Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
- Nie no sorry Misiu, ale to zrobiłeś! Super sprawa, wow!
Wojciech Nowicki długo nie mógł wyjść z podziwu po tym, co w finale na 800 metrów zrobił Patryk Dobek. Sam w środę zdobył złoty medal w rzucie młotem (trzeci był Paweł Fajdek), jednak chyba największe emocje okazał wtedy, gdy gratulował młodszemu koledze brązowego medalu.
Dwa medale w rzucie młotem braliśmy w ciemno. Gdy jednak ktoś wspominał o możliwości zgarnięcia trzech jednego wieczoru, dało się wyczuć niepewność.
ZOBACZ WIDEO: Niespodziewany medal dla Polaka w Tokio. "Już nie będzie kłótni w domu"
No bo jak? Zdobyć olimpijski krążek w konkurencji, którą trenuje się nie kilkanaście czy kilka lat, ale kilka miesięcy?
Przez lata marzenie o podium igrzysk na 800 metrów starały się spełnić wielkie gwiazdy polskiego sportu. Marcin Lewandowski i Adam Kszczot mają w dorobku więcej medali wielkich imprez niż byliby w stanie unieść. Ale na igrzyskach zawsze im czegoś brakowało, także szczęścia.
A on się pojawił i nie pytając nikogo o pozwolenie ten medal po prostu sobie wziął.
Kiedyś zapowiadał się na świetnego 400-metrowca. Potem zmienił konkurencję na płotki i już po kilkunastu miesiącach zbliżył się bardzo do rekordu Polski. Jednak kariera nagle się zatrzymała. Gdy przez pięć kolejnych lat nie udawało mu się zaistnieć w światowej czołówce, wydawało się, że nie zrobi tego już nigdy.
Gdy zimą pojawił się na starcie 800 metrów, był traktowany jako ciekawostka. Ot, nowy bodziec treningowy od nowego trenera. Ale Zbigniew Król miał inny plan. Złoty medal Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu był potwierdzeniem, że obrał właściwą drogę.
Nawet jednak wtedy Patryk Dobek przekonywał, że jego celem głównym nadal będzie bieganie 400 m przez płotki. Król zachowywał spokój i jak ujawnił dopiero niedawno, bez wiedzy zawodnika wprowadzał do zajęć kolejne elementy treningu na 800 m.
A gdy wiosną zaczął wygrywać wszystko także na otwartym stadionie, nie było już odwrotu. Dobek stał się szybko jednym z kandydatów do wysokiego miejsca w Tokio.
Niesamowite, jak Zbigniew Król potrafił zmienić 27-latka. Dziś po dawnym Dobku, który kiedyś potrafił publicznie wytykać błędy i krytykować swojego trenera (Krzysztofa Szałacha), nie ma już śladu. Jest pokora, podporządkowanie, etos pracy.
I jest olimpijski medal.
To właśnie łączy obu polskich bohaterów środowego wieczoru. - Jaka jest moja tajemnica sukcesu? Nie wiem, po prostu wykonuję zakładaną pracę. I to wszystko - przekonywał Nowicki. Proste, ale bardzo prawdziwe.
Miła odmiana w czasach, gdy przyznający się do lenistwa ludzie nie czują wstydu i tworzą zrzutki pieniędzy, bo potrzebny im nowy komputer.
Zobacz klasyfikację medalową po kolejnych sukcesach Polaków!