Tenis nadwiślański: Czy Isia znowu zagra na nosie?

Już w poniedziałek o godz. 17 polskiego czasu wystartuje wielkoszlemowy US Open. W tym roku na Flushing Meadows będziemy mieli trzy reprezentantki w grze pojedynczej: Agnieszkę i Urszulę Radwańskie oraz Martę Domachowską.

Agnieszka w 2007 roku w Nowym Jorku pokonała broniącą ówczas tytułu Marię Szarapową. To był taki impuls, który pozwolił Polce uwierzyć we własne możliwości i wprowadził ją na właściwy tor. Efektem było miejsce w "dziesiątce" rankingu już rok później.

W 2005 roku Isia wygrała turniej ITF w Warszawie. Sezon 2006 i zwycięstwo w stolicy nad Anastazją Myskiną, ówczesną 12. rakietą świata, oraz urwany set Jelenie Dementiewej. Potem była czwarta runda Wimbledonu i druga US Open. Wreszcie półfinał w Luksemburgu i zwycięstwa nad Venus Williams i Dementiewą. Sezon Agnieszka kończy na 57. pozycji. Niewiarygodny skok o ponad 300 miejsc! Wielu mówi, że przypadek, że jej się udało i w kolejnym sezonie wypadnie z czołowej setki, bo tam jest jej miejsce.

Ci, którzy takie proroctwa głosili, pod koniec 2007 roku powinni się zapaść głęboko pod ziemię. Od zwycięstwa nad Martiną Hingis do tytułu w Sztokholmie, pierwszego 18-letniej wtedy dziewczyny. Potem była Szarapowa, 1/8 finału US Open i ćwierćfinał w Zurychu, gdzie w pokonanym polu pozostawiła Shahar Peer i Danielę Hantuchovą. Na koniec sezonu debiut w czołowej trzydziestce: od 2005 awans o ponad 350 pozycji!

Sezon ubiegły: Isia znowu swoim "sympatykom" zagrała na nosie. Australian Open i historyczny ćwierćfinał, pokonana Swietłana Kuzniecowa. Potem Pattaya i drugi tytuł w karierze, a następnie półfinał prestiżowej imprezy w Dausze. W całym sezonie Polka wygrała 54 z 74 spotkań, triumfując w turniejach w Stambule i Eastbourne oraz osiągając m.in. ćwierćfinał Wimbledonu. Jako pierwsza polska tenisistka znalazła się w czołowej dziesiątce rankingu WTA i pojechała jako rezerwowa zawodniczka na Turniej Mistrzyń. W nim rozegrała jeden mecz, zwycięski, z Kuzniecową.

A teraz wszyscy "zwolennicy" talentu Agnieszki mają chwile triumfu, bo krakowianka przestała się wspinać. Mogą teraz wypisywać swoje dyrdymały, że oni mieli racje, że to wszystko co się działo, to był fuks. Tak, cztery lata fury szczęścia, a teraz mamy powrót do rzeczywistości.

Agnieszka w tym sezonie regularnie osiąga ćwierćfinały (dziewięć), trzyma się czołówki. Owszem: gra słabiej, ta presja na nią działa, ale wspięła się na taki poziom, że awansować wyżej jest piekielnie ciężko. Z roku na rok czyniła regularne postępy, w końcu musiał przyjść taki moment, że zacznie spadać, bo wejść na stałe do elity nie jest łatwo. Kryzys? Niech i tak będzie, ale w tym roku potrafiła po raz drugi z rzędu dojść do ćwierćfinału Wimbledonu.

Dlaczego do tego wszystkiego wracam? Chcę pokazać, jak bardzo w Polsce nie szanuje się sportowców, jaka jest "kultura" kibicowania w Polsce. Ciągłe szydzenie, wytykanie najmniejszych niepowodzeń. Ale Isia jest twarda i potrafi sobie z tym poradzić. Mam nadzieję, że nigdy nie da się złamać nie mającym wstydu ludziom wypisującym głupoty na temat znanych i szanowanych polskich sportowców, tak jak to ostatnio stało się z Dorotą Świeniewicz.

Wierzę, że Isia jeszcze w końcówce sezonu pokaże się z dobrej strony. Mam nadzieję, że uraz nadgarstka nie okaże się poważny i nie przeszkodzi jej w osiągnięciu dobrego wyniku. Ćwierćfinał jest absolutnie w jej zasięgu, bo przecież ani Na Li ani Wiktorii Azarenki obawiać się nie musi.

Jeśli chodzi o Urszulę Radwańską: druga runda i to by było na tyle. Co by nie mówić o Dinarze Safinie, to jednak pewien poziom Rosjanka trzyma i w drugiej rundzie na pewno się nie zatnie. A może będzie, jak z Agnieszką w 2007 roku? Przecież wtedy Szarapowa była wiceliderką światowego rankingu. Chciałbym, aby ten US Open był początkiem narodzin wielkiej Uli, ale niestety w to nie wierzę, choć bardzo chciałbym się mylić.

Marta Domachowska przeszła kwalifikacje, w co po pierwszym meczu mało kto wierzył. Wszyscy wiemy, że warszawianka gra dobrze wtedy, gdy nikt już na nią nie liczy. Więc może wyluzowana Marta pokaże, że jeszcze się nie skończyła. Na początek Barbora Zahlavova Strycova, potem chyba Azarenka. Czwarta runda z Agnieszką? Byłoby cudnie!

Źródło artykułu: