Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Z występem Igi Świątek na igrzyskach olimpijskich polscy kibice wiązali ogromne nadzieje. Polka miała walczyć w Tokio o medal. Sama zresztą przyznawała, że to dla niej najważniejsza impreza roku. Niestety, zakończyła się dla niej już 26 lipca.
W meczu drugiej rundy nasza tenisistka przegrała z Hiszpanką Paulą Bados 3:6, 6:7. Po ostatniej piłce Polka była zrozpaczona i przez kilka minut nie ruszała się ze swojego boksu, płacząc w ręcznik.
Dopiero po kilkudziesięciu minutach Świątek pojawiła się w strefie dla dziennikarzy i odpowiedziała na kilka pytań.
ZOBACZ WIDEO: Igrzyska pod znakiem obostrzeń. "Jesteśmy kontrolowani co kilka metrów"
- Ciężko mi wyciągnąć wnioski, bo jeszcze nie widziałam meczu. Wydaje mi się, że miałam lepszy serwis niż w poprzednim spotkaniu, co jest pozytywem. Ale rywalka serwowała wybitnie, cały czas atakowała. Czułam się jak pod ścianą, to był bardzo wymagający mecz - oceniła.
- Miała sporo prostych punktów, które kończyła jednym uderzeniem. Ja miałam poczucie, że było kilka okazji na zakończenie ważnych akcji, ale ona grała świetnie. Jestem zła, że zepsułam kilka piłek ale Paula ma super sezon i dziś to potwierdziła. Nie na wiele mi dzisiaj pozwalała - dodała.
Nasza zawodniczka skomentowała także swoje łzy po zakończeniu meczu.
- 90 procent zawodniczek płacze po przegranych meczach, po prostu nie widać tego na wizji. Jesteśmy tylko ludźmi, nie jest łatwo rywalizować na najwyższym poziomie. To trochę frustrujący sport, ale na pewno nie będę teraz narzekać.
Świątek ma nadzieję, że zdobyte doświadczenie zaprocentuje za trzy lata na IO w Paryżu.
- Myślę, że po pierwszej rundzie udało mi się wyluzować, czułam się swobodnie i dzięki temu był to wyrównany mecz, ale nie starczyło. Liczę, że wyciągnę wnioski, będę bardziej przygotowana na kolejne igrzyska, to dla mnie najważniejsze. Jestem smutna, druga runda może się wydawać słabym wynikiem, ale na pewno zdobyłam doświadczenie - podsumowała.