Czy Federer naprawdę nie ma trenera?

Był 4 lipca 2004 roku. Finał wielkoszlemowego turnieju na kortach Wimbledonu pomiędzy Rogerem Federerm a Andym Roddickiem, wynik 4:6, 7:5, 2-4 na korzyść Amerykanina. W tym momencie mecz zostaje przerwany z powodu opadów deszczu, a Roddick otrzymuje porady od swojego trenera, Brada Gilberta. Co wtedy robi Szwajcar?

W tym artykule dowiesz się o:

Federer, który oficjalnie nie miał wtedy trenera, odbył rozmowę ze swoim przyjacielem Reto Staublim. Staubli poradził mu, aby ten częściej atakował do siatki. Jak się okazało, był to punkt zwrotny tego meczu. Po powrocie na kort Federer zaczął grać dużo agresywniej i wygrał tego seta 7:6, by w ostatnim, czwartym secie, rozwiać wszelkie wątpliwości. Końcowy wynik to 4:6, 7:5, 7:6, 6:4. Był to drugi triumf szwajcarskiego gracza na kortach Wimbledonu.

Kim jest jest Reto Staubli? To były zawodnik, jednak bez większych sukcesów (najwyżej w rankingu sklasyfikowany był na 530. miejscu). Federer mając 14 lat chciał obserwować w akcji starszych, bardziej doświadczonych tenisistów. Wybór padł właśnie na Staubliego, który był wtedy jednym z najlepszych zawodników w Bazylei. Panowie zaczęli ze sobą trenować i tak się zaprzyjaźnili. Nigdy nie zagrali ze sobą oficjalnego meczu, ale Staubli twierdzi, że przegrywa z rakietą numer jeden światowego tenisa tylko minimalnie.

- Reto to wspaniały przyjaciel. Pomagał mi wiele razy w trudnych sytuacjach w mojej karierze - powiedział o swoim przyjacielu Roger.

- Roger byłby świetnym trenerem. Wie o zawodnikach wszystko, dlaczego uchwyt albo technika mogą być złe. Mógłby być naprawdę niesamowitym trenerem - rewanżuje się Staubile.

Kto wie? Może kiedyś zobaczymy Rogera Federera w roli trenera któregoś z czołowych zawodników świata.

Komentarze (0)