Tomasz Skrzypczyński: Przyzwyczajmy się do tego uczucia! (komentarz)

PAP/EPA / JULIEN DE ROSA / Na zdjęciu: Iga Świątek
PAP/EPA / JULIEN DE ROSA / Na zdjęciu: Iga Świątek

Jeszcze kilka lat temu sponsorzy nie chcieli pomóc Idze Świątek, nie wierząc w jej wielki talent. Dziś 19-latka może spojrzeć na nich z góry, tak jak na resztę kobiecego tenisa. Polka osiągnęła właśnie NIEWIARYGODNY sukces!

Jakichkolwiek przymiotników użyjemy, żadne ze słów dobrze nie odda uczucia, w które nas wprowadziła.

Bo to przecież nie miało prawa się wydarzyć. Przecież zaledwie miesiąc temu jej awans do III rundy US Open już był traktowany jako sukces. "Wyciągnęła wszystko, co się dało" - mówił wtedy Adam Romer, a wszyscy ze zrozumieniem kiwaliśmy głowami.

Mączka? Trzy tygodnie temu w Rzymie przegrała już w I rundzie z kwalifikantką Arantxą Rus. Jakie więc mogliśmy mieć oczekiwania przed Roland Garros? Wierzyć w wielki sukces na turnieju, z którego ona sama miała ostatnio fatalne wspomnienia? Przed rokiem chciała stawić czoła Simonie Halep, a wygrała tylko jednego gema.

ZOBACZ WIDEO: Iga Świątek większym talentem niż Agnieszka Radwańska? "Taka dziewczyna trafia się raz na milion"

A jednak Iga Świątek, szybciej niż ktokolwiek z nas przypuszczał, weszła na sam szczyt światowego tenisa. I zrobiła to niewiarygodnym stylu, który zachwycił wszystkich bez wyjątku. Bo gdy ciepłe słowa wypowiadają o niej legendy tenisa pytane o to przez polskich dziennikarzy, zawsze można zarzucić im kurtuazję.

Jednak nikt nie pytał o Polkę choćby Moniki Seles, dziewięciokrotnej mistrzyni gry wielkoszlemowej. Była wielka gwiazda sama chwaliła Świątek po jej półfinale, pisząc o "kolejnym imponującym występie".

Te ostatnie dwa tygodnie to był kosmos. Bo my czuliśmy, że to za wcześnie, że spokojnie, że jeszcze będzie czas, słowa kibiców o "autostradzie do finału" były natychmiast kontrowane. Bo młoda, bo rywalki, bo wielki turniej. Bo choć wielkie umiejętności i talent, to jeszcze musi poczekać.

19-latka nie chciała czekać. Tak jakby właśnie tu i teraz chciała pokazać całemu światu, co potrafi. W każdym z meczów udowodniła, że z presją radzi sobie w mistrzowskim stylu. Wyglądała na wyłączoną z emocji. Coś co jeszcze niedawno przecież było jej grzechem, dziś jest ogromnym atutem. Dopiero jej łzy mogły nas przekonać, że te emocje w niej są.

I jeszcze ten finał. Przetrwała w nim nawałnicę Sofii Kenin, zwyciężczyni tegorocznego Australian Open. Pokazała całą gamę zagrań - od wibrującego forehandu, backhandu po linii po skróty, do których znakomita Amerykanka nawet nie zamierzała biec. Jej reakcja na jeden drop shot była wymowna. Podobnie jak rzucanie rakietą po kolejnych świetnych uderzeniach Polki.

Ten finał wygrała w głowie. Zaakceptowała swoje błędy, nie straciła spokoju. Jak ważne były dla niej rozmowy i układanie puzzli z psycholog Darią Abramowicz - wie tylko ona.

W drugim secie po prostu zniszczyła swoją rywalkę, zmiotła ją z kortu, nakręcała się z każdą piłką, grając po prostu wspaniale. Mimo, że przegrała pierwszego gema. Znów pokazała swoją wielką silę mentalną, wytrzymała ciśnienie i nie dała się rozkręcić zawziętej Amerykance. Ta robiła co mogła, ale nie byłą w stanie. Także fizycznie, dwie wizyty fizjoterapeuty w jej boksie mówiły wszystko.

Iga Świątek dokonała niewiarygodnego. Zdobyła Wielkiego Szlema dla siebie, ale też dla kraju, który nie ma żadnego systemu szkolenia. Nie mamy fabryki gwiazd, one rodzą się same i dochodzą do tego dzięki swojej determinacji i poświęceniu rodziców. Tak było w przypadku Agnieszki Radwańskiej, tak jest i teraz.

Kto wie, gdzie by była dziś bohaterka całej Polski, gdyby nie mądre decyzje ludzi z jej najbliższego otoczenia? A brakowało niewiele. Trener tenisa Paweł Ostrowski mówił nam, że jeszcze kilka lat temu sam chodził po sponsorach od drzwi do drzwi, nie chcąc stracić tak wyjątkowego talentu.

Odbijał się od nich, nikt nie chciał mu uwierzyć, że nastolatka wkrótce znajdzie się nawet w czołowej "100" rankingu. Pewnie tylko z litości nie ujawnił nam, komu zabrakło tej wiary. Bo co dziś oni mogą sobie myśleć? Że stracili ogromną szansę, jedyną w swoim rodzaju.

Tak jak Ray Foster w filmie "Bohemian Rhapsody", nie chcąc umieścić na singlu tytułowej piosenki grupy Queen. Wkrótce okazało się, że stracił jeden z największych zespołów w historii muzyki. Tak i sponsorzy stracili szansę na promocję. A Świątek pewnie dziś tego nie żałuje, bo do niej kontrahenci z milionowy ofertami współpracy już ustawiają się w kolejce.

Tak, Iga Świątek jest pierwszą polską triumfatorką Wielkiego Szlema, zapamiętajmy te uczucie. I się do niego przyzwyczajmy!

Tyle, zarobiła Iga Świątek na Roland Garros. Czytaj więcej--->>>
Duży awans w rankingu Igi Świątek! Czytaj więcej--->>>

Źródło artykułu: