W początkach mojej tenisowej edukacji, kiedy śledziłam mecze toczące się na bieżąco w wykonaniu Martiny Hingis czy sióstr Williams i dopiero docierałam do tenisowej "prehistorii"”, jeszcze nie wiedziałam, jak wygląda Gabriela Sabatini, a już wiedziałam, że jest ładna. Piękna Gabi występowało już jako epitet stały. Choćby w jednym artykule potrafiło powtórzyć się to kilkakrotnie. Ponadto dziennikarze prześcigali się w wymyślaniu Gabi nowych określeń piejących nad jej zewnętrznymi atutami. I tak była oprócz tego, że piękna, także niepospolita, powabna, określano ją jako miss światowych kortów i supergwiazdę. Nie ustawały również debaty nad figurą Sabatini. Starając się pisać o tym elegancko (aczkolwiek czy w relacji z wielkoszlemowego turnieju opowiadanie o wadze tenisistki może być eleganckie?) reporter sugeruje, że Sabatini trochę poszło w ciało albo że nabiera kształtów. Redaktor Zbigniew Dutkowski na łamach jednego z magazynów posuwa się do napisania, że Sabatini jest jego nieodwzajemnioną miłością, żeby zaraz po tym dodać, że wygrała z Anke Huber. Również wywiady oscylują tylko obok tenisa – kto jest najprzystojniejszym tenisistą i czy uroda nie przeszkadza.
Dorodne deble
Gabriela Sabatini jest tylko jednym z wielu przykładów. Kiedy opisywana była sylwetka zawodniczki, na pierwszym planie była jej powierzchowność, a dopiero później najsilniejsze uderzenia, taktyka itp. Bez najmniejszych wątpliwości czytelnik stwierdzi, czy tenisistka ładne prezentuje się na korcie, czy ma długie nogi i jaki jest jej kolor włosów.
Słownictwo opisujące wspaniałe sportsmenki nie zawsze było wyszukane. Przykładem podpis do zdjęcia polskiej pary stojącej na podium w Mistrzostwach Polski – dorodne deble, czy też stwierdzenie po odpadnięciu z turnieju wimbledońskiego Mary Pierce, iż jest to strata estetyczna.
Nie prezentują się okazale
Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że nie tylko uroda była podkreślana. Brak urody – także. - Z jednej strony pierwsza dama światowego tenisa, legendarna Chrissie, z drugiej siedemnastoletnia Hiszpanka, która, co tu dużo mówić, nie prezentuje się okazale. Przepraszam, że to piszę, ale Arantxa nie miałaby żadnych szans w wyborach miss Roland Garros, pomimo, że konkurencja nie jest zbyt mocna. – ta wypowiedź Zbigniewa Ambroziaka chyba nie wymaga komentarza. Sformułowań o podobnym charakterze nie brakowało. Wspominany już Zbigniew Dutkowski opisując zmianę koszulki na korcie dokonaną przez Barbarę Potter ubolewa, że na taki pomysł wpadła ta tenisistka, a nie chociaż Sabatini, czy Gigi Fernandez, bo byłoby na czym oko zawiesić.
Szczupła - gruba - weryfikacja!
Także waga tenisistek podlegała wszechobecnej krytyce. I tak kiedy na kortach pojawiała się nowa, wschodząca gwiazda, której figura nie przypominała Anny Kurnikowej, czy Danieli Hantuchovej (która z kolei cyklicznie podejrzewana była o anoreksję), od razu było to jej wypomniane. Taki los spotkał Lindsay Davenport, Helen Kelesi, Brendę Schulz, czy po powrocie do gry Monikę Seles. Dyskusje na ten temat podejmowane były wielokrotnie. Tenisistkom naraził się mąż Chris Evert, John Lloyd, który na łamach prasy zarzucił zawodniczkom, że są otyłe i nieruchliwe. Granicę dobrego smaku przekroczył Richard Krajicek, nazywając panie tłustymi świniami. Zripostowała te dyskusje Serena Williams - Nie każda może ważyć 45 kg, jak modelki! W niczym mi to nie przeszkadza.
Naj, naj, naj
Dziennikarze upodobali sobie wszelkie ankiety wśród czytelników, działaczy, czy też samych sportowców, na temat tego, która jest najpiękniejsza, najzgrabniejsza, najseksowniejsza. Podczas Warsaw Cup by Heros wybierano miss kortów, a także najlepiej ubraną tenisistkę. Jelena Dementiewa po przegranym finale Roland Garros 2004 "dostała" najdłuższe nogi turnieju, a Gisela Dulko przez australijski dziennik The Herald Sun okrzyknięta została najseksowniejszą zawodniczką Australian Open. W rankingu najgorętszych ciał jednej dwa pierwsze miejsca zajęły rosyjskie piękności, Maria Szarapowa i Anna Kurnikowa. Co więcej, panie same z czasem zaczęły rywalizować o sex-appeal i miano najpiękniejszej. Potwierdza to były trener Steffi Graf, Pavel Slożil, który w wywiadzie stwierdził, że - kobiecy tenis zawiera rywalizację jeszcze innego typu: o wygląd, o stroje i o popularność. - A powiedział to w roku 1992, więc nie widział jeszcze tego szumu, który dopiero miał przyjść.
Na szczęście, wśród tych tenisowych gwiazd, starczyło miejsca dla zawodniczek pokroju Justin Henin, która wszystko, co w swojej zawodowej karierze osiągnęła, zawdzięcza swojemu talentowi i skromności.
Tenis na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w polskiej telewizji nie był jeszcze dostępny. Zatem niektóre z postaci prezentujących się na kortach polskim sympatykom tenisa nie były znane. Sprawozdawcy jednak nie pozostawiali czytelnikom wyobraźni, gdyż tuż obok relacji ze sportowego meczu opisywane były również niezbyt sportowe atuty zawodniczki. Kobiety na placach tenisowych traktowane były jako przerywnik pomiędzy wspaniałymi według autorów meczami mężczyzn. Jako maskotki, cheerleaderki, modelki, gwiazdy. Daleko po tych określeniach można było stwierdzić: sportsmenki. Zatem jeśli obserwator spotkania widział na korcie lolitkę, wydawało mu się logiczne napisać o jej sylwetce, fryzurze, opaleniźnie, figurze, czy też o tym, jakiego koloru są jej oczy.
Feministki na baczności
Zastanawiam się, czemu to ma właściwie służyć. Dlaczego w przypadku meczów mężczyzn można się skupić na samej grze, a kiedy na korcie pojawiają się panie, od razu kamera prezentuje ich nogi, biust, a komentatorzy wyliczają rankingi piękności i sesje zdjęciowe, w których wzięły udział. Czy podczas spotkania tenisowego ma to jakiekolwiek znaczenie? Apeluję, choć wiem, że bezskutecznie, żeby dziennikarze – mężczyźni, skupili się na grze. Panie umieją pisać o rozgrywkach ATP bez uwag o wyglądzie. Panowie mówiąc o paniach – nie.
Muszę jednak obiektywnie przyznać, że w porównaniu do tych początków relacji z tenisa, do dziś, nastąpiła metamorfoza. Obiektywizmu jest więcej. A i elegancji w wypowiedziach również przybywa. Sądzę, że wojujące dzisiaj feministki mogłyby po niektórych kwestiach oskarżyć dziennikarzy o seksizm, bądź molestowanie – tak popularne w XXI wieku. Ja wojującą feministką nie jestem i również potrafię doceniać piękno, także kobiece. Jednak kiedy czytam relację z Wimbledonu naprawdę nie interesuje mnie subiektywna opinia redaktora na temat wyglądu tenisistki. Zatem... proszę, skończmy z tym wreszcie!