Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Po profesorsku rozegrał eliminacje rzutu młotem na igrzyskach w Tokio Wojciech Nowicki. Nasz zawodnik już w pierwszej próbie zdecydowanie przekroczył wymaganą odległość do awansu, osiągając 79,78 m.
Polak postraszył tym samym rywali przed środowym finałem, w którym zamierza walczyć o medal. Jego słowa wskazują, że będzie poważnym kandydatem nawet do złota.
- Bardzo się cieszę, że poszło tak szybko. Osiągnąłem super wynik, koło jest bardzo dobre a w finale może być jeszcze lepiej. Nic tylko rzucać. Czuję się bardzo dobrze przygotowany, jestem stabilny technicznie, mam formę. Trzeba to jeszcze potwierdzić w finale - zapowiada.
ZOBACZ WIDEO: Zmiana składu sztafety przed finałem dała złoty medal? "Słabsi zawodnicy zostali wymienieni na szybszych"
Nowicki wyglądał na zrelaksowanego i pewnego swoich umiejętności.
- Wyjątkowo luźno podszedłem do tych eliminacji. Przepraszam że tak powiem, ale może dzięki temu że was się pozbyłem w lipcu, znalazłem ten spokój. Czuję się bardzo pewny siebie i to widać po wynikach - zwrócił się do dziennikarzy.
Krótko odniósł się też do nerwów Pawła Fajdka, który zajął w swojej grupie piąte miejsce i musiał czekać na informację o awansie do finału.
- Widziałem, że Paweł bardzo się denerwuje, wiedziałem że tak będzie. To naprawdę jest ogromny stres. Ale wiem że w finale pokaże się z lepszej strony i obaj staniemy na podium. Wierzę w to.
Nowicki jest dużym optymistą jeśli chodzi o swoje możliwości. W środę chce zaatakować swój rekord życiowy, wynoszący 81,85 m.
- Jeśli w finale będę się czuł tak samo dobrze, jak dzisiaj, to jestem w stanie pobić swój rekord życiowy. Jestem gotowy na bardzo dalekie rzucanie. Że ciepło? Ja się super czuję w takich warunkach. Pocę się może "jak świnia", ale poza tym jest rewelacja - zakończył z uśmiechem.