- Co mi powiedzieli rodzice? Zapytali, co ja im narobiłem. Bo przeze mnie nie mają spokoju i ludzie z całego Bojszowa schodzą się im do domu. No i dobrze, nie ma spania!
Dawid Tomala jest wielkim odkryciem ostatnich dni w polskim sporcie. Najpierw okazał się najlepszym chodziarzem na dystansie 50 kilometrów, sprawiając największą sensację igrzysk olimpijskich w XXI wieku. Po odebraniu medalu okazało się również, że to równie dobry rozmówca, mający do opowiedzenia naprawdę wyjątkową historię.
Spontan i coolery z prześcieradła
Jeszcze to do mnie nie dotarło. Dalej nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem. Emocje? Oczywiście są, ale przede wszystkim jestem ogromnie zmęczony, boli mnie dosłownie wszystko. Jeszcze nigdy tak się nie czułem. Ale nie ma przebacz, przyszedł czas na świętowanie.
ZOBACZ WIDEO: Paweł Fajdek z brązowym medalem IO w Tokio. Czy będzie zadowolony z tego osiągnięcia?
Aż trochę się boję powrotu do domu. To będzie masakra.
Tutaj przekonałem się, że naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych. Bo choć cały okres przygotowawczy przepracowałem idealnie, zrealizowałem cały założony plan, oczekiwałem miejsca w "10", najwyżej w "8". I to już był duży optymizm, bo przecież na igrzyskach w Londynie byłem 19. Ale chyba doświadczenie zrobiło swoje.
Obozy wysokogórskie bardzo pomogły w adaptacji do warunków, a wiem od rywali, że wielu sobie z tym nie poradziło. Także do temperatury. Też się jej obawiałem, ale organizm świetnie sobie poradził. Stres także mnie nie zablokował. Bo szczerze, to w ogóle go nie odczułem. Nie miałem czasu.
Przecież jeszcze na kilka minut przed wyjazdem na start razem z Arturem Brzozowskim musieliśmy przygotowywać nasze napoje. Trzeba było wstać o 2:30 w nocy, godzinę później wyjazd. Pierwszy raz w życiu trzeba było ogarnąć picie, coolery na szyję. Pełen spontan.
A z tymi coolerami to fajna historia. Tak w ogóle to pomysł mojego taty i jednocześnie trenera. A uszyła je mama, ze starego prześcieradła! I sprawdziły się znakomicie, pakowaliśmy do nich lód, by potem owinąć się nimi na trasie i schłodzić organizm. Choć niektóre były aż za ciężkie. Gdy robi się 50 tysięcy kroków, nawet małe obciążenie robi wielką różnicę.
Ludzie mnie pytają: jak to możliwe, że był to dopiero mój trzeci występ w życiu na 50 kilometrów. I odpowiadam cały czas tak samo: nie wiem, po prostu. Paradoksalnie zadziałało to jednak na moją korzyść, bo rywale mnie nie znali i zlekceważyli mój atak. Pewnie pomyśleli, że nie dam rady. I srogo za to zapłacili. Trzeba brać byka za rogi, trzeba ryzykować i potem pić szampana.
Nie było pieniędzy, poszedłem na budowę
Zaryzykowałem wiele. Parę lat temu, po złotym medalu mistrzostw Polski, na kilka miesięcy w ogóle zrezygnowałem z treningów. Przez pół roku nie trenowałem, chodziłem tylko na siłownię. Po prostu poszedłem do pracy, bo nie miałem pieniędzy na życie. Pracowałem na pełen etat na budowie, byłem nauczycielem wychowania fizycznego, masażystą, trenerem od przygotowania motorycznego.
Ale w końcu ten chód do mnie wrócił, brakowało mi go. Postanowiłem spróbować raz jeszcze, żeby tutaj przyjechać postawiłem wszystko na jedną kartę. Do końca poprzedniego roku pracowałem na budowie, żeby zebrać pieniądze na przygotowania. Nie chciałem potem żałować, że nie zrobiłem wszystkiego. A tak dałem z siebie 100 procent.
Nie było łatwo, po normalnej pracy wielokrotnie nie miałem już sił na swój trening. Nie żałuję, choć kosztowało mnie to mnóstwo wysiłku, także psychicznego. Ale dobrze to wspominam.
Finanse w chodzie sportowym? One nie istnieją. Można liczyć jedynie na stypendium. Jest dużo innych konkurencji, w których jest znacznie łatwiej. Tak, jeśli chodzi o sprawę pieniędzy, można wybrać znacznie lepiej niż ja.
Nowe życie
Nie ma co się kryć, myśli o zakończeniu kariery było mnóstwo. Martwiłem się, że nie będę w stanie normalnie żyć. Bez żadnych szaleństw, po prostu skromnie. W portfelu nie było wiele, trzeba było walczyć, szukać pomocy. Całe życie nie miałem finansowego komfortu. Gdyby tutaj nie wyszło, to powiedziałbym stop.
Sapporo chyba naprawdę jest szczęśliwym miejscem dla Polaków. Zdobyłem medal w dniu urodzin Wojciecha Fortuny? No to naprawdę kosmos. Widziałem nawet tę słynną skocznię narciarską z okien hotelu. Szkoda, że nie dało się wyjść przez te wszystkie restrykcje. Choć może i dobrze, może ruszyłbym w miasto i dopiero by było.
Wszyscy powtarzają, że ten medal zmieni moje życie. Na razie się nad tym nie zastanawiam, muszę i chcę odpocząć. Na dodatek te wszystkie wywiady z wami trwały zdecydowanie dłużej niż mój start!
---
Dawid Tomala to wielokrotny mistrz Polski, młodzieżowy mistrz Europy w chodzie sportowym na 20 km z 2011 roku. Do igrzysk olimpijskich w Tokio był to jego największy sukces w karierze.