Renata Mauer-Różańska: Jak tylko zbliżają się igrzyska, nie potrafię myśleć o czymś innym

WP SportoweFakty / Michał Chwieduk/Fokusmedia/Newspix / Na zdjęciu: Renata Mauer-Różańska
WP SportoweFakty / Michał Chwieduk/Fokusmedia/Newspix / Na zdjęciu: Renata Mauer-Różańska

- Sercem i myślami jestem z Polakami. Sama chyba jestem zaprogramowana na igrzyska. Ostatnie trzy noce z rzędu budzę się o 2:00, patrzę na zegarek i się zastanawiam, dlaczego nie śpię. A to godzina startu zawodów – opowiada nam mistrzyni olimpijska.

[color=#222222]

Renata Mauer-Różańska do dziś jest uznawana za jedną z najwybitniejszych polskich olimpijek w historii. Sama nie może doczekać się startu zmagań w Tokio. W rozmowie z WP SportoweFakty mistrzyni olimpijska z Atlanty i Sydney wskazuje na zmiany, na które warto zwrócić uwagę podczas zawodów w strzelectwie. Chciałaby, żeby strzelectwo sportowe było coraz popularniejsze.
[/color]
- Niewiele klubów w Polsce prowadzi takie szkolenie, bo jest ono kosztowne. Trzeba pozyskiwać pieniądze od samorządów i ministerstwa, a nie każdy to potrafi i się na tym zna. Trzeba wiedzieć, jak napisać oferty, żeby takie dofinansowanie uzyskać. Łatwiej utworzyć klub, który daje możliwość strzelania dla samej rekreacji – [color=#222222]wskazuje w rozmowie z nami.

Marcin Borciuch, WP SportoweFakty: Mamy igrzyska w czasie pandemii, decyzją organizatorów bez udziału kibiców. Cisza chyba sprzyja strzelectwu sportowemu.

Renata Mauer-Różańska, dwukrotna mistrzyni olimpijska w strzelectwie: Brak kibiców nie będzie miał większego znaczenia, ponieważ [/color]strzelcy używają ochraniaczy słuchu, żeby odizolować się od publiczności. Kilka lat temu międzynarodowa federacja strzelecka zmieniła przepisy rozgrywania kwalifikacji i finałów. Kibicom wolno krzyczeć i przeszkadzać. Wcześniej tego nie było. Nietaktem było okazywanie emocji w momencie, kiedy ktokolwiek jeszcze strzelał. W kwalifikacjach publiczność czekała, aż wszyscy skończą serie strzałów. W finale każdy strzał jest oddawany w określonym czasie, od komendy "start" do komendy "stop". To było 75 sekund, a obecnie to 45 sekund. W czasie strzelania ma grać muzyka, a publiczność może robić wszystko - klaskać, śpiewać, itd. Strzelcy zdążyli już się[color=#222222] przyzwyczaić, że na strzelnicy nie jest cicho.

ZOBACZ WIDEO: To kluczowy aspekt podczas igrzysk w Tokio? "Nie będzie kontaktu z innymi ludźmi"

[/color]
Gdyby pani kontynuowała dziś karierę, wolałaby pani strzelać w całkowitej ciszy, czy przy takim głośnym dopingu z trybun?

Zawsze uważałam, że ta cisza pokazywała takt publiczności, która nie chciała przeszkadzać zawodnikom. To było wyjątkowe. Teraz wprowadzone są inne zwyczaje. Pamiętam, że takie głośne kibicowanie w trakcie oddawania strzałów było modne w lidze niemieckiej. Natomiast na międzynarodowych imprezach, które znajdowały się w oficjalnym kalendarzu światowej federacji, obowiązywały inne zasady.

To jest dość duża nowość dla widza, który ogląda strzelectwo głównie podczas igrzysk. W takim razie co powinna taka osoba jeszcze wiedzieć o strzelectwie, a nie widzi tego na pierwszy rzut oka?

Kibic jest dziś na bieżąco ze wszystkimi strzałami, ponieważ nad każdym zawodnikiem jest umieszczony monitor, na którym widać każdy strzał. Zarówno w kwalifikacjach, jak i w finale. Jest także jedna tablica ze wszystkimi wynikami, z tabelą aktualizowaną po każdym strzale. Może być takich tablic więcej, w zależności od tego, jak duże są trybuny.

Zatem strzelectwo nie jest skomplikowanym sportem dla widza.

Gdy uprawiałam strzelectwo, to w ciągu moich ostatnich 2 lat wprowadzono nowe zasady rozgrywania finałów. Do tej pory strzela 8 zawodników lub zawodniczek, ale nie ocenia się już tylko 10 strzałów i ewentualnych w dogrywce. W strzelaniach pneumatycznych maksymalnie oddaje się 24 strzały (plus ewentualna dogrywka), a po 12 odpada najsłabszy z finału. Po następnych 2 strzałach z finałem żegna się kolejny itd. Ostatnie dwa strzały finałowe oddaje najlepsza dwójka, która walczy o zwycięstwo. W strzelaniu z karabinu dowolnego w finale strzela się już w trzech postawach, po 15 strzałów w każdej. Po 40 strzałach odpada dwóch, po każdym następnym strzale odpada kolejny. Ostatni, 45. strzał, oddają pierwszy i drugi zawodnik.

Strzelectwo się zmienia na przestrzeni lat. Jednak czy jest coś, co się nie zmienia, jest takie ponadczasowe w tej dyscyplinie?

Najmniej zmienia się technika strzelania. Zmienia się taktyka, zmieniają się warunki na strzelnicy. Strzelectwo jest dyscypliną, w której ciągle się coś zmienia, ponieważ jest bardzo techniczna. W tym sporcie wykorzystuje się wszelkie nowości. Coraz bliższa doskonałości jest broń. Jeżeli się nie posiada tej najnowszej broni, to szanse na wygraną znacznie się zmniejszają. Takim przełomowym momentem było wprowadzenie najnowszej technologii w karabinkach pneumatycznych. Spowodowało to wzrost wyników o co najmniej 10 punktów.

Całe szczęście, że reprezentacja Polski dysponuje takim sprzętem. Dziś stać nas na to. Pamiętam jednak czasy, to były lata 80., kiedy wszystko trzeba było kupować za dewizy i z wyposażeniem strzeleckim byliśmy z tyłu, za krajami bogatszymi od naszego.

Zmiany dotyczą też liczby strzałów w konkurencjach kobiet. Zostały one wyrównane z liczbą strzałów w konkurencjach mężczyzn. W strzelaniach pneumatycznych o 20 strzałów, w karabinie dowolnym o 60 (przed tą zmianą kobiety strzelały z lżejszego karabinu sportowego). W konkurencjach skeet i trap kobiety mają do trafienia taką samą liczbę rzutków jak mężczyźni. Skrócono także czas strzelania w kwalifikacjach. Żeby szczegółowo opisać zmiany, trzeba by przytoczyć prawie cały regulamin.

Stać nas na sprzęt, to świetna wiadomość, ale abstrahując od tego: w jakim stanie jest polskie strzelectwo sportowe w 2021 roku?

Mamy do czynienia z coraz większym zainteresowaniem strzelectwem u osób dorosłych. Powstaje wiele nowych klubów, w których mogą uprawiać ten sport rekreacyjnie. Wszystkich jest już ponad 380. Niestety, gorzej jest ze szkoleniem dzieci i młodzieży. Zajmują się tym tylko te kluby, które szkoliły już wcześniej. Jest ich ok. 50-60. Nowe mają nastawienie, żeby pozwolić uprawiać strzelectwo na poziomie amatorskim.

Młodzi często rezygnują z takich rzeczy, bo np. nie są w stanie pogodzić tego ze studiami w mieście oddalonym nawet o kilkaset kilometrów. Może to też stanowi problem?

Myślę, że to nie tylko o to chodzi. Po prostu niewiele klubów w Polsce prowadzi takie szkolenie, bo jest ono kosztowne. Trzeba pozyskiwać środki od samorządów i ministerstwa, a nie każdy to potrafi i się na tym zna. Trzeba wiedzieć, jak napisać oferty, żeby takie dofinansowanie uzyskać. Łatwiej utworzyć klub, który daje możliwość strzelania dla samej rekreacji.

Mimo wszystko udaje się wysłać reprezentantów na igrzyska.

Na szczęście największe kluby prowadzą szkolenie. Do tego grona należą m. in. Śląsk Wrocław, Zawisza Bydgoszcz, Legia Warszawa, Gwardia Zielona Góra, Flota Gdynia, Kaliber Białystok, Dragon Siedlce, Gwardia Olsztyn i Agat Złotoryja. Tam pracują trenerzy odpowiednio przygotowani do tej pracy. Żałuję, że więcej klubów tego szkolenia nie prowadzi, ale może nie wiedzą, jak to robić. Myślę jednak, że to ma przed sobą przyszłość, że da się zachęcić kolejne kluby do szkolenia.

Po to też rozmawiamy, może po tym wywiadzie ktoś spróbuje.

Zależy mi na promocji strzelectwa. Mamy coraz więcej posiadaczy licencji! Takie osoby można liczyć w tysiącach. Licencję ma zarówno zawodnik, który regularnie trenuje, jak i taka osoba, która strzela od czasu do czasu. Aby zdobyć licencję, trzeba być członkiem klubu, zdać egzamin, zrobić wymagane badania lekarskie. Potrzebna jest, żeby brać udział w zawodach. Bez tego nie dostanie się pozwolenia na posiadanie broni.

Obecność w wojsku jakoś pomaga? Jedna z naszych zawodniczek, Klaudia Breś, jest żołnierzem Sił Zbrojnych RP.

Tylko jedna zawodniczka nie ma podpisanego kontraktu z wojskiem, jest nią Aleksandra Jarmolińska. Natomiast pozostali są członkami wojskowego zespołu sportowego. W wojsku strzela się prawie we wszystkich konkurencjach olimpijskich oraz nieolimpijskich poza strzelaniami pneumatycznymi. Są rozgrywane mistrzostwa świata wojsk, a od 1995 r. organizowane są co 4 lata igrzyska wojskowe. Zresztą sama startowałam na takich igrzyskach, na tych pierwszych w Rzymie. Jako zawodniczka Wojskowego Klubu Sportowego Śląsk Wrocław mogłam w nich startować, ponieważ nasze wojsko nie miało jeszcze drużyny reprezentującej światowy poziom.

Nie podpisałam nigdy żadnego kontraktu z wojskiem, ale obecnie takie kontrakty umożliwiają zawodnikom trenowanie na najwyższym poziomie. Stanowią one dodatkowe, a dla niektórych podstawowe źródło utrzymania, bo trudno w dzisiejszych czasach utrzymać się z samego stypendium sportowego. Jeśli znajdzie się sponsora, to jest jeszcze łatwiej. Trening na bardzo wysokim poziomie wiąże się z tym, że nie jest łatwo podjąć dodatkową pracę.

Sukcesy naszych reprezentantów z ostatnich lat, czyli medale na mistrzostwach świata i Europy, mogą dawać nadzieje na jakąś zdobycz medalową na igrzyskach?

Strzelectwo jest taką dyscypliną, w której tak naprawdę każdy, kto zdobył kwalifikację na igrzyska, ma szansę zdobyć medal. Kwalifikacja olimpijska jest bardzo trudna do zdobycia. Trzeba zająć wysokie miejsce na mistrzostwach świata, Europy, w zawodach pucharu świata, albo dzięki wysokiej pozycji w rankingu. Są też zawodnicy z tzw. "dzikimi kartami". Najczęściej dostają je sportowcy z krajów, gdzie poziom nie umożliwia zdobycie bezpośredniej kwalifikacji. Misją MKOl-u jest popularyzacja sportów olimpijskich na całym świecie. Stąd się też biorą różnice duże różnice w wynikach między światową czołówką a zawodnikami z ostatnich miejsc.

Czyli bardzo dużo musi zależeć od dyspozycji dnia.

Tak, przede wszystkim od dyspozycji psychofizycznej. Różnice między zawodnikami na najwyższych miejscach są liczone nawet w dziesiętnych częściach punktów. W Tokio może być jednak różnie, bo strzelcy nie mają łatwych warunków do treningu. Mają do dyspozycji mniej stanowisk w porównaniu do wszystkich poprzednich igrzysk. Aneta Stankiewicz już dziś miała oficjalny trening na swoim stanowisku strzeleckim, na którym jutro wystartuje.

Dowiedziałam się, że do środy nie było oddzielnej strzelnicy na 10 metrów do strzelania pneumatycznego. Podzielono strzelnicę 50-metrową na pół. Jedna połowa stanowisk była przeznaczona do strzelania z karabinu dowolnego, a druga połowa do strzałów z karabinu pneumatycznego. Wyglądało to jak prowizorka, ograniczała liczbę stanowisk do treningu.

Izolacja sprzyja wzrostowi napięcia psychicznego, co jest trudne do zniesienia, nie tylko dla strzelców. W tej dyscyplinie nie rozładuje się emocji poprzez ruch. Trzeba jednak zachować spokój, ustabilizowaną postawę strzelecką i umieć świadomie rozluźnić odpowiednie partie mięśni. Nie wszyscy dają sobie z tym radę, nawet najlepsi. Pamiętam jak w Atlancie Yifu Wang, jeden z najlepszych na świecie w pistolecie, nie wytrzymał presji w ostatnim strzale. Przed ostatnim strzałem w finale miał przewagę 5 punktów. To była przepaść. W ostatniej kolejce trafił tylko 5, a Roberto Di Donna z Włoch strzelił piękną 10 i wygrał o 0,1 punktu.

Płynnie przeszła pani do Atlanty, bo o sukces w USA właśnie chciałem pytać. Minęło od tego czasu już ćwierć wieku, a wspomnienia są nadal bardzo żywe.

Tak, takie wspomnienia wiążą się z silnymi emocjami. Atlanta będzie w mojej pamięci zawsze żywa. Nawet pamiętam, o czym myślałam po zakończeniu kwalifikacji, przed finałem i po finale. Widzę to tak, jakby to wydarzyło się naprawdę niedawno, albo nawet wczoraj.

Które złoto ma większą wartość emocjonalną? To z Atlanty czy z Sydney?

Jest taka sama, ale inne emocje towarzyszyły mi w Atlancie, a inne w Sydney. Tego nie da się porównać. Te medale były zdobyte w zupełnie innym stylu. W Atlancie podchodziłam do strzelania z dużym spokojem, dążyłam do pełnego wyciszenia się. W Sydney nie miałam takiego spokoju. Czułam, że walczę o każdy punkt. Strzelanie w Australii kosztowało mnie więcej wysiłku. Jednak w tamtych warunkach było to potrzebne. Inna strefa czasowa, klimatyczna, warunki na strzelnicy… Takie podejście okazało się skuteczne.

W Atlancie było ciepło, ale nie za gorąco. To były dla mnie idealne warunki do strzelania. W Sydney w nocy temperatura spadała nawet poniżej 0 stopni. Gdy wstawaliśmy o 5 rano i szliśmy na śniadanie, to na trawie był szron. W ciągu dnia temperatura wzrastała do 20 stopni. Do tego strzelnica nie była ogrzewana, zastosowano naturalną klimatyzację, dlatego na strzelnicy hulał wiatr i było zimno. Gdybyśmy nie pojechali do Sydney rok wcześniej na rekonesans, nie wiedzielibyśmy, jak dokładnie się przygotować do tych igrzysk. Użyliśmy wtedy termicznej odzieży. Dziś strzelnice finałowe muszą być całkowicie zabudowane i nie ma na nich wiatru. Jedynie w kwalifikacjach przedpole jest odkryte. Trzeba umieć szybko się przyzwyczaić do zmieniających się warunków.

Kolejne złoto dla Polski w strzelectwie byłoby czymś bardzo przyjemnym. Liczy pani na jakiś medal naszych reprezentantów? Czeka pani na te igrzyska?

Wie pan, nie lubię zwrotu, że "liczę na coś".

Intrygujące. Dlaczego?

Bardziej liczyć mogę na przykład na szczęście. Nie pasuje mi to słowo do tej sytuacji.

To zapytam inaczej. Czy ma pani nadzieję na medal Polaków w strzelectwie?

To już brzmi lepiej! Wierzę w to, że nasi zawodnicy poradzą sobie w tych trudnych warunkach. Sercem i myślami jestem z nimi. Mało tego – dochodzę do wniosku, że jestem zaprogramowana na igrzyska. Kiedy się zbliżają, nie potrafię myśleć o niczym innym. Ostatnie trzy noce z rzędu budzę się o 2:00, patrzę na zegarek i się zastanawiam, dlaczego nie śpię. Dzisiaj dotarło do mojej świadomości, że to jest godzina rozpoczęcia zawodów (różnica czasowa między Warszawą a Tokio to 7 godzin. Gdy u nas jest 2:00 w nocy, tam jest 9:00 rano – przyp. red.).

Zmagania w strzelectwie na igrzyskach olimpijskich Tokio 2020 ruszą już w sobotę 24 lipca. Potrwają one do poniedziałku 2 sierpnia. O medale powalczy 5 Polaków: Sandra Bernal, Klaudia Breś, Aleksandra Jarmolińska, Aneta Stankiewicz i Tomasz Bartnik.

Źródło artykułu: