Reprezentant Polski na mecie wyprzedził o ponad pół minuty Niemca Jonathana Hilberta oraz o niespełna minutę Kanadyjczyka Evana Dunfee. Przez pierwsze pół rywalizacji znajdował się w grupie pościgowej. W okolicach 30. kilometra ruszył do przodu i to się opłaciło. W ten sposób zyskał sobie przewagę, której rywale nie zdołali już zniwelować.
- Nie miałem żadnych planów na ten wyścig. Ze względu na pogodę było o nie trudno. Starałem się je na bieżąco aktualizować. Do 30 kilometra szliśmy razem, potem zacząłem przyspieszać, bo miałem wrażenie, że idziemy w wolnym tempie. Czekałem, aż któryś z zawodników z czołowej dziesiątki ruszy. Trochę się obawiałem. Potem odwróciłem się i okazało się, że nikogo za mną nie ma - opowiadał Dawid Tomala w wywiadzie dla TVP Sport.
Choć wyścig rozgrywany był bardzo wcześnie, bo już o godzinie 5:30 czasu lokalnego, chodziarze zmagali się z upałem. Na termometrach w Sapporo termometry wskazywały 34 stopnie.
ZOBACZ WIDEO: Zmiana składu sztafety przed finałem dała złoty medal? "Słabsi zawodnicy zostali wymienieni na szybszych"
- Końcówka była bardzo ciężka. Kręciło mi się w głowie, chyba doszedłem siłą woli. Super było też to, że miałem taki zapas. To dało mi ogromny komfort i... skończyło się złotym medalem! Od początku wyścigu czułem się bardzo dobrze. Cały czas sobie powtarzałem, że to ostatnia szansa w życiu, bo 50 km na igrzyskach już nigdy nie będzie (więcej na ten temat TUTAJ). Pomyślałem: "może to te 5 minut, które trzeba złapać?" Podążałem za tą myślą - dodał mistrz olimpijski.
Był to drugi start Dawida Tomali w Igrzyskach Olimpijskich. W 2012 roku w Londynie zajął dwunaste miejsce w chodzie na 20 kilometrów. Na 50 kilometrów zaczął chodzić w... tym roku. Był to dopiero jego drugi oficjalny start na tym dystansie.
- Dystans 20 kilometrów zaczął mi się nudzić. Potrzebowałem nowego wyzwania. Przez lata koncentrowałem się tylko na dwudziestce. Chciałem czegoś specjalnego, wyjątkowego. Stwierdziłem, że pięćdziesiątka będzie dobrym pomysłem i teraz już wiem, że była - podkreślił.
Tomala zaczynał swoją przygodę z chodem w UKS Maraton Korzeniowski Bieruń. To właśnie Robert Korzeniowski zainspirował go do tego, by długie dystanse chodzić, a nie biegać.
- Dlaczego 50 km? To jasne - mamy w Polsce najlepszego chodziarza w historii, Roberta Korzeniowskiego. On jest legendą i oraz inspiracją. Cieszę się, że do tej historii mogę dołożyć swoją cegiełkę - przyznał złoty medalista igrzysk w Tokio.
- To dla mnie wspaniały dzień. Nie do uwierzenia. Pracowałem na to od 15. roku życia, kiedy to po raz pierwszy pojawiłem się na treningu. Marzył mi się wtedy złoty medal olimpijski. Początkowo myślałem, że uda mi się to na 20 kilometrów, ale ten rok wszystko zmienił. Wystartowałem na 50 km w Dudincach (zajął piąte miejsce - przyp. red.) Ten start był moim drugim na tym dystansie w życiu i... wygrałem. Przecież to nieprawdopodobne! - dodał.
Trenerem Dawida Tomali jest jego tata, Grzegorz. Przeszedł (i to dosłownie) długą drogę, by znaleźć się na olimpijskim szczycie.
[color=#222222]
- Chciałbym zadedykować ten medal całej mojej rodzinie. Bez niej nie byłoby mnie tutaj. Dostałem mnóstwo wsparcia. Trenuję z tatą i to ma przełożenie. Cały sztab ludzi pracował na to, żebym znalazł się tu, gdzie jestem - zakończył mistrz olimpijski w chodzie na 50 km.
Sprawdź także: Kiedyś nie chciał o tym myśleć. Dawid Tomala mistrzem olimpijskim![/color]