Tokio 2020. Sześć powodów, dla których to Polska zostanie mistrzem olimpijskim w siatkówce [OPINIA]

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarzy
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: reprezentacja Polski siatkarzy
zdjęcie autora artykułu

Wierzę w złoty medal olimpijski dla polskich siatkarzy. Wiecie dlaczego? Mamy najlepszego siatkarza na świecie. Sprytnego trenera, który wie, jak przygotować zespół do najważniejszych meczów. I kilku graczy, którzy za to złoto dadzą się pokroić.

W tym artykule dowiesz się o:

Polacy zaczęli turniej w Tokio słabo, ale po porażce z Iranem z meczu na mecz jest coraz lepiej. Przed ćwierćfinałem wszyscy czujemy niepokój. Bo porażka oznacza koniec marzeń o medalu, bo Francja to bardzo trudny rywal, a do tej pory ćwierćfinały igrzysk były dla nas przeklęte.

Powodów, by wierzyć w sukces, jest jednak więcej. Nie tylko w pokonanie Francuzów i grę o medale, ale w złoto. Oto sześć powodów, dla których moim zdaniem to właśnie Biało-Czerwoni zostaną w Tokio mistrzami olimpijskimi.

1. Bo ten zespół nie zawodzi na ważnych turniejach Od kiedy selekcjonerem polskiej kadry jest Vital Heynen, tylko raz nie wróciliśmy z dużej imprezy z medalem. Na początku pracy Belga, w Lidze Narodów 2018, zajęliśmy szóste miejsce. Potem zawsze było podium. Mistrzostwa Świata 2018? Mało kto wierzył wtedy w sukces, a skończyło się niezapomnianym turniejem i złotym medalem. Liga Narodów 2019? Polacy pojechali na finały bez największych gwiazd i po wspaniałej walce sięgnęli po brąz. Mistrzostwa Europy 2019 - tylko jedna porażka, z niesioną niesamowitym dopingiem swojej publiczności Słowenią, i też brązowe medale.

ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"

Rozgrywany w Japonii Puchar Świata 2019 to pierwsze za kadencji Heynena srebro. Kolejne jego zespół dołożył już w tym roku, w rozgrywanej w bańce w Rimini Lidze Narodów. Złoto, brąz, brąz, srebro, srebro. Czemu mielibyśmy nie wierzyć, że tak jak nasz zespół zaczął tę serię od złota, tak złotem ją zamknie?

2. Bo Vital Heynen wie, jak trafić z formą na najważniejsze mecze Udowodnił to jeszcze zanim został trenerem Biało-Czerwonych. Kiedy prowadził Niemców, już na początku swojej pracy wywalczył z nimi awans na igrzyska olimpijskie w Londynie, co dla naszych zachodnich sąsiadów było dużym osiągnięciem. Dwa lata później z pozycji underdoga poprowadził ich do brązowego medalu mistrzostw świata. Zresztą w półfinale rozgrywanego w Polsce turnieju narobił sporo problemów naszej drużynie. Potem, jak szkoleniowiec Belgii, zajął czwarte miejsce w mistrzostwach Europy. Dla drużyny, która jest europejskim średniakiem, to był wynik ponad stan. A jego praca z Polakami? Patrz punkt pierwszy. Co turniej, to medal. - W dużych imprezach od początku musisz grać dobrze, ale nie za dobrze - na to przychodzi czas, gdy imprezy mistrzowskie wchodzą w decydującą fazę - mówił nam Heynen przed startem igrzysk.

Ekscentryczny Belg wie, co mówi. Trzy lata temu na MŚ nasz zespół przeżywał w trakcie turnieju trudne chwile, ale gdy przyszło do walki o medale, grał jak z nut. Wiele wskazuje na to, że w Tokio będzie podobnie. Początek mistrzowie świata mieli trudny, ale z każdym kolejnym spotkaniem wyglądają na boisku coraz lepiej.

3. Bo to my mamy najlepszego siatkarza na świecie Chyba nikomu, kto choć trochę interesuje się siatkówką, nie trzeba tłumaczyć, ile znaczy Wilfredo Leon dla zespołu, w którym gra. W polskiej reprezentacji nie jest jedyną gwiazdą, ale kiedy będziemy mieli pod górkę, to na niego zwrócą się wszystkie oczy kibiców.

Dobrze, że urodzony na Kubie geniusz siatkarskiej ofensywy lubi być pod presją, grać o wysoką stawkę i czuć, że dużo od niego zależy. Im więcej jest do wygrania, tym mocniej Leon zamyka się w tunelu, na którego końcu widać tylko światło zwycięstwa. Nasz faktor X nawet tu w Japonii pokazał już, że jest świetnym lekarstwem na kłopoty. Wystarczy, że wejdzie w pole zagrywki, kilka razy "kopnie" z niesamowitą siłą i trudna sytuacja jest opanowana. Wierzę, że w Tokio jeszcze nie raz zobaczymy taką sytuację. Także w sobotnim finale.

4. Bo dla Bartosza Kurka i Michała Kubiaka to ostatnia szansa na taki sukces Dwaj liderzy polskiej reprezentacji i bohaterowie mistrzostw świata sprzed trzech lat mają już po 33 lata i na kolejnych igrzyskach najprawdopodobniej już nie zagrają. Dlatego obaj zrobią absolutnie wszystko, by w Japonii spełnić swoje wielkie olimpijskie marzenia. Jestem przekonany, że w meczach o być albo nie być zjedzą parkiet razem z częścią pustych krzesełek na trybunach, byle tylko Polska wygrała. A że potrafią to robić, przekonaliśmy się już wielokrotnie.

- Jak już jestem na boisku, sport jest dla mnie sprawą życia i śmierci. Kiedy gram, staram się zrobić absolutnie wszystko, żeby wygrać - mówił nam przed igrzyskami Kubiak. Od Kurka nie usłyszycie takich słów, jak od kapitana naszej kadry, nazwanego kiedyś przez Andreę Anastasiego "ulicznym wojownikiem", ale bądźcie pewni, że w Tokio prędzej padnie ze zmęczenia na twarz, niż się podda.

Zarówno Kubiak, jak i Kurek, to miłośnicy NBA, wychowani między innymi na Chicago Bulls i Michaelu Jordanie. Jestem przekonany, że zainspirowani geniuszem koszykówki swój olimpijski ostatni taniec zakończą tak jak on - jako zwycięzcy.

5. Bo naszym chłopakom nie brakuje luzu Każdy, kto chociaż otarł się o sport zespołowy wie, że najlepiej gra się z dobrymi kumplami. Z osobami, z którymi się lubisz i z którymi dobrze czujesz się nie tylko na boisku. A reprezentacja Polski to właśnie taki zespół. Świetna atmosfera i okopowa więź, która według mnie wytworzyła się między zawodnikami w czasie trudnych mistrzostw świata sprzed trzech lat, to wielki atut tego zespołu. Nasi siatkarze są świadomi, jak ważna jest ta więź dla ich postawy na boisku i dlatego starannie o nią dbają. Starają się spędzać razem sporo czasu i wynajdywać nowe aktywności, które pozwolą im dobrze się razem bawić. W wiosce olimpijskiej w Tokio, gdzie możliwości są ograniczone, postawili na grę komputerową "Among Us".

6. Bo to złoto się Polsce należy! I to wcale nie tak, jak premie ministrom jednego z poprzednich rządów. To u nas robi się siatkówkę najlepiej na świecie, organizuje najlepsze turnieje. To u nas w czasie mistrzostw świata kilkunastotysięczna hala potrafiła się zapełnić nawet na meczu, w którym nie grała reprezentacja Polski. To polscy kibice najbardziej siatkówkę kochają i sprawiają, że anonimowi nawet w swoich ojczyznach zawodnicy czują się u nas jak gwiazdy. Ktoś powie, że to głupstwo, że stopień uwielbienia dla dyscypliny nie ma żadnego związku z osiąganymi w niej wynikami. A ja mówię: nie! To jest ten czas, kiedy siatkówka pokaże, że odwzajemnia naszą miłość.

Czytaj także: Tokio 2020. Polska - Francja. Przyjaźnie odłożą na bok. "Z Polską musimy zagrać tak, jak z Rosją i z Brazylią" Tokio 2020. Laurent Tillie: Polska to najlepszy zespół na świecie

Źródło artykułu: