Dwóch reprezentantów Polski stanęło do eliminacji rzutu oszczepem - Cyprian Mrzygłód oraz Marcin Krukowski. Liczyliśmy szczególnie na tego drugiego - i to nie w kontekście awansu do finału, ale w walce o medale. Krukowski jeszcze w czerwcu ustanowił nowy rekord Polski (89,55 m), rozbudzając nadzieje przed Tokio.
Jako pierwszy, w grupie A, na rzutni pojawił się Mrzygłód. Pierwszą próbę spalił, drugą również. W trzeciej posłał oszczep na 78,33 m. To był rzut na solidnym poziomie, ale i tak zbyt krótki, aby myśleć o awansie do finału.
Niestety w jego ślady poszedł też Krukowski. Pierwszy rzut spalił. W drugim osiągnął 74,65 m, a trzeci znów był spalony. Przykra niespodzianka stała się faktem.
- Jestem strasznie zły. Dzisiaj przegrałem z bieżnią. Jest bardzo szybka i bardzo miękka. Rzucałem z powietrza - nie byłem w stanie wyrzucić oszczepu. Jest słabo i tyle. Co mogę zrobić - przyznał przed kamerami Telewizji Polskiej.
Najlepszy rzut w eliminacjach oddał Neeraj Chorpa - 86,65 m. Dopiero w trzeciej próbie awans do finału zapewnił sobie faworyt do złota - Johannes Vetter (85,64).
Czytaj także:
- Tokio 2020. Anita Włodarczyk w euforii. "Królowa wróciła"
- Tokio 2020. Wielki dzień dla Polaków. Zobacz klasyfikację medalową
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. "Anita mogła już nie trenować". Wszystko ułożyło się idealnie dla polskiej mistrzyni