Rozbity Djoković i Federer na fali - zapowiedź turnieju mężczyzn US Open

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pod nieobecność Rafaela Nadala i Juana Martina del Potro, łatwo wskazać dwóch głównych faworytów do końcowego triumfu w Nowym Jorku.

1
/ 7

Paradoksalnie, mimo fatalnych występów w Toronto i Cincinnati, Serb wciąż jest faworytem do końcowego zwycięstwa w Nowym Jorku. W ciągu ostatnich trzech lat Novak Djoković wyrobił sobie w męskim tenisie niezwykle solidną pozycję, a w turniejach Wielkiego Szlema potrafi wycisnąć z siebie przysłowiową ostatnią kroplę jak nikt inny.

Turnieje przygotowawcze do US Open w wykonaniu tenisisty z Belgradu można określić tylko jednym słowem: katastrofa. Klęska z Jo-Wilfriedem Tsongą w Ontario i sensacyjna porażka z Tommym Robredo tydzień później w Ohio przeraziły nawet najzagorzalszych fanów Serba, a sam tenisista na pomeczowych konferencjach nie ukrywał, że jest bardzo słabo dysponowany. Djoković w Toronto i Cincinnati był na korcie wolny, ospały, niezwykle pasywny i kompletnie pozbawiony jakiegokolwiek rytmu gry.

- Wiele, wiele elementów mojej gry na kortach twardych nie funkcjonuje w ostatnich tygodniach. To niefortunne, ale kompletnie oczywistym jest, że nie gram na poziomie nawet zbliżonym do tego, jaki powinienem prezentować. Muszę dalej pracować i spróbować poprawić się na US Open - powiedział po meczu z Robredo Serb.

Po fatalnym US Open Series, Djoković będzie chciał poprawić się w Nowym Jorku
Po fatalnym US Open Series, Djoković będzie chciał poprawić się w Nowym Jorku

W Djokovicia jednak wcale nie tak łatwo jest zwątpić. Podczas tegorocznego Wimbledonu, po finałowej klęsce w Paryżu, rozbity Serb miał być łatwą ofiarą dla rywali. I choć męczył się ze swoją grą w praktycznie każdym pojedynku, to uporem i siłą woli wygrywał kolejne mecze, by ostatecznie w finale pokonać Rogera Federera. Turniej w Londynie to doskonała ilustracja tego, jak bardzo Djoković odskoczył Szwajcarowi w ostatnich latach - w nie najlepszej formie, na swojej najsłabszej nawierzchni, wygrał turniej wielkoszlemowy. A finał zamienił się w dramatyczne widowisko na jego własne życzenie.

Jeśli lider rankingu w Nowym Jorku zmobilizuje się i nie odpadnie we wcześniejszej fazie imprezy, to wciąż może być niezwykle niebezpieczny. Korty twarde to żywioł Serba i potrafi na nich zamienić się w prawdziwą tenisową bestię. A patrząc na jego ostatnie występy na Flushing Meadows nasuwa się tylko jeden wniosek: zawieja czy spokój, słońce czy deszcz - Novak Djoković w US Open dochodzi co najmniej do finału.

2
/ 7

Ostatnie wyniki szwajcarskiego tenisisty są rewelacyjne. Zwycięstwo w Halle, finał Wimbledonu, finał w Toronto i triumf w Cincinnati to rezultaty niewiele odstające od najlepszych lat bazylejczyka. Federer gra znacznie pewniej niż przed rokiem, w jego oczach widać szaleńczą motywację, a zacięcie, z jakim niedawno grał kolejne trzysetowe spotkania w Kanadzie i USA musi budzić podziw. Szwajcar ma do wykonania misję: wygrać na Flushing Meadows. I nie ma cienia wątpliwości, że pragnie tego tytułu wielkoszlemowego.

Jednak sam głód gry i lepsza dyspozycja mogą być niewystarczające. Po pierwsze, forma stricte tenisowa Szwajcara, choć wysoka, daleka jest od ideału (ideału, który z racji wieku jest prawdopodobnie już poza jego zasięgiem). Federer, owszem, dużo w ostatnich miesiącach wygrywał, jednak w jego grze wciąż pojawiają się niewytłumaczalne zapaści i okresy, w których, niemalże dosłownie, wyrzuca co drugą piłkę w aut. Na dystansie siedmiu meczów, granych do trzech wygranych setów, szwajcarski tenisista nie może pozwolić sobie na korcie na niepotrzebne spacery myślowe, bo w decydującej fazie imprezy po prostu zabraknie mu sił.

Federer stanie w Nowym Jorku przed dużą szansą na 18. tytuł wielkoszlemowy
Federer stanie w Nowym Jorku przed dużą szansą na 18. tytuł wielkoszlemowy

Eliminując z równania czynniki wieku i małych niedostatków formy, cała reszta prezentuje się dla Federera wręcz doskonale. Serwis Szwajcara funkcjonuje rewelacyjnie i jest najpewniejszym elementem jego gry, a pod wodzą Stefana Edberga mistrz 17 turniejów wielkoszlemowych z młodzieńczym zapałem biega do siatki i skraca punkty. Rywale ponownie zaczęli się go bać, a Federer odzyskał pewność gry, której przed rokiem tak mu brakowało.

- W zeszłym roku wychodziłem na kort i przeprowadzałem trzygodzinne sesje treningowe, czasami po meczach urządzałem sobie dodatkowe treningi. W tym sezonie nie muszę tego robić. Wiem, że mój tenis jest dokładnie tam, gdzie sobie tego życzę. Teraz chodzi tylko o utrzymanie tego poziomu - mówił Federer w wywiadzie ze "Sports Illustrated".

Nie można zignorować także niezwykle sprzyjającego losowania Szwajcara w Nowym Jorku. W turnieju nie zagrają Rafael Nadal i Juan Martín del Potro, a praktycznie wszyscy rywale groźni dla Federera wylądowali w górnej połówce drabinki. Droga do finału zdaje się stać otworem.

Wciąż jednak trudno wyrzucić z pamięci rok 2012, gdy szwajcarski tenisista najpierw w świetnym stylu wygrał Wimbledon, potem w Cincinnati rozniósł rywali, demolując w finale Novaka Djokovicia, by na US Open paść w ćwierćfinale z rąk cieniującego od miesięcy Tomasa Berdycha. Zalecany jest umiarkowany optymizm.

3
/ 7

Szkot powoli zaczyna nadużywać kredytu zaufania i turniej w Nowym Jorku to jego ostatnia szansa, by uratować fatalny sezon. Andy Murray przez cały rok nawet nie zbliżył się do poziomu, który prezentował przed operacją pleców i tydzień w tydzień rozczarowuje. Bez Ivana Lendla na pokładzie, szkocki tenisista wygląda na zagubionego, jakby nie do końca wiedział, co zrobić, by znów zacząć wygrywać. Bez turniejowego finału, bez zwycięstwa z tenisistą z Top 10 - mistrz nowojorskiej imprezy sprzed dwóch lat jest w poważnym dołku.

Pierwszym krokiem ku lepszemu miało być znalezienie następcy czeskiego trenera. Padło na Amelie Mauresmo, a Szkot ceni sobie współpracę z francuską mistrzynią wielkoszlemową: - Urozmaicona gra dobrze jej [Mauresmo] służyła i dobrze wykorzystywana naprawdę robi różnicę. Grałem tak, gdy byłem młodszy i gdy miałem 21, 22 lata. Gdy zacząłem wygrywać, grałem wysokoprocentowy, solidny tenis, nie popełniałem błędów i trochę o tym zapomniałem - mówił Szkot w rozmowie z "The Guardian", opisując różnice między Lendlem i Mauresmo.

US Open to ostatnia szansa dla Murraya na uratowanie sezonu
US Open to ostatnia szansa dla Murraya na uratowanie sezonu

Po nieudanej kampanii wimbledońskiej, w Ameryce Północnej tenis Murraya wyglądał trochę lepiej. Nieco żywszy, bardziej energetyczny, ale nadal niedoskonały. Po siedmiu miesiącach od powrotu na korty, Szkotowi wciąż brakuje pewności i instynktu kortowego zabójcy. Spotkanie z Jo-Wilfriedem Tsongą wypuścił w decydującym secie, a tydzień później przegrał seta z Rogerem Federerem mimo przewagi dwóch przełamań. Murray powoli budzi się z letargu, ale wciąż nie potrafi zadać decydującego ciosu.

- Dobrze się czuję, moje treningi przebiegają dobrze. Muszę tylko odzyskać mentalność zwycięzcy - skomentował szkocki tenisista.

Losowanie Murraya w Nowym Jorku było niepomyślne i strach pomyśleć, jak mogłoby wyglądać, gdyby z turnieju nie wycofał się Rafael Nadal i Szkot byłby rozstawiony poza czołową ósemką. Takie są jednak konsekwencje długich zastojów w grze - by zwyciężyć, Murray prawdopodobnie będzie musiał pokonać na Flushing Meadows czterech klasowych rywali. Zadanie trudne, ale nie niewykonalne. Mistrz turnieju sprzed dwóch musi wreszcie zacząć doprowadzać do szewskiej pasji nie tylko siebie, ale także rywali.

4
/ 7

W nowojorskiej talii ze 128 kartami, Jo-Wilfried Tsonga będzie jednym z jokerów. Wydawało się, że trwający od prawie dwóch lat kryzys - wcale już niemłodego Francuza - będzie tym ostatecznym, odcinającym tenisistę od ścisłej czołówki. Tymczasem Tsonga w Toronto zszokował cały tenisowy świat i odprawił kolejno Novaka Djokovicia, Andy'ego Murraya, Grigora Dimitrowa oraz Rogera Federera, tracąc w tych czterech spotkaniach zaledwie jednego seta.

Francuz ponownie porwał publiczność i zaskoczył rywali tym, co potrafi robić najlepiej. Prostym, acz niezwykle skutecznym tenisem, opartym na potężnym serwisie, forhendzie i braku lęku przed ryzykiem. Dyspozycja serwisowa Tsongi w Kanadzie była piorunująca i doskonale pokazała, jak groźnym staje się tenisistą, gdy tylko odpowiednio wspiera go pierwsze podanie.

- Wciąż wierzyłem w siebie, mimo że sporo osób zaczynało wątpić. Ciężko pracuję, odnalazłem motywację, chcę zwyciężać i grać swój najlepszy tenis. Z tygodnia na tydzień gram lepiej, dobrze prezentowałem się już w Paryżu i Londynie. To dla mnie ważny tytuł, ważny dla moich ambicji i całej kariery - mówił po zwycięstwie Francuz.

Po rewelacyjnym występie w Toronto, Tsonga będzie chciał pójść za ciosem w Nowym Jorku
Po rewelacyjnym występie w Toronto, Tsonga będzie chciał pójść za ciosem w Nowym Jorku

Największym atutem Francuza jest jego nieprzewidywalność na korcie. Były finalista Australian Open wpada czasami na co najmniej nieszablonowe pomysły i zagrywa piłki, o których bardziej wyrachowani rywale nawet by nie pomyśleli, co owocuje zarówno efektownymi zwycięstwami, jak i pięknymi katastrofami. Tsonga to typ tenisisty, który gra seriami. Gdy mu się wiedzie, jest w rytmie, staje się piekielnie niebezpiecznym rywalem, zdolnym do pokonania każdego. Francuz nie boi się wygrywać z najlepszymi i świetnie czuje się w świetle reflektorów na największych kortach świata.

Co ważniejsze, nie zadowala się pojedynczym zwycięstwem. W ostatnich latach trudno policzyć przypadki tenisistów, którzy po sprawieniu niespodzianki w kolejnym spotkaniu nie byli w stanie odzyskać wewnętrznej równowagi. Tsonga do nich się nie zalicza - mentalnie jest od nich dojrzalszy i silniejszy.

Jaką wagę należy przywiązywać do wpadki w Cincinnati? Chyba niedużą. Tsondze w Ohio nie przysługiwał wolny los i po wygraniu sześciu pojedynków w Toronto, już we wtorek musiał wyjść na kort w kolejnej imprezie. W Nowym Jorku Francuz powinien być wypoczęty i bardzo groźny.

5
/ 7

Kanadyjczyk nie gra pięknie, lecz nie można odmówić mu ani charakteru, ani umiejętności. Pod okiem Ivana Ljubicicia Milos Raonić doskonali swoje dwa największe atuty - potężny serwis i forhend - ale jednocześnie rozwija się w innych aspektach tenisowego rzemiosła (przede wszystkim częściej wchodzi w kort i przejmuje inicjatywę), co daje świetne efekty.

W tym sezonie Raonić udanie kontynuuje swoją marszrutę ku najściślejszej czołówce, poprawiając swoje najlepsze osiągnięcia. Najpierw, w Paryżu, po raz pierwszy zagrał w wielkoszlemowym ćwierćfinale, miesiąc później walczył o finał na trawnikach Wimbledonu, a po przerwie wygrał w Waszyngtonie pierwszy w karierze turniej rangi ATP World Tour 500. Pochodzący z Podgoricy tenisista przede wszystkim uspokoił własną grę i do minimum ograniczył porażki z niżej notowanymi tenisistami. Stabilizacja formy pozwoliła mu na wyraźny awans w rankingu i nabranie wiary we własnej możliwości, napędzającej kanadyjską machinę.

W Londynie Raonić grał w pierwszym półfinale Wielkiego Szlema. Czas na finał?
W Londynie Raonić grał w pierwszym półfinale Wielkiego Szlema. Czas na finał?

Choć w kabaretowych okolicznościach, Raonić wygrał tegoroczną klasyfikację US Open Series (otrzymał bonus punktowy za wystąpienie w trzech imprezach, dzięki któremu przegonił Rogera Federera) i udowodnił, że na Flushing Meadows trzeba będzie traktować go poważnie. Kanadyjski zawodnik niejednokrotnie już stawiał poważny opór najlepszym tenisistom świata, jednak wciąż można odnieść wrażenie, że nieco się gubi, gdy stawka pojedynku jest naprawdę wysoka.

Zeszłoroczna edycja nowojorskiej lewy Wielkiego Szlema była dla Raonicia przełomową. Kanadyjczyk był o krok od osiągnięcia ćwierćfinału i w meczu z Richardem Gasquetem miał piłki meczowe, by ostatecznie obejść się smakiem. Właśnie ta porażka zmotywowała go do jeszcze cięższej pracy, której efekty dziś widać. Tandem Ljubicić-Raonić funkcjonuje płynnie i bez zgrzytów, a przy odrobinie szczęścia najlepszy tenisista młodego pokolenia może w Nowym Jorku pokusić się o doskonały wynik.

6
/ 7

Jak w każdym dużym turnieju, David Ferrer nie jest jednym z głównych kandydatów do zwycięstwa, ale w przypadku porażek największych faworytów błyskawicznie wykorzysta sytuację i zajmie ich miejsce. Turniej w Cincinnati był przykładem typowego ferrerowskiego ataku z drugiego szeregu - gdy najwyżej rozstawieni tenisiści w jego połówce jeden po drugim odpadali z imprezy, walencjanin gryzł kort i wyrywał rywalom kolejne zwycięstwa. I tak aż do finału, gdzie w pojedynku z Rogerem Federerem także miał swoje szanse.

Finał Ferrera w Cincinnati był pewnym zaskoczeniem, bowiem ostatnie miesiące sygnalizowały lekką zadyszkę hiszpańskiego tenisisty. Niecodzienne porażki na kortach ziemnych w Europie i trzysetowe męczarnie ze znacznie niżej notowanymi przeciwnikami we wczesnych rundach w Kanadzie i USA nie zapowiadały tak znakomitego zwieńczenia US Open Series przez Hiszpana.

- Oczywiście, nabrałem pewności. W Toronto zagrałem w ćwierćfinale, tutaj [w Cincinnati] osiągnąłem finał, każdego dnia grając dobrze, coraz lepiej. US Open to turniej do trzech wygranych setów, grany innymi piłkami i w innych warunkach, ale jestem z siebie zadowolony - mówił po przegranym finale Ferrer.

W Nowym Jorku Ferrer będzie, jak zwykle, atakować z drugiego szeregu
W Nowym Jorku Ferrer będzie, jak zwykle, atakować z drugiego szeregu

Tenis Hiszpana ma ewidentne braki, które tenisiści pokroju Djokovicia czy wspominanego Federera potrafią bezlitośnie wykorzystywać. Jednak poza tą dwójką, każdy z pozostałych zawodników w stawce jest jak najbardziej w zasięgu walencjanina i można być pewnym, że w Nowym Jorku będzie walczyć o każdą piłkę. Wbrew pozorom umie on grać na kortach twardych i z pewnością wykracza poza sztywne ramy specjalisty od gry na ceglanej mączce.

Co więcej, Ferrer doskonale umie wykorzystywać słabszą dyspozycję przeciwników, nawet tych najwyższego kalibru. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy dwukrotnie pokonał Rafaela Nadala i sprawiał ogromne kłopoty Novakowi Djokoviciowi. Jeśli któremuś z faworytów w Nowym Jorku podwinie się noga, Hiszpan będzie pierwszym który to wykorzysta.

7
/ 7

Triumf w Australian Open miał być dla Szwajcara przełomowym momentem w karierze, jednak od tego czasu Stana Wawrinkę dopadło wypalenie i stagnacja. Mimo krótkiego przebudzenia w Monte Carlo, tenisista z Lozanny ostatnio częściej zawodzi niż nawiązuje do kapitalnego tenisa z Melbourne i ma ogromne kłopoty z utrzymaniem wysokiej dyspozycji.

Wawrinka w ostatnich miesiącach faluje w czasie meczów niczym jego bardziej utytułowany rodak. Przeplata partie wręcz doskonałe, pełne uderzeń kończących z obu skrzydeł, z fatalnymi, podczas których najprostsze uderzenia sprawiają mu kłopoty. Szwajcar potrafi się rozpędzić w pierwszym secie, by potem boleśnie uderzyć głową w mur w kolejnych odsłonach, jak chociażby w ćwierćfinale Wimbledonu, właśnie przeciwko Rogerowi Federerowi. Partia otwarcia to koncert gry Wawrinki, który dominował nad swoim kolegą z reprezentacji w każdym aspekcie, by potem krok po kroku tracić impet. W Cincinnati, przeciwko Julienowi Benneteau, Szwajcar zaprezentował dokładnie to samo.

Wawrinka w Melbourne przerwał hegemonię Wielkiej Czwórki i stać go na to także w Nowym Jorku
Wawrinka w Melbourne przerwał hegemonię Wielkiej Czwórki i stać go na to także w Nowym Jorku

Wawrinka to jedyny tenisista w czołówce, który nie zawdzięcza swojej pozycji regularnym, solidnym występom i na korcie to doskonale widać. Jego problemem nie jest brak umiejętności czy kłopoty z przygotowaniem fizycznym, tylko brak stabilizacji. Magnus Norman stoi przed trudnym zadaniem uspokojenia i poukładania gry swojego podopiecznego, ale jeśli mu się uda, to w Nowym Jorku jeszcze raz może ukazać się Stan the Man.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (4)
avatar
pedro
23.08.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Odjechał redaktor Pałuba! Najlepsze zapki tylko na SF!  
avatar
RF
23.08.2014
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
I znowu ten Raonic, nr1 od zapychania dziur w typowaniach zwycięscy turnieju. Nie wygrał jeszcze żadnego dużego turnieju, dostaje regulrne lanie od czołówki (z aktualnym Top 5 jeszcze nie wygr Czytaj całość
avatar
RvR
23.08.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Tylko Muzza! Ognia! :)