - Mam życie towarzyskie. Ta, co chcecie powiedzieć? Że nie mam przyjaciół? - zdenerwowała się na coraz bardziej wypytujących ją o prywatność przedstawicieli mediów. Wiadomo, że gorąco dopinguje ją na meczach brat, który zwykł krzyczeć: "Zniszcz ją!", ale w poniedziałek w tłumie, z którego głosów zbytnio zidentyfikować się nie dało.

Jej mecz oglądali znani i sławni: Ann Jones i Virginia Wade, siedzące w drugim rzędzie dwie byłe mistrzynie Wimbledonu; za nimi Chris Gorringe, były dyrektor klubu All England; John Barrett, były Wimbledonu w BBC, a także Jane Henman, matka Tima.

Rodzicielka Laury, Kathy Robson, tymczasem miała ostatnio dość stresujące zajęcie szukania dla córki odpowiedniego miejsca do napisania przez nią egzaminów promujących do GCSE (odpowiednik naszego gimnazjum). Laura bowiem wciąż jest uczennicą.

W połowie Roland Garros wypadły jej egzaminy. Matka, miała plany, by załatwić ich przeprowadzenie w angielskiej szkole w Paryżu, ale plany popsuła nasza Sandra Zaniewska, eliminując Brytyjkę w drugiej rundzie juniorskiej rywalizacji na ceglanej mączce, która jest najmniej lubianą nawierzchnią Robson. - Nie lubię tu grać, bo mam potem brudne skarpetki - żaliła się w stolicy Francji.

Być jak Seles

Do Wielkiej Brytanii Robsonowie przyjechali, gdy Laura miała 6 lat. Urodziła się w Melbourne, a potem mieszkała jeszcze w Singapurze: wszystkie przeprowadzki były związane z pracą ojca. Sama paszport Zjednoczonego Królestwa dostała dopiero w ubiegłym roku. W czerwcu została pierwszą po 24 latach (po Annabel Croft, dziś dziennikarce Eurosportu) brytyjską zwyciężczynią juniorskiego Wimbledonu.

Pięć zawodniczek było młodszych od Robson w dniu swojego debiutu w Wimbledonie w erze Open. 14 lat i 88 dni miała w 1990 roku Jennifer Capriati. Trzy dni więcej liczyła sobie w 1981 roku inna Amerykanka Kathy Rinaldi, która jest najmłodszą zwyciężczynią meczu w SW19. Najmłodszą zdobywczynią tytułu (deblowego) została w 1996 roku Martina Hingis. Po piętnastych urodzinach stając po raz pierwszy na wimbledońskiej trawie były kolejne cudowne dzieci tenisa: Andrea Jaeger i Monica Seles.

Ta ostatnia jest wzorem Robson. Kiedyś usłyszała jej słowa o tym, że ona po prostu bawi się tenisem. Przypomina o tym Laurze również jej matka. Szkoda, że inne podejście preferują dramatycznie szukające sukcesu brytyjskie media.

Komentarze (0)