Chcąc awansować do wielkiego finału igrzysk olimpijskich, Tadeusz Michalik musiał pokonać nie byle kogo. Los sprawił, że na jego drodze w półfinale zapasów klasycznych do 97 kg stanął rosyjski gigant Musa Jewłojew, mistrz świata i mistrz Europy.
Polak robił co mógł, ale w starciu z wyższym i silniejszym rywalem okazał się słabszy. Zawodnik Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego wygrał zdecydowanie wynikiem 7:1.
Po pierwszej porażce w Tokio Michalik wyznał, że chciał zaatakować na samym początku pojedynku.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"
- Chciałem go zaskoczyć, czyli rzutem skrętowym, na to najbardziej liczyłem. Ciężko byłoby z nim walczyć na pełnym dystansie. Czy czuć było różnicę siły? W stójce nie, dopiero w parterze. On jest cięższy o około osiem kilogramów, to sporo - ocenił nasz zawodnik.
Po wygranej walce ćwierćfinałowej z Amerykaninem Tracym Hancockiem Michalik rozpłakał się ze szczęścia przed kamerami TVP. Jego zdaniem nie miało to jednak wpływu na pojedynek półfinałowy.
- Był moment radości, euforii, ale później przyszło uspokojenie i o tym dłużej nie myślałem, patrzyłem tylko do przodu. Jutro czeka mnie walka o brąz i myślę już tylko o tym - podsumował.
30-latek powalczy o upragniony medal olimpijski we wtorek przed południem polskiego czasu.
Stres Pawła Fajdka. "Było z nim bardzo źle". Czytaj więcej--->>>