Tokio 2020. Z piekła do nieba. Blisko ogromnej sensacji w turnieju siatkarzy

Getty Images / Toru Hanai / Na zdjęciu: reprezentacja Argentyny w meczu z Brazylią
Getty Images / Toru Hanai / Na zdjęciu: reprezentacja Argentyny w meczu z Brazylią

Niewielu dawało szanse Argentyńczykom w starciu z mistrzami olimpijskimi. A jednak podopieczni Marcelo Mendeza poszedl do tego meczu bez kompleksów. Prowadzili 2:1 oraz 18:12 i.... ostatecznie przegrali z Brazylijczykami.

Drugi dzień olimpijskich zmagań wśród siatkarzy zakończyło starcie dwóch drużyn z Ameryki Południowej. Argentyńczycy zmierzyli się z Brazylijczykami. To Canarinhos byli zdecydowanymi faworytami tego spotkania, na inaugurację pokonali Tunezyjczyków 3:0. Z kolei Albicelestes ulegli Rosyjskiemu Komitetowi Olimpijskiemu 1:3.

Argentyńczycy od początku pokazali, że nie zamierzają sprzedać tanio skóry. Znakomicie zagrywali, dobrze bronili, co dało im trzypunktowe prowadzenie (6:3). Brazylijczycy jednak wykorzystywali pomyłki rywali i po chwili doprowadzili do remisu. Po kilku minutach wyrównanej gry znowu przewagę zaczęli uzyskiwać Albicelestes. Rewelacyjnie prezentował się Facundo Conte, na środku siatki szalał Agustin Loser, co pozwoliło im odbudować przewagę. Później już kontrolowali przebieg partii i wygrali go 25:19.

Początek drugiego seta miał bardzo wyrównany przebieg, ale z czasem ponownie przewagę zaczęli zyskiwać Argentyńczycy. Pogubieni Canarinhos zacięli się w jednym ustawieniu i stracili już cztery "oczka". Podopieczni Renana Dal Zotto przycisnęli jednak w bloku oraz w polu serwisowym i złapali kontakt z rywalami. Jednakże w drużynie Albicelestes było mnóstwo polotu, ładnych akcji. Ich gra zachwycała, umieli się wykaraskać z trudnych sytuacji. Znowu mieli kontrolę nad grą i zwyciężyli partię 25:21. Sensacja wisiała na włosku.

ZOBACZ WIDEO: "Bieganie kilometrów zabija predyspozycje". Dziesięcioboista szczerze o koniecznych wyborach w tej dyscyplinie

Na trzecią odsłonę Canarinhos wyszli jednak naładowani. Wykorzystali błędy rywali, dzięki czemu zbudowali trzypunktowe prowadzenie. Świetnie rozgrywał Fernando Kreling, który zastąpił Bruno Rezende. Poszli za ciosem, znakomicie czytali grę rywali, co dało im pięć "oczek" zaliczki (13:8).  W dalszej części tej partii już dominowali, odbudował się Leal. Ich przeciwnicy nie potrafili znaleźć odpowiedzi i przegrali 16:25.

Zawodnicy prowadzeni przez Marcelo Mendeza przeczekali jednak słabszy moment i z przytupem rozpoczęli trzecią partię. Kąśliwe zagrywki Sebastiana Sole i znakomita postawa Bruno Limy dała im pokaźną zaliczkę (7:3). Mieli ogromne problemy w przyjęciu, mylili się także w ataku i przegrywali już sześcioma "oczkami". Wybornie prezentował się libero Santiago Danani. Lima jednak się zaciął, dwie zepsute akcje dały oddech Canarinhos. Argentyna kompletnie stanęła, a Lucarelli blokował. Po chwili na tablicy wyników widniał remis. Bezradni Albicelestes nie potrafili zagrozić rywalom. Gospodarze igrzysk w Rio doprowadzili do tie-breaka.

Jego początek był wyrównany z wieloma błędami z obu stron. Przez długi czas zespoły wymieniały się prowadzeniem, ale nikt nie potrafił zbudować trwałej przewagi. Dopiero blok Limy dał Argentyńczykom dwupunktowe prowadzenie (11:9). Przeciwnicy jednak wyrównali błyskawicznie za sprawą uderzenia Lela. Canarinhos mieli meczbola, ale o wszystkim rozstrzygnęła gra na przewagi. Spotkanie zakończył autowy atak Facundo Conte (16:14).

Brazylia - Argentyna 3:2 (19:25, 21:25, 25:16, 25:21, 16:14)

Brazylia: Bruno, Wallace, Leal, Isac, Lucarelli, Lucas, Thales (libero)  oraz Fernando, Douglas, Mauricio, Alan, Borges

Argentyna: Conte, Sole, Loser, Lima, Palacios, De Cecco, Danani (libero) oraz Sanchez, Pereyra, Poglajen, Ramos

Czytaj więcej:
Tokio 2020. "Martwi nas coś innego". Zagraniczne media pod wrażeniem dwóch polskich siatkarzy
Czy na polskich siatkarzach spoczywa zbyt duża presja? "Jak się jest faworytem, to taka nerwowość może się pojawić"

Komentarze (0)