W tym artykule dowiesz się o:
5. Powrót Marion Bartoli
Długo trzeba było czekać, by znowu zobaczyć Bartoli w drużynie narodowej Trójkolorowych. Po dziewięciu latach dopiero Amelie Mauresmo udało się namówić Francuzkę do powrotu. W 2004 roku wystąpiła ona w półfinale i wielkim finale (za każdym razem w deblu). Kilka miesięcy temu, w dniach 20-21 kwietnia, Bartoli zagrała w meczu barażowym o Grupę Światową II z Kazachstanem. Pokonała Galinę Woskobojewą 6:0, 6:3 i Jarosławę Szwiedową 6:4, 6:3, walnie przyczyniając się do zwycięstwa swojej ekipy. Dzięki temu Francja wygrała 4-1 i zachowała miejsce wśród 16 najlepszych drużyn świata.
Marion przez długi czas nie potrafiła się porozumieć z Francuską Federacją Tenisową i z tego też powodu nie zagrała na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Bartoli chciała, aby jej ojciec mógł być obecny podczas przygotowań do meczów w Pucharze Federacji, na co nie chciał się zgodzić kapitan Nicolas Escude. Aby móc reprezentować swój kraj na igrzyskach, zawodniczka musi zagrać przynajmniej dwa razy w narodowej drużynie w trakcie olimpiady (okres czterech lat między jednymi a kolejnymi igrzyskami).
Bartoli miała wystąpić już w lutym w meczu z Niemcami, ale wtedy musiała się wycofać z powodu choroby. Kibice reprezentacji Trójkolorowych już nie zobaczą mieszkającej w Genewie wojowniczki nie tylko w tych rozgrywkach, ale w ogóle na zawodowych kortach. Na początku lipca Bartoli powetowała sobie w pełni brak występu w igrzyskach i święciła triumf w Wimbledonie (turniej olimpijski w 2012 roku także rozgrywany był w All England Club), a w sierpniu nieoczekiwanie zakończyła karierę. Jednak czy to już jest faktycznie koniec, czy może jednak Francuzka jeszcze zmieni zdanie?
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
4. Wspaniały debiut Varvary Lepchenko
Dla Lepchenko nie był to udany sezon (zaczynała go jako 21. rakieta globu, a zakończyła na 53. pozycji), ale za to zanotowała wymarzone wejście do drużyny narodowej Stanów Zjednoczonych. Amerykanki wprawdzie przegrały z Włoszkami 2-3 w I rundzie Grupy Światowej I, ale Lepchenko pokonała Robertę Vinci i Sarę Errani. W decydującym deblu, w parze z Liezel Huber, uległa ona liderkom włoskiej ekipy 2:6, 2:6.
W drugiej grze Lepchenko pokonała Vinci 2:6, 6:4, 7:5. W III partii Amerykanka od 5:1 przegrała cztery gemy z rzędu, ale w końcówce Włoszkę zaczęły łapać skurcze. - Naprawdę straciłam koncentrację i byłam trochę roztargniona, co przytrafia się wielu tenisistkom - opowiadała o końcówce meczu Lepchenko. - Po prostu walczyłam, powiedziałam sobie, że to jeszcze nie koniec meczu i wciąż mogę go wygrać. Dzień później rezydująca w Pensylwanii 27-latka pokonała w dwóch setach Sarę Errani 7:5, 6:2.
Lepchenko pochodzi z Uzbekistanu. W 2001 roku przeniosła się do Stanów Zjednoczonych (wystąpiła z wnioskiem o azyl polityczny). Oficjalnie obywatelką USA została w 2011 roku, a w ubiegłym sezonie zagrała na igrzyskach olimpijskich w Londynie. - Być częścią tego zespołu, dostać tyle wsparcia duchowego dla siebie to coś niesamowitego. Jest to takie uczucie, że nie mogę dopuścić do tego, by mój zespół przegrał, więc staram się jeszcze mocniej, bardziej niż gdy gram dla siebie. Reprezentacja naprawdę jest dla mnie ważna. Nie byłam tak zdenerwowana, ponieważ mam za sobą doświadczenie z igrzysk olimpijskich, na których byłam bardzo zdenerwowana. Powiedziałam sobie, że nie pozwolę, aby emocje zrujnowały moją szansę. Na początku byłam lekko sztywna, ale później weszłam w ten mecz - mówiła o swoim debiucie w Pucharze Federacji po spotkaniu z Vinci.
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
Zarówno Kanada, jak i Polska sezon rozpoczynały w Grupie I Strefy Kontynentalnej, a zakończyły go wśród 16 najlepszych drużyn świata. Obie reprezentacje mają jedną wiodącą tenisistkę, na której oparta jest drużyna. W Kanadzie jest to Eugenie Bouchard, objawienie 2013 roku w WTA Tour, a w Polsce Agnieszka Radwańska, po raz kolejny ulubiona tenisistka kibiców.
W Medellin (Kolumbia) odbył się turniej Grupy I Strefy Amerykańskiej. Bouchard wygrała w nim wszystkie cztery singlowe gry, a następnie w kwietniu zdobyła dwa punkty w wygranym 3-2 meczu barażowym o Grupę Światową II z Ukrainą. Przegrała wtedy 7:6(8), 3:6, 2:6 z Eliną Switoliną, nabawiając się przy tym kontuzji kostki, ale dzień później została bohaterką swojej drużyny. Pokonała 6:4, 7:5 Łesię Curenko, a w rozstrzygającej grze podwójnej w parze z Sharon Fichman zwyciężyła 6:4, 6:3 Switolinę i Curenko. Radwańska z kolei wywalczyła sześć punktów (cztery w singlu, dwa w deblu) w rozegranym w Ejlacie (Izrael) turnieju Grupy I Strefy Euro-afrykańskiej. W barażu o zaplecze elity krakowianka wygrała 6:2, 6:4 z Alison van Uytvanck i 4:6, 6:1, 6:2 z Kirsten Flipkens, a Polki pokonały 4-1 Belgijki w Koksijde.
Krakowianka rok zakończyła z bilansem gier 8-0, a Polska w Grupie Światowej II zagra po raz pierwszy od 2010 roku. - To wiele dla nas znaczy, zwłaszcza, że przez kilka lat nie graliśmy w Grupie Światowej. Próbowaliśmy każdego roku, dlatego trafiliśmy tutaj. Gram w Pucharze Federacji cały czas. To wielka rzecz dla Polski - mówiła Agnieszka Radwańska po meczu z Belgią. Punkt na wagę awansu zdobyła wtedy jej młodsza siostra Urszula Radwańska, która pokonała 6:1, 6:4 van Uytvanck. - Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa, zagrałam dzisiaj naprawdę solidnie. Alison to trudna rywalka, więc musiałam zagrać swój najlepszy tenis i tak też dzisiaj zrobiłam. Miałam 5:2 w drugim secie i straciłam nieco koncentrację. Przegrałam dwa gemy, ale udało mi się jednak wrócić i myślę, że to najważniejsze - powiedziała młodsza z krakowianek. Bouchard w tym sezonie wygrała sześć z siedmiu gier, a Kanada wraca na zaplecze elity po dwuletniej nieobecności.
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
2. Mecz Roberty Vinci z Aleksandrą Panową w finale Grupy Światowej
To spotkanie umieściliśmy w naszej liście Top 10 sezonu. Włoszki wygrały z Rosjankami 4-0, ale pierwsza gra tego finału dostarczyła kibicom niesamowitych emocji. Notowana o 123 pozycje niżej od Vinci, Panowa postawiła faworyzowanej reprezentantce gospodarzy twardy opór i była o krok od zwycięstwa. Prowadziła 7:5, 5:2, a w III secie 5:3, ale nie wykorzystała w sumie czterech piłek meczowych (trzech w II secie i jednej w III partii).
[wrzuta=3SAVT0TyKw0,w59]
Po spotkaniu Panowa powiedziała, że nie zdawała sobie sprawy, że w III secie miała piłkę meczową. Przy 6:7 i 30-30 Rosjanka popełniła podwójny błąd serwisowy, ale Vinci nie wykorzystała pierwszego meczbola (wyrzuciła forhend). Zagrała 20. drop szota w spotkaniu, a następnie pięknym minięciem bekhendowym po krosie uzyskała drugiego meczbola, przy którym Panowa zepsuła prostego bekhendowego woleja. Trwające trzy godziny i 13 minut spotkanie zakończyło się wynikiem 5:7, 7:5, 8:6 dla Włoszki.
- Każdemu się zdarza zmarnować piłki meczowe i to sprawia, że jest trudniej, ale to nie zmienia faktu, że jest 0-1 - powiedziała po pojedynku Panowa. - [Vinci] wygrała ponieważ mamy różne style: jej sprawiał, że popełniałam błędy i była to dla niej kopalnia do zdobywania punktów. Próbowałam atakować, ale się myliłam, a także ona sprawiała, że robiłam błędy. - To było dla mnie niesamowite zwycięstwo - stwierdziła Vinci. - Gdy grałam agresywnie, wyglądało to dużo lepiej, a kiedy pozostawałam z tyłu, było ciężko. To fantastyczna wygrana, kocham grać w Pucharze Federacji.
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
W całej historii Pucharu Federacji wcześniej miało miejsce tylko sześć powrotów ze stanu 0-2 po dwóch pierwszych grach, a w tym sezonie nastąpiły dwa odrębne takie przypadki. W kwietniu, w półfinale Grupy Światowej, takiej sztuki dokonały w Moskwie Rosjanki, które odwróciły losy meczu ze Słowaczkami. W lutym Szwedki odrodziły się w meczu I rundy Grupy Światowej II z Argentynkami w Buenos Aires.
Pierwszego dnia bitwy o finał Daniela Hantuchova pokonała 6:2, 6:4 Marię Kirilenko, a Dominika Cibulkova wygrała 6:2, 6:4 z Anastazją Pawluczenkową. Dzień później odrabianie strat rozpoczęła Kirilenko, która zwyciężyła 7:5, 6:1 Cibulkovą w starciu rakiet numer jeden obu drużyn. Kapitan Rosji, Szamil Tarpiszczew, podjął decyzję o desygnowaniu do czwartej gry Jekateriny Makarowej w miejsce Pawluczenkowej i ta pokonała 3:6, 6:4, 4:6 Hantuchovą. W decydującym o losach całej konfrontacji deblu Makarowa i Jelena Wiesnina wygrały 4:6, 6:3, 6:1 z Cibulkovą i Hantuchovą. Słowaczki wciąż pozostają z jednym finałem na koncie, jaki osiągnęły w 2002 roku. Wcześniej żadnej drużynie w historii nie udało się wrócić z 0-2 w walce o finał Grupy Światowej.
Argentynki prowadziły ze Szwedkami 2-0, za sprawą zwycięstw Pauli Ormaechei z Johanną Larsson (6:3, 6:0) i Florencii Molinero z Sofią Arvidsson (6:3, 2:6, 6:1). Jednak dzień później liderkę ekipy z Ameryki Południowej dopadło nieszczęście. W starciu z Sofią Arvidsson przy stanie 1-1 w setach i 3:2 dla Szwedki w rozstrzygającej partii, Ormaechea zerwała więzadła i ze łzami w oczach poddała pojedynek, przepraszając kibiców. To był kluczowy moment całego meczu. Na 2-2 wyrównała Larsson, która wygrała 6:3, 6:2 z Molinero, a w deblu Arvidsson i Larsson pokonały 6:4, 6:4 Marię Irigoyen i Mailen Auroux.
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!