Clijsters ponownie weźmie rakietę do ręki

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kiedy w 2007 roku Kim Clijsters ogłosiła zakończenie kariery cały tenisowy świat wiedział, że stracił wielką osobowość, tenisistkę, która bardzo dużo zrobiła dla popularyzacji tenisa. Wielu kibiców było w szoku, mimo że o odejściu Belgijki na emeryturę mówiło się od 2006 roku.

W tym artykule dowiesz się o:

Kim Clijsters planowała pożegnać się z kibicami podczas występu w Stuttgarcie na początku października. Jednak swój ostatni mecz rozegrała w maju w Warszawie, gdzie przegrała z Ukrainką Julią Wakulenko. Belgijka postanowiła poświęcić się rodzinie. W lipcu 2007 roku wzięła ślub z koszykarzem Brianem Lynchem, a 27 lutego 2008 na świat przyszła ich pierwsza córeczka Jade Ellie.

Belgijka karierę profesjonalnej tenisistki rozpoczęła w 1999 roku. Jej debiut w cyklu WTA Tour nastąpił w Antwerpii, gdzie jako kwalifikantka zdołała dojść aż do ćwierćfinału przegrywając z najwyżej rozstawioną Sarą Pitkowski. Już w swoim pierwszym sezonie osiągnęła czwartą rundę Wimbledonu i trzecią US Open. Dwa lata później grała w finale Roland Garros. Przegrała po niezwykle emocjonującym pojedynku z Jennifer Capriati 6:1, 4:6, 10:12. W ten sposób Kim została pierwszą belgijską tenisistką, która wystąpiła w wielkoszlemowym finale.

W 2003 roku Kim została pierwszą w historii Belgijką, która znalazła się na czele rankingu WTA. Jednocześnie była pierwszą liderką, która nie miała na koncie ani jednego wielkoszlemowego tytułu. W tym roku wygrała dwa wielkoszlemowe turnieje, tyle że w grze podwójnej (French Open, Wimbledon).

W 2005 roku Belgijka sięgnęła po wielkoszlemowy triumf. Dokonała tego na Flushing Meadows w Nowym Jorku. A jeszcze w sezonie 2004 przeżywała bardzo trudne momenty, przeszła operację nadgarstka i nie zagrała w wielu turniejach. W ćwierćfinale tego pamiętnego dla siebie US Open pokonała Venus Williams, mimo że przegrywała 4:6, 2:4. Trzech setów potrzebowała także na wyeliminowanie Marii Szarapowej w półfinale. Za to w finale w dwóch setach uporała się z Mary Pierce.

Swój ostatni sezon Kim rozpoczęła od wygrania turnieju w Sydney i półfinału Australian Open. Następnie doszła do finału imprezy w Antwerpii przegrywając z Amelie Mauresmo. Dwa słabe występy w Key Biscayne (czwarta runda) i Warszawie (druga runda) przyspieszyły decyzję Belgijki o zakończeniu kariery. Ogłosiła ją oficjalnie 6 maja na swojej stronie internetowej.

W ciągu tych blisko 10 lat swojej kariery Clijsters zdobyła 37 tytułów. Dwukrotnie z rzędu wygrała kończący sezon Turniej Mistrzyń (2002, 2003). W każdym z czterech turniejów wielkoszlemowych dochodziła co najmniej do półfinału.

Belgijka rozegrała wiele spotkań, które przeszły do historii kobiecego tenisa. Wśród nich najbardziej niezwykły był wspomniany finał Roland Garros 2001. Trzeci set, w którym rozegrano 22 gemy, był najdłuższą trzecią partią w historii French Open. Cały mecz trwał dwie godziny i 21 minut. W 2007 roku w finale turnieju w Sydney Clijsters pokonała Jelenę Jankovic 4:6, 7:6(1), 6:4 broniąc piłki meczowej. Były także pamiętne porażki. Najbardziej musiała ją boleć ta poniesiona w półfinale Australian Open 2003. Była tak blisko pokonania Sereny Williams, prowadziła 5:1 w trzecim secie, a przy 5:2 miała piłkę meczową. Mimo to przegrała cały mecz 6:4, 3:6, 5:7.

Bo liczy się sport i zabawa

Belgijkę ceniły i szanowały jej rywalki. Maria Szarapowa w latach 2003-2005 przegrała z nią cztery spotkania. Po jednej z takich porażek Rosjanka powiedziała, że siła Clijsters tkwi w tym, że ona zawsze zmusza rywalkę do poszukania jakiegoś wyjątkowego uderzenia, bo - zawsze musisz się spodziewać, że ona wybierze każdą piłkę. Jeszcze innym razem popularna Masza stwierdziła: - Bieganie od narożnika do narożnika jest dla niej, jak bułka z masłem.

Jej znak rozpoznawczy to szpagaty i umiejętność ślizgania się na wszystkich nawierzchniach, nawet na kortach twardych. Dzięki temu potrafiła odbierać piłki będące poza zasięgiem każdej innej zawodniczki. Zawsze imponowała znakomitym przygotowaniem kondycyjnym i wspaniałą grą z głębi kortu.

Belgijka na korcie zawsze walczyła do końca, była zmorą wielu tenisistek na świecie, które szybko przy niej wymiękały. Jednocześnie zawsze podchodziła z szacunkiem do swoich rywalek. Nie wymachiwała ostentacyjnie rękami po wygranych piłkach, nie rzucała groźnych spojrzeń, w jej zachowaniu nie było agresji kierowanej w stronę rywalek. Za to było dużo uśmiechu i zabawy. Nawet gdy przegrywała, to nie traktowała tego, jak swojej życiowej porażki. A teraz właśnie tak podchodzi do tego wiele czołowych tenisistek. W ich poczynaniach brakuje luzu. Po porażkach udzielają krótkich zdawkowych wypowiedzi dziennikarzom. Kim nawet po najbardziej bolesnych porażkach potrafiła się dzielić swoimi przemyśleniami z mediami. Zatrzymała się i podpisywała kibicom kartki. Zawsze emanowało z niej ciepło.

Kim Clijsters swoim entuzjazmem, spontanicznością i poszanowaniem ducha sportowej rywalizacji zjednała sobie miliony fanów tenisa na całym świecie. Swoim zachowaniem na korcie, ale także poza nim, doda rozgrywkom WTA kolorytu i przyczyni się do wzrostu popularności będącego w kryzysie kobiecego tenisa, nawet jeżeli nie będzie pierwszoplanową postacią.

Dlaczego zdecydowała się wrócić? Paradoksalnie wszystko zaczęło się w momencie, gdy na początku 2009 roku na raka płuc zmarł jej ojciec Leo. Podobno Belgijka niemal natychmiast zafundowała sobie taki reżim treningowy, że stało się jasne, że jeszcze ją zobaczymy na kortach. Na początku czerwca pojawiła się w 's-Hertogenbosch, gdzie w meczu pokazowym pokonała Michaellę Krajicek. W maju z kolei okazała się lepsza od Steffi Graf w pokazówce rozegranej na kortach Wimbledonu. Jedno jest pewne: jeżeli już zdecydowała się wrócić to czuje, że stać ją na to by ponownie wygrywać i nie chce być tylko dodatkiem do kobiecych rozgrywek.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)