- Kim Clijsters upadła na kolana w niewierze, a potem spojrzała w trybuny by wypatrzeć swoją córeczkę ze złotymi lokami, który poświęciła swój czas na sen by obejrzeć jak jej matka pisze bajkową historię - rozpoczyna się komentarz New York Times. Dziennik dodaje we wtorek: - Po raz kolejny wielkoszlemowa mistrzyni po historycznym i nieoczekiwanym biegu w otwartych mistrzostwach Stanów Zjednoczonych obudziła się w poniedziałek, po ledwie dwóch godzinach snu na fakt, że znów ma ranking.
26-letnia Clijsters po ledwie trzech zagranych turniejach spoza listy awansowała na 19. miejsce notowania WTA. Sama mówi jednak, że nawet po niesamowitym sukcesie, drugim wielkoszlemowym tytule w Nowym Jorku, jej priorytetem jest mała Jade.
- Znajdująca się między dwiema rzeczywistościami: mamy Kim i królowej Flushing Meadows Clijsters, jawi się jako osoba autentyczna jak niewiele, która dwa i pół roku po opuszczeniu sportu dla «prawdziwego życia», a tego lata powracająca, uzbrojona w słynne nogi, przywraca pasję sportu i wchodzi na drogę absolutnie niezwyciężonej - epicko pisze włoska La Gazzetta dello Sport.
Sloganem podążającym za Kim stał się Kim-possible, nagłówek z angielskiego brukowca Daily Mail. Clijsters była i teraz jest tym bardziej stawiana za wzór sportowca. - Piękna osoba, dała mi lekcję spokoju - mówi Serena Williams. Ze słów Clijsters bije zawsze ciepło, w jej zachowaniu widać pasję, radość i szacunek. - Tenis potrzebuje zawodniczek, które potrafią uśmiechać się i grać dobrze - przyznaje Flavia Pennetta, nowa gwiazda Top10 o wyjątkowej urodzie.
- Po raz pierwszy w historii rywalizacji kobiet w tym turnieju wygrała zawodniczka nie tylko nie zajmująca miejsca w czołówce rankingu światowego, ale w ogóle w nim nienotowana. Kim Clijsters, powracająca do aktywności po 27 miesiącach przerwy (małżeństwo i macierzyństwo) i ledwie dwoma turniejami za sobą, pokonała w finale numer dziewięć, Dunkę Caroline Wozniacki. Jak wiele razy się przekonaliśmy, komputer nie zna tenisa - komentuje mediolańska La Gazzetta.
- Zwycięstwo mamy przypomina to autorstwa Evonne Goolagong, która w 1980 roku pokonując w finale Chris Evert wygrywała swój drugi Wimbledon po urodzeniu córki (Kelly), dziewięć lat po pierwszym triumfie na londyńskiej trawie. Tak jak Evonne, również Kim jest prawdopodobnie zawodniczką najbardziej lubianą przez koleżanki. Nie należy zapominać też, że Margaret Smith po urodzeniu dziecka w 1972 roku uzbierała w kolejnym sezonie trzy czwarte Szlema - przypominają Włosi.
- Jestem szczęśliwa z powodu Kim - powiedziała Goolagong, ex tenisistka z Sydney. - Pięknie było patrzeć jak świętuje na korcie razem z córką. Kiedy ja wygrałam Wimbledon zapytano mnie czy wiem, że byłam pierwszą triumfującą tam mamą od 1914 roku i Lambert Chambers. Fantastycznie - mówi Australijka.
Kto jest lepszy od Kim? - pyta nie bez zasady w tytule paryska L'Équipe, przypominając słowa Clijsters, że tenis to dla niej tylko hobby. Dziennik przypomina inne wielkie powroty sportowców: Michaela Jordana, Nikiego Laudy, Dary Torres i Krisztiana Kulcsara. Woźniacka jest nazwana piękną przegraną, opisana jej umową z projektującą stroje Stellą McCartney oraz historia polskich rodziców (jakkolwiek z literówką przy imieniu ojca Piotra).