Kraj zniszczony wojną. Osobista tragedia kapitana i wielka feta w Belgradzie. Tak Serbowie zostali bohaterami kraju

Getty Images / Clive Brunskill /Allsport / Na zdjęciu: Reprezentacja Jugosławii po zdobyciu złota na IO w Sydney
Getty Images / Clive Brunskill /Allsport / Na zdjęciu: Reprezentacja Jugosławii po zdobyciu złota na IO w Sydney

Kraj zniszczony wojną szukał nowych bohaterów. Drużyną wstrząsnęła tragedia kapitana, który musiał w trakcie igrzysk wrócić do Serbii. A i tak zostali bohaterami kraju. - Brąz w Atlancie był czymś niesamowitym - mówi nam Nikola Grbić.

Trwają igrzyska w Atlancie. Siatkarska reprezentacja Serbii stoi przed historyczną szansą zdobycia medalu na igrzyskach. Szło im znakomicie, wygrali pierwsze trzy mecze. Jednak później drużyną wstrząsnęła tragiczna historia kapitana, Dejana Brdjovicia.

Zawodnik pojechał do Atlanty, mimo poważnej choroby syna, który wtedy miał zaledwie roczek. Po meczu z Tunezją przyszła tragiczna wiadomość.

Brdjović dowiedział się o śmierci syna. I choć był kapitanem drużyny, która właśnie stanęła przed historyczną szansą, wyjechał z wioski olimpijskiej. - Daliśmy mu obietnicę, że przywieziemy mu medal. To był wielki cios dla nas wszystkich, ale trzeba było grać dalej. Już nic nie było takie jak wcześniej - przyznał Slobodan Kovac w rozmowie z portalem odbojka-volleyball.com

Sportowe embargo i wielki sukces

Dla Serbów już sam awans na igrzyska był ogromnym osiągnięciem. Przez wiele lat na kraj było nałożone tzw. sportowe embargo, reprezentacje nie mogły uczestniczyć w oficjalnych turniejach. Wszyscy pamiętają historię Danii w piłkarskim Euro 1992, która o awansie dowiedziała się kilka dni przed turniejem i go wygrała. Nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie sankcje nałożone wtedy na Jugosławię, która została wykluczona z turnieju z powodu wojny.

ZOBACZ WIDEO: To będą gorące igrzyska! Sofia Ennaoui zdradza jak przygotować się na starty w upalne dni

Tak samo było również i w innych sportach. Nic dziwnego, że gdy Serbowie znowu mogli wyjść na boisko, to nawet na błahych meczach zbierały się tłumy. Tak było w przypadku spotkań kwalifikacyjnych do siatkarskich mistrzostw Europy w 1995 roku. Podczas starć z Danią i Hiszpanią hala pękała w szwach.

- Kiedy zaczęliśmy robić dobre wyniki, to sytuacja polityczna w kraju była niesamowicie trudna. Z tego powodu wiele ludzi się utożsamiało z nami, mówili, że jesteśmy bojownikami o sprawiedliwość. Chcieli też być członkami walki z silnymi, bogatymi krajami, z którymi byliśmy w konflikcie. Nie chcę mówić, że byliśmy bohaterami kraju, ale nas podziwiano - ocenił dla WP SportoweFakty rozgrywający tamtej ekipy Nikola Grbić. Serb obecnie jest trenerem i poprowadził Grupę Azoty ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle do triumfu w tegorocznej Lidze Mistrzów. Obecnie jest szkoleniowcem Sir Sicoma Monini Perugia.

Kwalifikacje potoczyły się po myśli ekipy Grbicia. Na mistrzostwa Europy jechali jednak bez większych nadziei, ale od tego rezultatu zaczął się wielki okres serbskiej siatkówki. Kompletnie nikt na nich nie stawiał, jednak tamtejsza reprezentacja dostała się do półfinału. W nim uległa Włochom, ale ostatecznie zdobyła brązowy medal, pokonując w meczu o 3. miejsce Bułgarię bez straty seta.

Ten rezultat dał im przepustkę do walki o igrzyska olimpijskie. W kwalifikacjach nie mieli już większych problemów, ograli Niemców, Chińczyków i Australijczyków. W Atlancie znaleźli się w trudnej grupie z Włochami, Holandią, Rosją, Koreą Południową oraz Tunezją. Zajęli w niej 3. miejsce.

W ćwierćfinale czekali na nich obrońcy tytułu, Brazylijczycy. Mecz był zacięty, ale to podopieczni Zorana Gajicia zwyciężyli po pięciu setach zażartej walki. Później doznali smaku porażki, w półfinale przegrali z Włochami. Medal wywalczyli sobie po zwycięstwie nad Rosją 3:1.

- Absolutny szczyt naszej popularności był wtedy, kiedy zdobyliśmy brązowy medal na igrzyskach w Atlancie w 1996 roku. Nikt tego od nas nie oczekiwał, to była niespodzianka dla całego siatkarskiego świata. Mecze kwalifikacyjne w 1994 i 1995 roku rozgrywaliśmy przy pełnych trybunach, ale to też dlatego, że znajdowaliśmy się tuż po embargu. Kiedy zdobyliśmy brąz na ME 1995 to też zostało zauważone, ale boom był wtedy, kiedy zdobyliśmy rok później medal olimpijski – ocenił nasz rozmówca, dla którego, jak sam ocenia, był to najważniejszy medal w karierze.

- Jeśli chodzi o takie osobiste, emocjonalne znaczenie to brąz w Atlancie był czymś niesamowitym. W tym momencie rozważałem zakończenie kariery z powodu zdobycia medalu olimpijskiego – wyjawił Grbić, który w 1996 roku miał zaledwie 23 lata. - Ten rezultat był tak wielki, nieoczekiwany i ważny, że myślałem, że już nic ważniejszego się w mojej karierze nie wydarzy. Na szczęście jednak podjąłem inną decyzję - dodał Serb, który zawodniczą karierę zakończył ostatecznie w 2014 roku.

Niszczycielski konflikt i życie w ciągłym strachu

W latach 90. XX wieku Jugosławia, najbogatszy kraj wschodniej Europy po II wojnie światowej, rozpadała się. Już od kilkunastu lat w państwie, które jest zlepkiem różnych narodowości, zaczynały dochodzić do głosu tendencje nacjonalistyczne. Wszyscy chcieli mieć własne państwa. Słoweńcy mieli najwięcej szczęścia, bowiem wojna z ich udziałem trwała zaledwie 10 dni i pochłonęła stosunkowo niewiele ofiar.

Jednak Chorwacja, Bośnia i Hercegowina oraz Jugosławia (która w 2003 roku zmieni nazwę na Serbię i Czarnogórę) wyszły z tego kilkuletniego konfliktu kompletnie zdewastowane. Nie tylko przez zniszczenia wojenne, ale na Serbię i Czarnogórę zostało nałożone embargo, które zrujnowało kraj ekonomicznie. Tamtejsze PKB w latach 1990-2000 zmniejszyło się prawie trzykrotnie.

- To były niesamowicie ciężkie czasy z powodów politycznych. Nasz kraj był pod embargiem, były naciski ze strony zachodnich krajów ze względu na nasze wewnętrzne problemy. To miało ogromny wpływ na ekonomię kraju, a także na zwykłych ludzi - wyjaśnił Serb.

1995 rok dla większości krajów byłej Jugosławii oznaczał długo wyczekiwany pokój i szanse na odbudowę kraju po wojnie. Jednak nie dla Serbii, gdzie wciąż rządził autorytarny Slobodan Milosević. Pod koniec lat 90. wybuchł konflikt w Kosowie, który zakończył się interwencją wojsk NATO w 1999 roku. Nie mieli jednak oni zgody ONZ na przeprowadzenie nalotów. Mocno ucierpiał wtedy m.in. Nowy Sad.

- Wszystkie mosty w Nowym Sadzie zostały zbombardowane, a w Belgradzie żaden. Kraj był bardzo zniszczony. 19 bogatych państw zdecydowało, że nas zbombarduje. Byliśmy suwerennym krajem, który próbował rozwiązywać swoje problemy. To był absolutny precedens, ponieważ to zostało zrobione bez zgody Organizacji Narodów Zjednoczonych, które wcześniej wyrażały zgodę na takie interwencje - wyjaśnił Grbić.

Ucierpieli także cywile. Pocisk trafił m.in. w cywilny pociąg, zniszczono wiele mostów oraz domów. Według różnych szacunków oprócz ok. tysiąca mundurowych zginęło od 500 do nawet 2000 postronnych osób. Z Kosowa zostały wycofane serbskie wojska i umieszczone zostały siły pokojowe.

- Oczywiście, zawsze kiedy jest przeprowadzane bombardowanie, to są ofiary wśród cywili, w naszym przypadku byli to również ludzie, którzy pracowali w lokalnej telewizji. Wróciły czasy, które nie miały nigdy powrócić - stwierdził były rozgrywający, który w tym czasie przebywał poza swoją ojczyzną.

- Ja oraz wszyscy inni gracze byli poza krajem w tym czasie. Śledziłem tę sytuację z Włoch, w których wtedy grałem. Pozostawałem w kontakcie z rodziną i przyjaciółmi. Czasem było dramatycznie, bo nigdy nie wiedziałeś, gdzie spadną bomby. To nie była klasyczna wojna, o których się uczy w szkołach. Nie było wielkich bitew, po prostu bombardowano nas z 10 kilometrów i czekaliśmy na to, gdzie spadną bomby - zakończył Nikola Grbić.

Serbowie na salonach

Od czasu brązu w Atlancie ekipa Grbicia weszła na salony światowej siatkówki. W 1997 roku zdobyli srebro mistrzostw Europy, musieli uznać wyższość Holendrów. Rok później zagrali w finale mistrzostw świata, w którym ulegli Włochom. Historyczny rezultat osiągnęli jednak dwa lata później, na igrzyskach w Sydney.

Reprezentacja Jugosławii rozpoczęła je fatalnie. Przegrała dwa pierwsze spotkania, jednak zdołała wyjść z grupy. W ćwierćfinale mierzyli się z obrońcami tytułu, Holendrami. Tam wykaraskali się z trudnej sytuacji w tie-breaku. Później nie było już na nich mocnych. W półfinale ograli Włochów, a w finale Rosjan. Największe osiągnięcie w historii serbskiej siatkówki stało się faktem.

- Zaczęliśmy bardzo źle. Przegraliśmy pierwsze dwa mecze z Włochami oraz Rosją. Później zaczęliśmy wygrywać i już nie przestaliśmy. Osiągnęliśmy szczyt formy. W ćwierćfinale wydobyliśmy się z bardzo trudnej sytuacji, przegrywaliśmy 8:10, Holendrzy mieli piłkę w górze, żeby odskoczyć nam na trzy "oczka". Nie wykorzystali tej sytuacji, a później, używając koronawirusowej metafory, zdobyliśmy przeciwciała, żeby wykaraskać się z trudnych sytuacji. Półfinał i finał to już nasza najlepsza siatkówka - wyznał Grbić.

Do historii przeszła ta akcja w finale Vladimira Grbicia.

Na zawodników czekała wielka feta i po ich powrocie do Belgradu czekały na nich tysiące ludzi. "Piłka ze złota" - pisała wtedy serbska gazeta "Vreme", która zauważyła, że Serbia jest jednym oprócz z ZSRR krajem, który zdobył złoto olimpijskie w piłce nożnej, siatkówce, piłce ręcznej, koszykówce oraz piłce wodnej.

To nie był ostatni triumf tamtejszej siatkówki. W 2001 roku wygrali mistrzostwa Europy. Jednak już nigdy później nie stanęli na podium igrzysk. Ostatni raz Serbowie wystąpili na IO w 2012 roku, zabrakło ich w Rio de Janeiro, nie zagrają też w Tokio.

Czytaj więcej:
Tokio 2020. Reprezentacja Polski niedostępna dla mediów. Siatkarze koncentrują się na meczu z Iranem
Tokio 2020. To oni będą błyszczeć na parkietach. Największe gwiazdy siatkarskiego turnieju

Komentarze (0)