Zmarł Jacek Niedźwiedzki. Wojciech Fibak: Był dla mnie idolem. Wszyscy się nim zachwycaliśmy

- Był moim idolem i wyjątkową postacią w polskim tenisie. Wiadomość o jego śmierci była dla mnie szokiem. Kiedy go wspominam, mam łzy w oczach - mówi o zmarłym w środę Jacku Niedźwiedzkim Wojciech Fibak.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Jacek Niedźwiedzki Newspix / Mieczyslaw Szymkowski / Na zdjęciu: Jacek Niedźwiedzki
Niedźwiedzki był czołowym polskim tenisistą lat 70. W singlu i w deblu zdobył łącznie 10 tytułów mistrza Polski, dziewięciokrotnie reprezentował kraj w meczach Pucharu Davisa.

"Wszyscy się nim zachwycaliśmy"

Dla Fibaka, najbardziej utytułowanego gracza w historii polskiego tenisa, na początku kariery starszy o rok Niedźwiedzki był idolem. - My młodzi nie mogliśmy oderwać od niego oczu, wszyscy się nim zachwycaliśmy. Nie tylko świetnie grał, ale był też wyjątkowo przystojny. Zawsze opalony, świetny ubrany, miał świetny sprzęt.

Niedźwiedzki imponował Fibakowi także swoim stylem gry, w tamtych czasach niespotykanym u polskich graczy. - Grał pięknie, ofensywnie, wtedy bardzo nowocześnie. Często biegał do siatki, atakował po serwisie, po returnie, po skrócie. Sam starałem się grać w podobny sposób. Byliśmy z Jackiem unikatami, bo 99 procent krajowych tenisistów stawiało na przebijanie, regularność. A my lubiliśmy atakować.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Oryginalna akcja zespołu Piotra Zielińskiego

Największy sukces: Barcelona

Dwaj czołowi polscy gracze lat 70. przyjaźnili się i cenili, jednak tylko raz zagrali wspólnie w turnieju deblowym rangi ATP - w Barcelonie w 1976 roku. Zostali wtedy zwycięzcami imprezy.

- Pokonaliśmy wtedy kilka znakomitych par. Na przykład słynną parę jugosłowiańską Nikola Pilić/Żeljko Franulović. Dwa wielkie nazwiska w męskim tenisie. Pierwszy ma teraz akademię w Monachium, w której uczył się Novak Djoković, drugi jest dyrektorem turnieju ATP w Monte Carlo. W ćwierćfinale wyszarpaliśmy im zwycięstwo, w trzecim secie wygraliśmy 10-8 - wspomina Fibak.

- Pamiętam, że kiedy zaczęliśmy grać, Pilić poprosił o zmianę kortu. Stwierdził, że kort jest źle usytuowany w stosunku do słońca i przez to on jako leworęczny gracz ma problemy przy wyrzucie piłki. Powiedziałem mu: Niki, Jacek też jest leworęczny i nie protestuje. Odparł, że jest starszy, ma więcej doświadczenia i wie co mówi, a dla Jacka zmiana kortu też będzie lepsza. Na nowy kort czekaliśmy godzinę, ale Jacek faktycznie grał lepiej. Na tyle dobrze, że wygraliśmy. To był chyba największy sukces Jacka - mówi były wicelider deblowego rankingu ATP.

Z wielu wspólnych chwil spędzonych z Niedźwiedzkim Fibakowi szczególnie zapadła w pamięć wspólna wyprawa na słynny wulkan Etna, na który namówił kolegę w czasie turnieju we włoskim Palermo. - Gdy już prawie byliśmy na szczycie, ziemia zaczęła się trząść, zerwał się huraganowy wicher. Wtedy Jacek mi dziękował, że prawie zmusiłem go, żeby zabrał ze sobą sweter.

Pochodzący z Sopotu tenisista w swojej karierze grał z takimi gwiazdami, jak Bjoern Borg, Yannick Noah i Ivan Lendl. W rankingu singlowej najwyżej wspiął się na 172. miejsce. Po zejściu z kortu został trenerem, prowadził m.in. reprezentację Austrii w Pucharze Federacji oraz kadrę Bahrajnu w Pucharze Davisa.

Nie wiedzieli, że chorował

Ostatnie lata życia spędził w Berlinie i w Wiedniu. Z polskim środowiskiem tenisowym miał niewielki kontakt, dlatego w kraju nie wiedziano, że chorował na białaczkę.

- Poszukiwaliśmy go długo, próbowaliśmy zaprosić na stulecie Polskiego Związku Tenisowego. Nie odzywał się do nas i to mnie martwiło. Nikt się jednak nie spodziewał, że ma tak poważne problemy zdrowotne. Niestety, białaczkę, która w dzisiejszych czasach w wielu przypadkach jest uleczalna, zdiagnozowano u niego późno - mówi Fibak.

Wiadomość o śmierci Niedźwiedzkiego, który zmarł w środę w wieku 70 lat, była dla niego szokiem. - Zadzwonił do mnie jego najbliższy przyjaciel z Sopotu Wojtek Pietrowski, i powiedział, że Jacek zmarł. Dzień, w którym chodziłem po paryskich galeriach i muzeach, z miejsca stał się dla mnie niezwykle smutny.

- Pamiętam, jak odwiedzał mnie w Monte Carlo, jak załatwiałem mu bilety na mecze Rolanda Garrosa i razem je oglądaliśmy. Zawsze był dżentelmenem, zawsze elegancki. Kiedy o nim myślę, mam przed oczami nieprawdopodobnie przystojnego faceta o urodzie filmowego gwiazdora z Hollywood. Silnego, dobrze zbudowanego, uśmiechniętego. Trudno mi uwierzyć, że odszedł - kończy Fibak.

Czytaj także:
Historyczne osiągnięcie Igi Świątek. "Trochę wyprzedzamy czas"
Hubert Hurkacz walczy o ATP Finals. Podjął decyzję ws. obrony tytułu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×